Kiedy potem jechał wąską ścieżką, myślał o tym, co zaszło między nim a Theresą.
Dwoje pięćdziesięciolatków powinno mieć trochę więcej rozumu.
Ale właściwie dlaczego? Żadne z nich nie zaznało zbyt wiele szczęścia w swoim życiu, zanim nie pojawili się w nim Tiril i Móri. I Erling był pewien, że te uczucia, jakie żywił obecnie, były bardziej dojrzałe, czystsze i piękniejsze niż w młodości. I nie mniej silne. Nie mniej!
Czuł, że gotów jest dać Theresie tyle miłości, ile tylko zdoła w sobie wzbudzić. Jeśli ona mu na to pozwoli.
Była to jesienna miłość, miłość dwojga ludzi, w których życiu minęła już i wiosna, i lato.
Mieliby nie być w stanie przyjąć tego, co zaczynało się między nimi rozwijać? Uczynić z tego pięknej i bardzo ważnej sprawy. Oboje mieli przecież za sobą samotne życie. Ale czekało ich jeszcze wiele, wiele lat.
Dlaczego mieliby spędzić je oddzielnie, z dala od siebie?
Wybrać samotność zamiast poczucia bezpieczeństwa, jakie daje obecność drugiego człowieka, kogoś, kto rozumie, kogoś, kto dzieli z nami radości i zmartwienia. Więc cóż to szkodzi, że towarzysko i społecznie on stoi o wiele niżej od niej i może nawet nie jest godzien zawiązać sznurowadeł przy jej butach. Mimo wszystko jednak powinien jej pozwolić wybierać i decydować, czy da mu kosza, czy też jeszcze raz zlekceważy panujące w jej środowisku zasady.
Ale z drugiej strony, nie chciał całej odpowiedzialności składać na jej barki, nie chciał jej zmuszać do wykazywania inicjatywy. Powinien więc chyba postępować dalej drogą, na którą wkroczył, to znaczy nieznacznie posuwać się naprzód, ale też w żaden sposób się nie narzucać.
Tak, to właściwa droga.
A kiedy czas dojrzeje, dowie się na pewno, czy może już prosić o jej rękę.
Rozdział 16
Na starym strychu zamku Virneburg panowała głęboka cisza.
Dzieci słyszały dobrze, ktoś wszedł za nimi do wnętrza.
Może był to ten człowiek, który dopiero co opuścił zamek, ale coś zwróciło jego uwagę i zawrócił?
Odległość pomiędzy nimi a tym, który stał na podeście schodów, była znaczna, poza tym wszystko tonęło w mroku, więc dzieci widziały tylko zarys sylwetki. Kogoś niewysokiego, to widać było wyraźnie.
Danielle stłumiła krzyk strachu. Mocno trzymała Villemanna i Taran za ręce.
– No to zostaliśmy odkryci – szepnął Villemann z rezygnacją.
– Nie, to jest duch – wykrztusiła Danielle głosem nabrzmiałym od łez. – Nikogo takiego w naszym dworze nie ma. To ten duch, którego widywał Rafael.
– Taran? Villemann? – doleciało do nich z dołu.
Bliźniaki odetchnęły z ulgą.
– Dolg! To jest Dolg – powtarzali oboje uszczęśliwieni.
Ich niezwykły starszy brat podszedł bliżej.
– Chodź, Danielle, to nasz brat.
– Ten, który wszystko potrafi?
– Tak – odparła Taran pociągając ją za sobą. – I nie przejmuj się jego wyglądem. On jest najsympatyczniejszym chłopcem na świecie.
Spotkali się pośrodku strychu.
– O, Dolg, jak dobrze znowu cię widzieć – cieszyła się Taran. – Zaplątaliśmy się chyba w największą przygodę świata, ale…
Villemann jej przerwał.
– Właśnie rozwiązujemy wielką zagadkę. To jest Danielle, i ona myślała, że to kukułka, a to jest Rafael…
Teraz dopiero spostrzegli, jak bardzo Dolg ostatnimi czasy wyrósł, jakoś wcześniej o tym nie myśleli. Obok tej małej, szczuplutkiej Danielle wyglądał niemal jak dorosły. No, może nie całkiem, ale i tak byli z niego strasznie dumni.
Wyciągnął rękę do panienki, która stała jak sparaliżowana widokiem tego zjawiska. Dokładnie tak jak ojciec, Dolg najbardziej lubił ciemne ubrania, ale zamiast ciemnobrązowych on wybierał antracytowoniebieskie. Długie, czarne jak węgiel loki spływały na ramiona, a w bladej twarzy oczy wydawały się jeszcze ciemniejsze niż zwykle w tym mrocznym świetle starego strychu.
