– To jest szafir – wyjaśniła Taran fachowo. – Największy na świecie. Ale nie wolno ci nikomu o nim opowiadać, bo jeszcze by ktoś chciał go ukraść.
– Nikomu nie powiem.
Dolg poprosił, żeby się trochę odsunęli. Sam uniósł kamień przy drzwiach i szeptał coś, czego nie rozumieli.
W ciszy słyszeli drżący oddech Danielle, kiedy już nie była w stanie go wstrzymywać. Szafir wysyłał swoje piękne, przypominające błyskawice promienie.
Po chwili rozległ się jakiś dźwięk, jakieś stuknięcie w zamku i drzwi powoli się otworzyły.
– Ale… jak to się… – zaczęła Danielle.
– On robi wszystko, o co go proszę. Jeśli cel jest szlachetny. A ten najwyraźniej jest.
Danielle wyglądała tak, jakby się zastanawiała, czy nie pora przestać się dziwić wszystkiemu, co Dolg mówi i robi.
Tak jak sądziła Taran, za pierwszymi drzwiami znajdowały się drugie. Ale te wewnętrzne nie miały zamka i stały lekko uchylone.
– Danielle – szepnął Dolg, a oczy dziewczynki wyrażały najgłębsze skupienie. – Ciebie on zna. Idź ty pierwsza, żeby się za bardzo nie przestraszył, jeśli on się tam znajduje i jeśli jeszcze żyje. Ale nie bój się! Nawet gdyby wewnątrz było więcej osób, to ja i Villemann idziemy za tobą.
– I ja – dodała szeptem Taran. – A ja jestem bardzo silna.
– Tak, oczywiście – zgodził się Dolg. – Ale teraz idź na końcu! Bo gdyby ktoś szedł za nami…
Taran natychmiast obejrzała się przez ramię z bardzo zdecydowaną miną.
– Musisz teraz otworzyć, Danielle – szepnął Dolg. – Tylko ostrożnie.
Dziewczynka posłuchała natychmiast, chcąc jak najszybciej pokazać, ile naprawdę potrafi teraz, kiedy inni jej ufają. Kiedy pozwolili jej z sobą być, kiedy ona się też liczy.
Zapomniała o sobie samej, o własnym strachu, myślała tylko o tym niewiarygodnym, fantastycznym zadaniu.
Rafael? Nie, nie powinna sobie niczego wyobrażać. On nie żyje. Dlaczego dorośli mieliby mówić takie straszne kłamstwa?
Powoli, powoli uchyliła drzwi. Jak dobrze jest mieć za sobą dwóch dużych, silnych chłopców. I Taran. Najlepszą przyjaciółkę. Danielle nigdy nie miała najlepszej przyjaciółki. Ani przyjaciółki w ogóle. A dorośli nie chcieli z nią rozmawiać, bo była mała i bała się wszystkiego.
Myśli krążyły w głowie Danielle niczym przestraszone ptaki, nie miały odwagi zatrzymać się na tej jednej sprawie, którą ona właśnie się zajmowała.
Drzwi zostały otwarte.
Duży pokój. Łóżko z baldachimem. Piękne staroświeckie meble. Ciężkie zasłony na małych okienkach.
Za oknami las.
Drobna postać w wielkim łożu. Blada z braku słońca buzia, sine cienie pod oczyma. Brązowe gładkie włosy pozbawione blasku. Prawie nietknięte jedzenie na tacy obok.
Wielkie oczy wpatrywały się z przerażeniem w drzwi.
– Rafael? To ja, Danielle.
– Danielle? Ja myślałem, że ty nie żyjesz. Oni mówili, że umarłaś. Danielle?
Pytanie zabrzmiało jak wołanie o ratunek. A potem chłopiec dodał przestraszony:
– Uważaj! Nie wchodź tutaj, bo i ciebie zamkną.
– Nie, Rafaelu, ja mam ze sobą przyjaciół – mówiła pociągając nosem Danielle. – Ach, Rafaelu, Rafaelu! Oni mówili, że ty nie żyjesz!
Podbiegła do łóżka i rodzeństwo ze szlochem rzuciło się sobie w ramiona.
– Taka byłam bez ciebie samotna, braciszku. Ale teraz przyszliśmy, żeby cię stąd zabrać. Zaraz, natychmiast, zanim ktoś nas zobaczy. Teraz już wszystko będzie dobrze.
Wycieńczony drobny chłopczyk ocierał oczy i raz po raz spoglądał w stronę drzwi. Patrzył na dwoje dzieci rozpromienionych jak szczęśliwe słoneczka, jak anioły, które dokonały wielkiego i miłosiernego czynu, oraz na większego chłopca, którego wygląd przerażał go i fascynował. Jak zaczarowany musiał stale spoglądać na Dolga.
