Zdawali sobie sprawę, że zdolność widzenia niewidzialnego bardzo się ostatnio u Dolga wyostrzyła, ponieważ tak często dotykał magicznego szafiru.
– Czy Nidhogg tam jest? – zainteresowała się Theresa.
– Nie, babciu, nie ma. I Zwierzęcia też nie.
– To znaczy, że są przy Tiril. – Księżna odetchnęła z ulgą. – To bardzo dobrze. Wiemy przynajmniej, że Tiril żyje.
Stała u boku Erlinga Müllera, w otoczeniu swoich wnuków i służby na zabudowanej werandzie.
– Dolg, co oni teraz robią? – zapytała cicho.
– Rozmawiają. Prawdopodobnie zastanawiają się, jak najprościej osiągnąć cel. Nie mogę, niestety, opowiedzieć tacie, co Cień zrobił, żeby unicestwić tych czterech wielkich mistrzów, bo byłem wtedy nieprzytomny. Ale jeśli chodzi o strasznego Torquemadę, to musiałem mu przedstawić wszystkie jego złe uczynki. Tata nie może chyba tego zrobić.
– Nie – przyznał mu rację Erling. – Nauczyciel jest wyjątkową istotą, ale jednak nie do tego stopnia co Cień.
– Tak jest – zgodził się Dolg. – Cień wiedział wszystko o przeszłości. Czerpał wiedzę z księgi czasu świata. Pominąwszy…
– Co chciałeś powiedzieć?
– Chciałem powiedzieć: Pominąwszy wiedzę o Zakonie Słońca, ale teraz widzę, że się myliłem. On przecież był jednym z nich. Ale byłem głupi!
– Wcale nie – zaprotestował Erling. – Jesteś niebywale mądry.
– Przecież on musiał wiedzieć mnóstwo rzeczy o Świętym Słońcu, ale nigdy niczego nie powiedział.
– Szkoda – westchnął Erling. – A teraz co? Masz go więcej nie widywać?
– Nie, oczywiście, że go zobaczę! Sam mi to obiecał, ale on przychodzi i odchodzi, kiedy chce. O, patrzcie! Zdaje się, że postanowili zaczynać!
Wszyscy skupili znowu uwagę na tym, co działo się na zewnątrz.
Dolg westchnął.
– Powinienem teraz być przy tacie!
Jego podziw dla ojca przekraczał wszelkie pojęcie. I troskliwość okazywana ukochanemu tacie była równie wielka.
Theresa uśmiechnęła się, ale natychmiast znowu spoważniała.
– Erling, co Móri robi?
– Wygląda na to, jakby zamierzał podnosić jedną tablicę po drugiej. Wypuści wielkich mistrzów, zanim dokładnie przeczytamy inskrypcje. Odeśle te upiory z powrotem do krainy zimnych cieni, gdzie jest ich właściwe miejsce. Myślę, że chce zachować tylko tablicę Ordogno Złego z Leon.
– Rozumiem. Kamień z Ordogno. Klucz, czy raczej brama do starego czasu.
– No właśnie.
– Duchy taty usiadły w kucki wokół kamiennych tablic – oznajmił Dolg. – Tak jak siadają ludzie z prymitywnych plemion. I słyszę, że śpiewają cichutko. Zawodząco.
– My słyszymy Móriego. Tamtych nie.
– Naprawdę, nie słyszycie nikogo więcej? – dziwił się Dolg. – Śpiewają bardzo wyraźnie. Teraz tata bierze jedną z tablic… O, to cud! Coś okropnego wije się i pełznie, ale oni nie pozwalają mu uciec. Mają go!
– Dokładnie tak jak wtedy, kiedy my czytaliśmy inskrypcje, Thereso – powiedział Erling cicho.
– Tak – odparła uszczęśliwiona, że on podkreśla ich wspólne działanie.
Erling zastanawiał się teraz głośno:
– Jednego w tym wszystkim nie rozumiem. Przeglądaliśmy przecież kamienne tablice w górach pod Graben i wtedy nic się nie działo. Później my oboje chcieliśmy odczytać inskrypcje dokładniej i wtedy duchom pięciu mistrzów udało się wymknąć i. prześladować Dolga. Wtedy sądziliśmy, że to dlatego, iż nie ma z nami Móriego. Teraz Móri jest, a najwyraźniej jakiś duch próbuje się wyrwać.
Theresa uśmiechnęła się.
– Może ocknęli się do życia po tej kąpieli, którą im sprawiłeś? Żartuję, ale może rzeczywiście tam, pod Graben, oni nie byli do końca „przebudzeni”? Spali przecież przez kilkaset lat.
– Możliwe – Erling odpowiedział jej uśmiechem. – Chociaż nie, myślę, że to jednak chodzi o co innego.
– Ja też tak uważam – potwierdziła Theresa cicho.
