Danielle wciąż jak zaczarowana wpatrywała się w kartkę.
– On też miał taki papier, a potem umarł.
– Kto?
Dziewczynka zrozumiała, że ujawniła coś niedozwolonego, i zakryła usta dłonią. Oczy miała pełne łez.
Villemann starał się zapanować nad sytuacją.
– Nie chcielibyśmy cię dręczyć, Danielle. I nikomu o niczym nie powiemy. ani słowa, ale mojej babci się zdawało, że twoi rodzice mają więcej niż jedno dziecko. To do niego należały te ołowiane żołnierzyki, prawda? Widzieliśmy je na strychu.
– Danielle przełknęła dławiące ją łzy. Odwróciła głowę i zobaczyli teraz, jaki ma piękny profil.
– Mnie nie wolno o nim rozmawiać.
– Dlaczego?
– Maman będzie bardzo smutna. On… on zwariował. I umarł.
– Jakie to straszne – rzekła Taran ze szczerym współczuciem. – Jak miał na imię?
Danielle wahała się. Następnie rozejrzała się dookoła, żeby sprawdzić, czy nikt nie podsłuchuje, po czym szepnęła prosto do ucha Taran:
– Rafael.
– Twój brat?
Dziewczynka kiwnęła kilka razy głową.
– Był od ciebie starszy czy młodszy? – zapytał Villemann. On również mówił szeptem, żeby podkreślić, że to wszystko tajemnica, która pozostanie pomiędzy nimi trojgiem.
– Starszy – odparła Danielle. – Miałby teraz dwanaście lat.
– To tak samo jak nasz brat, Dolg – rzekła Taran cicho. – Ale on żyje.
Danielle się rozjaśniła. Choć nadal spłoszona, cieszyła się, że mają coś wspólnego. Dwunastoletniego starszego brata. Stłumiona radość w jej oczach trwała tylko chwilę, wkrótce jednak powróciło poczucie winy I przerażenie.
– Jesteś najładniejszą dziewczynką, jaką kiedykolwiek widziałem – powiedział Villemann przejęty i jak to on, bez zbędnych ceregieli.
Oczy Danielle zrobiły się ogromne. Śliczny rumieniec zabarwił jej policzki.
– Mademoiselle mówi, że jestem beznadziejna. Nic nie leży na mnie ładnie, bo sama jestem okropna.
– Ta stara jędza? A cóż ona może o tym wiedzieć?
– Villemann, jak ty się wyrażasz? – upomniała go Taran, ale zgadzała się z nim w pełni.
Danielle, zaszokowana słowami chłopca, próbowała opanować bardzo, bardzo delikatny uśmiech.
– Dolg umie czarować – oznajmiła Taran.
Mała zmrużyła oczy.
– Czarować? Rafael też umiał czarować. A potem dostał te rysunki od pewnego złego człowieka i zwariował, widywał duchy. A pewnego ranka umarł. Ja tak strasznie za nim tęsknię!
Dziewczynka ocierała dłonią łzy.
– Rozumiemy cię bardzo dobrze. – Taran i Villemann kiwali współczująco głowami.
– Rafael umiał tyle rzeczy! Ale nigdy nie wolno mu było nikomu tego powiedzieć. Kiedyś znalazł na strychu skrzypce i nauczył się na nich grać, sam z siebie. Ale nie wolno mu było tego robić, bo skrzypce to nie jest piękny instrument. I potrafił naśladować kukułkę. I nauczył mnie grać na organkach, ale bał się tak samo jak ja. Biedny Rafael bał się bardzo przez cały czas.
– Czego się bał?
– Że zrobi coś złego, coś nie tak jak trzeba. Przecież tyle rzeczy człowiek może robić źle, prawda? I nigdy się tego nie wie, dopóki nie dostanie się lania.
Wskazała na ścianę przy drzwiach. Wisiała tam wiązka używanych rózeg brzozowych.
– O! – westchnął Villemann. – Mnie się też zdarzyło dostać, ale zawsze wtedy zrobiłem coś naprawdę złego, cos, czym mogłem wyrządzić komuś krzywdę na przykład. Ale to się zdarzyło tylko parę razy.
– A ja to mogę dostać lanie kiedykolwiek i nawet nie wiem za co – westchnęła Danielle. – Dostaję codziennie. Mademoiselle mówi, że jestem niemożliwa.
– Tego nie mogę zrozumieć – rzekł Villemann oburzony.
Danielle spojrzała na niego tak, jakby była zwiędłym kwiatem doniczkowym, któremu właśnie dostarczono wody. Ożyła na moment, natychmiast jednak zwiędła znowu.
