Dziewczynki zebrały ubrania Rafaela, które mogły mu się przydać, ale nie było czasu na przebieranie się. Na razie Rafael musiał pozostać w nocnej koszuli.
Bardzo powoli schodzili w dół, bo Rafaelowi było trudno poradzić sobie z nową sytuacją, nogi się pod nim uginały, rany po kajdanach bolały przy każdym ruchu, w ogóle chodzenie, inne otoczenie niż pokój na strychu, a przede wszystkich wielkie wzruszenie, że jest wolny, że będzie mógł opowiedzieć rodzicom, że żyje i o tym, co mu zrobili Claude i mademoiselle, wszystko to sprawiało, że bliski był omdlenia.
Tak, mademoiselle też brała udział w przestępstwie,, poinformował Rafael swoich wybawców, kiedy byli już na schodach. Przychodziła dwa razy dziennie, żeby się nim zajmować, myć, przebierać, a on nienawidził, żeby go dotykała, bo nie okazywała mu ani odrobiny troskliwości. I ona, i Claude uwielbiali wygłaszać złośliwe i raniące uwagi, które odbierały chłopcu resztki odwagi, o co zresztą im chodziło. Przeważnie mówili, że szalone dzieci należy trzymać w zamknięciu albo że powinny na nie, spadać wszelkie możliwe kary świata. Celowała w tym zwłaszcza mademoiselle. Claude, jak powiedziała Danielle, był zimny niby lód. Rzadko kiedy co mówił, ale jeśli już, to na pewno nie było to nic przyjemnego.
Zatrzymali się wszyscy przy drzwiach wyjściowych.
– Wymyśliłaś jakąś dobrą kryjówkę, Danielle? – zapytał Dolg.
– Nie, o niczym takim nie wiem – szepnęła dziewczynka i dodała z żalem: – Początkowo myślałam, że zaproponuję, byśmy poszli do mojego pokoju, bo tam prawie nigdy nikt nie zagląda, ale przecież mogłaby przyjść mademoiselle, więc nie można…
Rafael niecierpliwił się.
– Ale nie potrzebujemy żadnej kryjówki! Przemkniemy się do pałacu tak, żeby Claude i mademoiselle nas nie zobaczyli, i od razu pójdziemy do taty i do maman!
Reszta przyglądała mu się niepewnie.
Dolg westchnął.
– Masz rację, Rafaelu. Tak byłoby najlepiej. Ale zanim stąd wyjdziemy, chciałbym usłyszeć nieco więcej na temat tego ducha, który ci się ukazywał.
– Ech, co tam – bąknął Rafael, odwracając głowę. – I tak nikt mi nie wierzy.
– Ja sam widuję upiory – oznajmił Dolg spokojnie. – Dość swobodnie poruszam się po różnych rejonach tamtego świata, dlatego wiem, że mówisz prawdę. Ale muszę dowiedzieć się nieco więcej o tym, co widziałeś, bo wydaje mi się, że to ważne. Rozumiesz mnie?
Rafael patrzył na niego takim wzrokiem, jakby po długotrwałej nocy zobaczył wschód słońca.
– Czy ty naprawdę widujesz upiory? I naprawdę wierzysz w to, co mówię?
– Oczywiście! No to ruszajmy! Nie mamy zbyt wiele czasu.
Znaleźli niedużą piwniczkę, pod której ścianami stały kamienne ławki. Usiedli, a Rafael raz po raz głęboko wzdychał, jakby w ten sposób chciał wyrazić samotność wielu miesięcy i radość z niespodziewanej życzliwości, jaką go otoczono. Dolg okrył jego szczupłe ramionka swoją kurtką, bo w piwnicy było zimno i wilgotno. Rafael zdążył tymczasem włożyć długie spodnie, nie miał tylko butów. Ale też na razie ich nie potrzebował, bo owinięto mu poranione stopy kocem, który Taran zabrała z sypialni.
– No, to opowiadaj! – zachęcał Dolg.
Równy mu wiekiem Rafael był od niego o wiele mniejszy, widocznie więc rodzeństwo von Virneburg odziedziczyło po matce te drobne, delikatne figurki.
Rafael, który przez cały rok skazany był wyłącznie na własne towarzystwo i na niechciane wizyty Claude’a i mademoiselle, siedział teraz wśród rówieśników i rozkoszował się ciepłem płynącym z poczucia wspólnoty, które przepędzało chłód panujący w pomieszczeniu, jak i wewnętrzny chłód samotności. Raz po raz ocierał łzy ulgi.
W końcu opowiedział o starszym mężczyźnie, którego widywał z okna swego pokoju. O tym, jak ta dziwna postać przemykała się między drzewami, a potem niedaleko zamku rozpływała w powietrzu.