Popatrzyli na siebie. Wiedzieli, że oboje mają na myśli to samo: dlaczego duchy nie wymknęły się podczas długiej podróży Erlinga do domu, kiedy tablice znajdowały się w wielkim nieporządku? Ale wtedy trwały na miejscu. Lęk przed Dolgiem i przed tym, co chłopiec mógłby im zrobić, spowodował, że umarli wielcy mistrzowie ocknęli się do życia. A pod Graben Dolga nie było. Tutaj jednak napotkali jego nie znaną silę i próbowali… Nie, nie uciec! Próbowali go powstrzymać!
Theresa i Erling przysunęli się do chłopca, jakby go chcieli chronić.
Co też to za wnuk mi się przytrafił? pomyślała księżna. Jakież niezwykłe siły tkwią w tym chłopięcym ciele? Czy zdołamy mu pomóc, gdyby tego potrzebował?
Księżna ubóstwiała wszystkich troje swoich wnuków, ale wyjątkową czułość żywiła dla niezwykłego Dolga. Akurat teraz stanowił on cudowną mieszaninę dziecka i dorastającego młodzieńca, niespodziewanie szybko dojrzewającego, co ujawniało się przede wszystkim w jego języku. Księżna bardzo się starała, by jej wnuki posługiwały się pięknym językiem, by posiadały duży zasób słów i właśnie Dolg mieszał często niezwykle dorosłe określenia z wyrażeniami z języka dziecięcego. Ten jakiś obcy element w charakterze chłopca i w jego wyglądzie często ją przerażał. Ale z całego serca pragnęła go wspierać, dawać mu poczucie bezpieczeństwa.
Księżna omal się nie przestraszyła, gdy nieoczekiwanie Dolg zwrócił się ku niej i spojrzał jej głęboko w oczy, uścisnął jej dłoń i uśmiechnął się delikatnie.
Chłopiec czytał w jej myślach i chciał wyrazić jej swoją wdzięczność i oddanie.
Najświętsza Panienko, jak ja mam się obchodzić z tym dzieckiem? pomyślała spłoszona własnym niepokojem, że przecież on i to odczyta.
Erling, który nie spuszczał oczu ze schodów z kamiennymi tablicami, powiedział:
– Dolg, Móri jakby nie wiedział, co robić. Jak się zachowują duchy?
Dolg powoli zwrócił wzrok ku schodom.
– Rozmawiają. Zdaje się, że muszą zmienić taktykę. Ten pierwszy wielki mistrz ich zaskoczył…
Chłopiec wahał się przez chwilę, ale potem zaczął pojmować, co się stało.
– Oni nie mają odwagi podnosić tablic, jedna po drugiej. Chyba w ogóle nie mają odwagi naruszyć kamiennej księgi.
– Nawet żeby wyjąć inskrypcję Ordogno?
– Nawet po to.
– Musimy to zrozumieć – powiedziała Theresa.
Villemann, który przez cały czas stał zdumiewająco spokojnie, ogarnięty uroczystym nastrojem tej chwili i tym, że może uczestniczyć w magicznym misterium, wtrącił się do rozmowy:
– Ale jeśli zniszczą wszystko razem z inskrypcją Ordogno, to nigdy się nic nie dowiemy o kamieniu.
– I tak byśmy się nie dowiedzieli – rzekła Theresa. – Myślę, że duch Ordogno nie oddałby dobrowolnie posiadanej wiedzy.
– No tak, rzeczywiście – przyznał Villemann. – Patrzcie, teraz oni wypowiadają zaklęcia nad tablicami – informował Dolg, bo inni widzieli, oczywiście, tylko Móriego. Domyślali się jednak, że taka skondensowana magiczna siła, jaką reprezentowały duchy połączone z Mórim, musi dla wielkich mistrzów oznaczać całkowitą katastrofę.
Móri podniósł się i stał nad kamienną księgą z wyciągniętymi rękami. Jego zaklinający głos dochodził do nich przez zamknięte okno. Długo słuchali jego dziwnych formułek i ogarniało ich poczucie bezpieczeństwa, bo wiedzieli, że pomagają Móriemu jego potężni towarzysze, chociaż zebrani przy oknie ani ich nie widzieli, ani nie słyszeli.
W osobliwym nastroju tego wieczoru, z pięknymi górami Kärnten w tle, z niebem płonącym czerwienią zachodu, ludzie czuli, jakby znaleźli się w dawnych pogańskich czasach. Do ich świata poprzez kamienne tablice wielkich mistrzów, które przez setki lat leżały w ziemi zapomniane, wdzierały się pradawne czasy, czarownicy oraz ich przyjaciele, duchy natury oraz istoty symboliczne, jak Duch Zgasłych Nadziei albo Pustka… Jakby rzeczywistość straciła na znaczeniu dla nich wszystkich i żyli teraz bardziej w mistycznym świecie, reprezentowanym przez Móriego i Dolga.