– Mademoiselle mówi, że tatuś i mama już się nie cieszą. Bo już nie mają syna. Tylko mnie. Że oni by mnie chętnie wymienili na Rafaela, żebym to ja nie żyła. Tak mówi mademoiselle.
Znowu przeraziła się śmiertelnie.
– Och, przepraszam, mnie nie wolno wymawiać jego imienia.
– My nie naskarżymy – zapewniła Taran. – Ale czy nie moglibyśmy pójść pobawić się na strychu?
– Mnie nie wolno.
– Ale mademoiselle nie ma w domu.
Danielle nie wiedziała, co zrobić. Walczyło w niej przerażenie ze szczerą chęcią, żeby się pobawić z rówieśnikami.
Nagle drgnęła i skuliła się jak od ciosu. Na schodach dały się słyszeć kroki.
– Claude idzie! O, co my zrobimy?
– Kto to jest?
– Służący. On jest zawsze wściekły.
– Ale to chyba nic nie szkodzi, że my tutaj jesteśmy?
– Owszem. On mnie zabije. I was też może zabić.
– Schowamy się w szafie.
– Czy to wolno? – spytała w panice.
Ale jej goście wpełzli już do wnętrza wielkiej szafy. Taran wysunęła jeszcze rękę i wciągnęła do środka piękną haftowaną sukienkę Danielle. Oboje z Villemannem trzymali drzwi od środka. Całkiem szczelnie nie dały się zamknąć i Villemann musiał trzymać tak mocno, że aż mu palce zdrętwiały.
Mieli tylko nadzieję, że nie zaczną kichać wśród tych zwiewnych sukienek, które łaskotały ich w nosy.
Służący wszedł do sypialni i zapytał ostro:
– Co to za hałasy tutaj?
Danielle nie odpowiedziała. Zamknięci w szafie mogli sobie wyobrazić, jak bardzo się boi.
– Jej wysokość niepokoją jakieś głosy. I tupot nóg.
A myśmy tylko szeptali i nie mieliśmy odwagi nawet się ruszyć, pomyślała Taran. Danielle, powiedz, że tańczyłaś i że mówisz sama do siebie, prosiła w myśli.
– Odpowiadaj! – ryknął nagle służący.
Nareszcie Danielle otworzyła usta.
– Ja… Ja… Nie wiem.
Słyszeli, że płacz dławi ją w gardle. Najwyraźniej Danielle nie umiała kłamać. Po prostu uważała, że nie ma do tego prawa, że jej nie wolno.
Claude zbliżył się do szafy. Rodzeństwo stało wstrzymując dech z twarzami wykrzywionymi z napięcia. Rozległo się głośne plaśnięcie i stłumiony jęk Danielle, po czym kroki służącego skierowały się ku drzwiom.
Kiedy wyszli z szafy, Danielle pociągała nosem. Na policzku miała czerwony ślad.
Villemann, nie zastanawiając się, uściskał ją. Spragniona serdeczności dziewczynka wybuchnęła płaczem.
– Będzie chyba najlepiej, jeśli stąd pójdziemy – szepnęła Taran niepewnie. – Żeby cię nie narażać na więcej nieprzyjemności.
Nie, nie odchodźcie, mówiły zapłakane oczy dziewczynki, ona sama zaś wykrztusiła mężnie:
– Możemy… możemy iść na strych. Tam nikt nas nie zbędzie słyszał. Z Rafaelem też tam byliśmy kilka razy, kiedy wiedzieliśmy, że przez jakiś czas nikt nas nie będzie szukał. Ale kiedy on umarł, nie odważyłam się iść sama.
– Jak dawno temu on…?
– Niedługo minie rok. Ale mnie nie wolno odwiedzać jego grobu. Chciałabym położyć tam kwiaty, ale mi nie pozwalają. Trzeba o nim zapomnieć, ponieważ był szalony i ściągnął taki wstyd na rodzinę.
– W jaki sposób ściągnął ten wstyd na rodzinę? – zapytał Villemann.
– On mówił o tym. Ze widuje duchy. Mówił o tym gościom, którzy do nas przyjeżdżali. I służbie. A to nie wypada. Tatuś i maman byli strasznie źli, maman wstydziła się tak bardzo, że nie pokazywała się przez wiele tygodni. A potem Rafael umarł. Służące mówią, że to te duchy przyszły i go zabrały.
– I co, nie wolno ci nawet odwiedzać jego grobu? – pytała Taran wstrząśnięta. – Bardzo dziwne! Chodź, przemkniemy się na strych.