Taran przestraszyła się na moment reakcji Danielle. A jeśli on się jej nie spodoba? Może zdjęta strachem ucieknie?
Danielle jednak ujęła wyciągniętą dłoń i dygnęła głęboko tak samo jak wtedy, kiedy witała się z bliźniakami. O, Dolg, tylko nie zacznij się teraz śmiać, prosiła Taran w duchu. Ale nie potrzebowała się niczego obawiać, z wielką godnością i powagą Dolg odwzajemnił pozdrowienie dziewczynki męskim ukłonem. Jego rodzeństwo pojęcia nie miało, że Dolg w ogóle coś takiego potrafi.
Villemann odetchnął głośno.
Dolg zwrócił się do niego, co młodszego brata przepełniło dumą.
– Przyjechałem przed wszystkimi, ponieważ przeczuwałem, że coś się może stać. Mów teraz dalej, Villemannie, jak to było. A ty, Taran, mu nie przerywaj. Twoich komentarzy wysłucham później.
Deszcz przestał padać równie nagle, jak zaczął. Teraz o dach stukały cicho pojedyncze krople. Villemann opowiadał, co zaszło, a Taran niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę.
Nareszcie przyszła też i jej kolej i dziewczynka upiększała opowieść brata szczegółami, dopóki Dolg nie podniósł ręki. Kazał wszystkim podejść do zamkniętych drzwi.
– A teraz ty, Danielle. Czy mogłabyś odpowiedzieć na kilka pytań?
– Oczywiście – odparła dziewczynka cieniutkim głosikiem przejęta, że Dolg zwraca się do niej, jakby była kimś ważnym.
– Czy wiesz, jaki pokój mieści się za tymi drzwiami?
– Nie wiem. Ja nigdy przedtem w zamku nie byłam. Przynajmniej odkąd pamiętam.
Dolg oglądał uważnie drzwi. Były, niestety, bardzo dokładnie zamknięte.
– Myśmy to już obejrzeli – mówił Villemann z zapałem. – Klucza nie mogliśmy nigdzie znaleźć. Ja wspiąłem się nawet, żeby zobaczyć, czy futryna nie da się wyrwać, ale nie.
Jego starszy brat skinął głową.
– Mówisz, Danielle, że twój brat, Rafael, widywał duchy. Czy kiedy to się działo, nikt inny niczego nie widział?
– Nikt nie widział. W noce księżycowe duch poruszał się między drzewami tutaj, niedaleko zamku, a potem rozpływał się w powietrzu.
– I działo się to po tym, jak Rafael dostał te rysunki, które mi przed chwilą pokazywaliście? Od wuja waszego ojca.
– Tak. Tatuś i maman mówią, że on zwariował od tych rysunków.
Dolg stał przez chwilę pogrążony w myślach. Potem zdecydował:
– Musimy otworzyć te drzwi, zanim ktoś tu przyjdzie.
– Tak, ale w jaki sposób?
– Danielle, czy możesz zaświadczyć, że twój brat Rafael jest dobrym człowiekiem?
W oczach małej pojawiły się łzy.
– O, tak, najlepszym, jaki istnieje! On był taki samotny i nieszczęśliwy!
Niezwykły Dolg uśmiechnął się do niej.
– To samo odnosi się też pewnie do ciebie? Dwoje samotnych, dobrych dzieci na okrutnym świecie.
Po reakcji Danielle poznali, że bardzo jej się jego słowa podobały. Villemann pojmował, że teraz Dolg jest jej bohaterem, ale, choć to może dziwne, nie odczuwał zazdrości. Był po prostu dumny ze swego brata.
Chyba zaczyna mi się poprawiać charakter, pomyślał. Może to znaczy, że staję się dorosły?
Dolg rozwiązał swój woreczek.
– O, Danielle – jęknęła cichutko Taran. – On ma zamiar użyć swojego kamienia!
– Tak – potwierdził Dolg. – Rafael jest dobrym człowiekiem i zasługuje na wszelką możliwą pomoc. Zresztą ja wiem, że duchy istnieją. To nie jest powód, żeby zamykać małych chłopców. Dlatego myślę, że moja cudowna kula tutaj pomoże. A trzeba ci wiedzieć, Danielle, że nie zawsze jest to takie pewne, nie zawsze mogę pomagać, bo zły człowiek mógłby skazić i uszkodzić szlachetny kamień.
Danielle wpatrywała się w kulę, którą Dolg unosił oburącz.
– O, jaka piękna!