– Ty mówisz teraz o oknie twojego pokoju w pałacu, prawda? – uściślił Villemann, który bardzo lubił takie rozsądne pytania.
– Tak, i myślałem wtedy, że to bardzo ważne, bym o wszystkim opowiedział rodzicom, ale oni się bardzo gniewali i od tego czasu zawsze, kiedy mieliśmy mieć gości, musiałem siedzieć w swoim pokoju, zamknięty na klucz.
Taran wtrąciła trzeźwo:
– Ja ci wierzę, że widywałeś tego starego człowieka. I myślę, że to ten sam, którego i my spotkaliśmy. Rabin Etan.
Rafael spojrzał na nią.
– Wuj Etan? Nie, to nie on. Wuj Etan zwykł przychodzić do mojego pokoju, kiedy nikt nie widział. A zanim jeszcze zacząłem widywać ducha, wuj Etan bardzo wiele mnie nauczył.
– Takich rzeczy jak te? – zapytała Taran, wyciągając kartkę z rysunkami. Villemann pokazał też swoją.
– Tak, właśnie takich. I musiałem się tego wszystkiego uczyć na pamięć. Ale tylko tego, co masz ty, Villemann. Rysunku Taran nigdy nie widziałem.
– Nie, ona to dostała tylko dlatego, że jest dziewczyną – wyjaśnił Villemann nie bez złośliwości.
– Ale to właśnie moje tablice są ważne! – prychnęła Taran.
– No, no – uspokajał ich Dolg. – Popełniasz błąd, Taran, sądząc, że duch wygląda jak żywy człowiek. Ja też widziałem tego ducha, kiedy jechałem teraz do zamku. Wyjechałem z lasu i natychmiast zobaczyłem go w parku. To starszy mężczyzna i rzeczywiście rozpływa się w powietrzu.
– Och! – jęknęła Danielle wytrzeszczając oczy.
Rafael poszukał ręki Dolga. Bardzo potrzebował wspólnoty i zrozumienia.
Z dającą poczucie bezpieczeństwa ręką w swojej dłoni mógł opowiadać dalej.
– Wuj Etan nigdy więcej potem nie przyszedł.
– Tak, ja też o tym wiem – przyznała Danielle. – On się bardzo kłócił z rodzicami, nie pamiętasz?
– Pamiętam. I oni wypędzili go, zakazali mu się pokazywać we dworze, powiedzieli, że służba będzie do niego strzelać, jak jeszcze kiedyś przyjdzie.
– Ale dlaczego? – zapytała Taran.
– Tego nie wiemy – odpad Rafael. – Natomiast ja próbowałem opowiadać o swoich widzeniach służbie i trochę też ludziom z miasteczka. Próbowałem nawet rozmawiać o tym z pastorem… I następnej nocy po tym przyszedł Claude i zaniósł mnie do zamku.
– A wszystkim powiedzieli, że umarłeś – westchnęła Danielle ze smutkiem. – Na początku słyszałam, że ktoś krzyczy. Czy to byłeś ty?
– Tak. Siadywałem na oknie i krzyczałem. Wtedy Claude zaczął mnie wiązać. Ale pewnego razu udało mi się wyrwać i już byłem blisko drzwi zamku, przyszła jednak mademoiselle. Musieli biegać za mną długo, zanim mnie złapali. Od tamtej pory leżałem w kajdanach.
Reszta dzieci mogła sobie bez trudu wyobrazić drobnego, przerażonego chłopca, biegającego po ponurym zamczysku, i dwoje pełnych nienawiści dorosłych ludzi, którzy go gonią. Taran czuła w piersiach bolesny skurcz.
– No tak, to wszystko, co miałem do opowiedzenia – zakończył Rafael pokornym głosikiem. Dolg skinął głową.
– Dobrze, to teraz pozostaje pytanie, dlaczego ty i Villemann dostaliście te kartki? Sądzę, że na rysunek Taran możemy nie zwracać uwagi, Villemann ma chyba rację, ona swój dostała niejako na pocieszenie, jako dziewczynka. Co oznacza ten tekst?
Odpowiedział Villemann:
– Osiemnasta Tablica, czyli Tablica Słońca, ma służyć szlachetnym uczynkom. Duchy tablicy mogą też przyciągać do mnie złoto i kosztowności. Mam przeczytać tekst?
– Nie, teraz nie mamy czasu – rzekł Dolg w zamyśleniu. – Ale już to, co powiedziałeś, jest dość wymowne. Taran, dla wszelkiej pewności powiedz i ty, co oznacza twoja tablica.
Taran wyprostowała się dumnie.
– Wiem to bardzo szczegółowo. Tablica Dziewiąta jest tablicą Venus. Sprawia ona, że człowiek jest zawsze kochany, a poza tym ona może przekazywać tajemnice we śnie. Duchy tablicy pomogą mi bardzo w rozmaitych działaniach.