– Czy to jest król elfów? – zapytał wreszcie, a Taran aż drgnęła, takie jej się to pytanie wydało uzasadnione. Rzeczywiście, król elfów musiał wyglądać właśnie tak.
– Nie, on ma na imię Dolg – wyjaśniła Danielle. – I wszystko potrafi, dokładnie tak jak ty.
Teraz wszystkie obce dzieci podeszły do łóżka.
– Ja słyszałam wołanie szarej kukułki – tłumaczyła Danielle promieniejąca szczęściem. – Ale potem przyszli Taran i Villemann i powiedzieli, że kukułka kuka tylko w maju, a wtedy zrozumieliśmy, że to musisz być ty.
– Tak – przyznał Rafael z powagą. – Claude każdego wieczora otwiera okno, więc rano, kiedy wszyscy jeszcze śpią, próbuję udawać kukułkę. Boję się wołać normalnym głosem. Mam tylko nadzieję, że ktoś mnie usłyszy i zrozumie. Jeśli jeszcze w ogóle ktoś żyje. Dziękuję ci, że przyszłaś. Dziękuję wam wszystkim!
– Ale ty musisz stąd wyjść! – zawołał Villemann rozgorączkowany. – Chodź, trzeba się spieszyć. Znacie może jakąś dobrą kryjówkę?
Zmęczona twarzyczka Rafaela wyrażała głęboką rozpacz.
– Ja nie mogę, ale dziękuję wam, że przyszliście! Wnieśliście tyle radości do mojego życia.
– My możemy cię wziąć na ręce – oświadczył Dolg.
– To się na nic nie zda. Ja stąd nie wyjdę. Idźcie już teraz, zanim Claude przyniesie kolację!
– Czy on jest dla ciebie sympatyczny? – zapytała Danielle.
– Sympatyczny? Claude? Dla niego jestem nikim. On mnie w ogóle nie widzi.
– Rozumiem, co masz na myśli – potwierdziła jego siostrzyczka. – Claude jest jak lód.
– Tak. On mnie zabija.
Dolg nie miał czasu na rozmowę o Claudzie.
– Powiedz mi, dlaczego nie możesz stąd wyjść?
Twarz Rafaela wyrażała śmiertelne zmęczenie.
– Zobacz sam – powiedział.
Chłopiec wskazał na kołdrę. Dolg uniósł ją i wszyscy jęknęli ze zgrozą. Rafael był przykuty do łóżka żelaznymi kajdanami. Na nogach wokół kostek miał głębokie rany.
– Dlaczego? – wyszeptał Villemann.
– Raz próbowałem uciec. Ale nie udało mi się wydostać z zamku.
Dolg zdążył już dokładnie obejrzeć ciężkie łańcuchy.
– Gdzie są klucze?
– Ma je Claude.
– Czy twoi rodzice na to pozwalają? – Taran była wstrząśnięta.
– Moi rodzice? A czy oni żyją? Claude powiedział, że umarli.
– Nigdy tutaj nie byli?
– Nie. Czy Claude ich oszukał? Powiedział, że ja umarłem? Dziękuję! Och, dziękuję! O, jakże oni się ucieszą, kiedy mnie znowu zobaczą! Musicie im powiedzieć, że… tutaj jestem!
– Nie ma czasu na rozmowy – rzekł Dolg z powagą, podchodząc do łóżka. – Musimy się spieszyć.
– Kula? – zapytała Taran.
– Tak, Dolg ma kulę ze szlachetnego kamienia – wyjaśniała Danielle z przejęciem. – Ona otwiera wszystkie dobre drzwi.
Rafael nie bardzo zrozumiał jej tajemnicze wyjaśnienia, co może nie było takie bardzo dziwne. Ale Dolg ponownie wyjął szafir i uniósł go nad kostkami Rafaela. Kamień zalśnił płomiennym błękitem, zaiskrzył i oto kajdany spadły z nóg chłopca.
– Nie mam teraz czasu na leczenie ran – powiedział Dolg i pospiesznie schował znowu kulę do woreczka. – Później się tym zajmiemy. Teraz musimy iść.
Villemann, który stał obok łóżka, kiedy Dolg unosił cudowną kulę i otwierał kajdany, nie mógł się nadziwić, jaki „świetlisty” stał się ostatnio jego starszy brat. I stawał się bardziej świetlisty za każdym razem, kiedy dotykał kamienia. Nie był eteryczny i raczej nie należało się obawiać, ze za. chwilę rozpłynie się w powietrzu i zniknie. Była w nim wielka siła i dobroć. A także mądrość. Dolg musi teraz być bardzo mądry, myślał Villemann z podziwem.
Ocknął się Z zamyślenia, kiedy starszy brat poprosił go, by pomógł mu nieść Rafaela. Villemann podpierał chłopca z jednej strony, Dolg z drugiej. Villemann o mało nie pękł z dumy, że może być tak potrzebny.