Выбрать главу

Wokół dobrze oświetlonego basenu, nad którym odbywało się przyjęcie, snuło się dość ospale około trzydziestu osób. Myron miał na sobie granatową marynarkę, prążkowaną koszulę z kołnierzykiem na guziczki, kwiecisty krawat i mokasyny od J. Murphy’ego. Bolitar elegant. Win byłby z niego dumny. Niemniej w porównaniu z innymi koszykarzami prezentował się raczej skromnie. Trzeba stwierdzić, ryzykując posądzenie o rasizm, że czarni gracze – w drużynie Smoków grało obecnie tylko dwóch białych – wiedzieli, jak ubierać się z fasonem. Wprawdzie nie w jego stylu (jeśli miał jakiś styl), ale z fasonem na pewno. Wyglądali jak grupa modeli szykujących się do wyjścia na wybieg pokazu mody w Mediolanie. Idealnie skrojone garnitury. Jedwabne koszule zapięte pod szyją. Bez krawatów. Buty lśniące jak lustra.

T.C. spoczywał na szezlongu przy płytszym końcu basenu. Otaczająca go grupa białych o wyglądzie studentów college’u reagowała śmiechem na każde jego słowo. Myron dostrzegł też Audrey. Strasznie się wystroiła – do swojego powszedniego dziennikarskiego uniformu dodała na tę okazję perły. Nim zdążył dołączyć do towarzystwa, podeszła do niego kobieta około czterdziestki.

– Witam – powiedziała.

– Cześć.

Riposta godna mistrza słowa.

– Myron Bolitar, prawda? Jestem Maggie Mason – przedstawiła się.

– Cześć, Maggie. Uścisnęli sobie dłonie.

Miała silny chwyt, miły uśmiech. Ubrana konserwatywnie: w białą bluzkę, grafitowy żakiet, czerwoną spódnicę i czarne czółenka, ale włosy puszczone luzem i w lekkim nieładzie, jakby przed chwilą rozplotła kok. Szczupła, atrakcyjna, idealnie pasowałaby do roli adwokatki w Prawnikach z Miasta Aniołów.

Uśmiechnęła się.

– Pewnie nie wiesz, kim jestem – zagadnęła.

– Nie, przepraszam, nie wiem.

– Nazywają mnie Łomot.

– Mhm – odbąknął, gdy nic nie dodała.

– T.C. nic ci nie mówił?

– Wspomniał coś o łomocie…

Myron urwał w pół słowa. Uśmiechnęła się i rozłożyła ręce.

– Nie rozumiem – rzekł po dłuższej chwili.

– Nie ma co rozumieć – odparła rzeczowo. – Zaliczam wszystkich graczy z drużyny. Jesteś nowy. Twoja kolej.

Myron otworzył usta.

– Nie wyglądasz na fankę – zaliczankę – rzekł.

– Fankę? – Pokręciła głową. – Boże, nienawidzę tego słowa.

Zamknął oczy i uszczypnął się w grzbiet nosa.

– Sprawdzę, czy dobrze cię zrozumiałem.

– Proszę.

– Spałaś ze wszystkimi koszykarzami Smoków?

– Tak.

– Nawet z żonatymi?

– Tak – potwierdziła. – Ze wszystkimi, którzy grali w tej drużynie od tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego trzeciego roku. Wtedy zaczęłam ich zaliczać. Od roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego zaliczam Gigantów.

– Zaraz. A więc jesteś również fanką futbolistów?

– Uprzedzałam, że nie znoszę określenia „fanka”.

– A jakie by ci odpowiadało? Przekrzywiła głowę, zachowując uśmiech.

– Pracuję na Wall Street w bankowości inwestycyjnej – Powiedziała. – Ciężko haruję. Chodzę na kursy gotowania i mam fioła na punkcie ćwiczeń ze stepem. Według obowiązujących norm jestem w sumie całkiem normalna. Nikogo nie krzywdzę. Nie chcę wychodzić za mąż ani być w stałym związku. Mam za to ten mały fetysz. Seks z zawodowymi sportowcami.

– Seks z zawodowymi sportowcami.

Uniosła palec wskazujący.

– Tylko z graczami Gigantów i Smoków.

– Miło widzieć w tej epoce braku lojalności taką wierność barwom klubowym.

Roześmiała się.

– Zabawne.

– Czyżbyś spała ze wszystkimi Gigantami?

– Prawie. Mam miejsca na wprost środka boiska. Po każdym meczu łomoczę dwóch zawodników: napastnika i obrońcę.

– Wybierasz dwóch „najbardziej wartościowych graczy”?

– Właśnie.

Myron wzruszył ramionami.

– Bardziej cię to rajcuje niż piłka meczowa?

– Tak – odparła wolno. – Na pewno bardziej niż piłka meczowa.

Przetarł oczy. Czacha dymiła, mózg się lasował! Otaksował ją wzrokiem. A ona jego.

– Skąd się wziął twój przydomek? – spytał.

– Nie jest tak, jak myślisz.

– Jak myślę o czym?

– Skąd się wziął przydomek „Łomot”. Wszyscy myślą, że się bzykam jak królica.

– Nie stąd?

– Nie. – Podniosła oczy. – Jak by to delikatnie ująć?

– Zależy ci na delikatności? Skarciła go wzrokiem.

– Nie bądź taki.

– Jaki?

– Prawicowy, ograniczony, prymitywny jak Pat Buchanan. Ja też mam serce.

– Powiedziałem, że nie masz?

– Nie, ale tak się zachowujesz. Nikogo nie krzywdzę. Jestem uczciwa. Postępowa. Bezpośrednia. Panuję nad tym, co robię i z kim. Jestem szczęśliwa.

– I zaraźliwa – usłyszał własny głos i natychmiast pożałował tych słów. Wymknęły mu się.

– Słucham?!

– Przepraszam. To było bardzo niestosowne – rzekł, spostrzegając, że uderzył w czułą strunę.

– Mężczyźni, z którymi uprawiam seks, wkładają prezerwatywy – odpaliła. – Często się badam. Jestem zdrowa.

– Przepraszam. Nie powinienem tego mówić.

– I nie śpię z nikim, kto mógłby mnie czymś zarazić – dodała. – Jestem ostrożna.

Myron przygryzł wargę. Przegrał starcie.

– Mój błąd – przyznał. – Nie chciałem. Przepraszam. Wybacz mi.

Piersi jej falowały, ale już się uspokoiła.

– Zgoda – odparła na wydechu. – Wybaczam.

Ich oczy znów się spotkały i wymienili uśmiechy. O wiele za długie. Myron poczuł się jak uczestnik teleturnieju. Z dziwnego półtransu wyrwała go pewna myśl.

– Spałaś z Gregiem Downingiem? – spytał.

– W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym trzecim. Był jednym z moich pierwszych Smoków.

Greg pewnie po tym napęczniał z dumy.

– Widujecie się nadal?

– Oczywiście. Jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaźnię się prawie ze wszystkimi, których zaliczyłam. Z większością.

– Często rozmawiacie?

– Czasami.

– A ostatnio?

– Z miesiąc, może dwa temu.

– Nie wiesz, czy się z kimś spotyka? Maggie Łomot spojrzała na niego bacznie.

– Dlaczego o to pytasz?

Myron wzruszył ramionami.

– Podtrzymuję rozmowę – rzekł, znów nieprzekonująco.

– Dziwny temat.

– Dużo o nim myślałem. Tyle powiedziano o naszej historii i moim przyjściu do jego drużyny. Dało mi to do myślenia.

– Do myślenia o jego życiu erotycznym?

Nie kupiła tego wyjaśnienia.