Выбрать главу

Starszy brat patrzył na nią z uwagą.

– To niemądre z twojej strony, że nie próbowałaś tłumaczyć snów. Może mogłabyś się dowiedzieć czegoś ciekawego.

– Głuptasie, przecież ja nie spałam od czasu, kiedy mam tę tablicę.

– No tak, słusznie, wy oboje macie za sobą bardzo długi dzień. Wstaliście przecież bardzo wcześnie.

– W środku nocy – oznajmił Villemann z przesadą.

– Rafaelu – Dolg zwrócił się do chłopca, który, choć taki młody, miał już pozbawione iluzji spojrzenie dorosłego człowieka. – Co oznacza tekst na twojej tablicy?

– To samo co Villemanna. Z wszystkimi szczegółami.

Tego właśnie Dolg się spodziewał.

– Byłoby dobrze, gdybyśmy mogli tu zostać jeszcze jeden dzień – powiedział z niecierpliwością. – Bo teraz już się zaczyna zmierzchać. No trudno, zostać nie możemy, musimy działać dziś wieczorem.

– Możemy przecież wrócić – zaproponowała Taran nieśmiało. – Kiedy już znajdziemy mamę.

– Nie! – odparł Dolg stanowczo. – Wtedy będzie już za późno.

Troje dzieci Tiril i Móriego spoglądało po sobie. Bliźniaki rozumiały ostrzeżenie Dolga. Jeśli chodzi o Rafaela, to sprawa mogła być załatwiona teraz albo nigdy.

Serca im się ściskały. Patrzyli na dwoje malców, którzy nigdy nie mieli zapomnieć tej chwili wspólnoty z innymi dziećmi. Jakież to bezgranicznie ubogie życie, skoro chwila spędzona w zimnej i wilgotnej piwnicy ma pozostawić niezapomniane wrażenie!

– Rafaelu! – rzekł Dolg zdecydowanie. – Na dworze zapada już zmierzch i tak jest dla ciebie lepiej. Jeśli teraz wyjdziemy do parku, do tego miejsca, w którym widywałeś upiora… To czy myślisz, że z głównego budynku ktoś mógłby nas zobaczyć?

– Tylko z okien mojego dawnego pokoju. Ale tam chyba nikt nie zagląda.

– Znakomicie! W takim razie idziemy! Zaczyna znowu kropić deszcz, ale to nic nie szkodzi.

Zbite z desek drzwi wejściowe były nadal zamknięte na klucz, wobec czego dzieci musiały wyjść inną drogą, Dolg bowiem nie chciał zużywać siły kamienia na otwieranie byłe drzwi. W piwnicy znaleźli niskie okienko i przeszli tamtędy.

Okienko było wąskie, ale dzieci zdołały się bez trudu prześlizgnąć. O takim pełnym przygód dniu Danielle nie odważyłaby się nigdy nawet śnić. Przez cały czas robiła rzeczy, które normalnie w ogóle by jej nie przyszły do głowy.

Chłopcy pomogli jej przedostać się przez okno, a ona stała zdyszana i przejęta. Ale najwspanialsze ze wszystkiego było to, że uwolnili Rafaela. Otrzymała na powrót tego brata, którego opłakiwała przez tak wiele samotnych dni i nocy.

Rafael, ubrany tylko w nocną koszulę i spodnie, z wielką przyjemnością wciągał do płuc świeże powietrze. Był dumny, że może swoim wybawcom pokazywać drogę. Ale i Dolg sam z siebie wyczuwał, którędy powinni iść.

Kiedy okrążyli zamek i znaleźli się w parku, otulonym wciąż gęstniejącym mrokiem, Rafael, któremu marzły obolałe nogi, powiedział:

– To było tutaj! Czy też widziałeś go w tym miejscu, Dolg?

– Właśnie w tym miejscu zniknął mi z oczu.

Znajdowali się jeszcze bardzo blisko gładkiej ściany zamku. No, może nie tak całkiem gładkiej… Mur był bardzo zniszczony.

– Czy nie mógłbyś posłużyć się kulą? – zapytała Taran cicho.

– Nie – odparł Dolg. – Wyczuwam tutaj jakieś elementy zła. Bądźcie teraz cicho! Stójcie spokojnie!

Ujął rękę Rafaela.

– Chciałbym wzmocnić wrażenia nas obu – szepnął, pozostała trójka stała bez ruchu, wstrzymując dech i nie pojmując, co się dzieje.

– O… – wykrztusił Rafael i szarpnął się, jakby chciał uciekać. – Idzie! On idzie! Upiór!

Troje małych widzów nie zauważało niczego, ale mogli śledzić upiora, patrząc na twarze dwunastolatków. Danielle ściskała ręce bliźniaków aż do bólu.

Wyglądało na to, że ten niewidzialny zbliża się do zamku.

– Tam… On zniknął – szepnął Rafael. – Tuż przed murem.

Dolg puścił jego rękę i podszedł do muru. Dotykał kamienia, ale nie znajdował niczego szczególnego.

Rafael stał bez ruchu z mocno zaciśniętymi wargami.

– Ja go poznałem – powiedział po chwili cichutko, prawie nie otwierając ust.

– Naprawdę? – zapytał Dolg. – Kto to był? Myślę, że to ważne.

– To był… Nie pamiętam, jak on się nazywał. Ty będziesz wiedziała, Danielle. To człowiek z portretu, który wisi w bibliotece.

– To baron Rupert von Virneburg – oznajmiła jego siostra. – Dziadek naszego taty. Ostatni, który mieszkał w starym zamku, to on wybudował nowy dom i się do niego przeprowadził.

– No dobrze – odetchnął Dolg. – Czyli już wiemy, kim był. A teraz ciekawe, dlaczego nie znalazł spokoju na tamtym świecie?

Rozdział 17

Nigdy jeszcze Móri i Erling nie widzieli Theresy tak wyniosłej, takiej… habsburskiej. Była teraz księżną każdym włóknem swego ciała, była córką cesarza i siostrą innego cesarza. Stała we wspaniałym salonie von Virneburgów i patrzyła na gospodarzy miażdżącym wzrokiem.

– Ulokowaliście moje wnuki w pokoju kredensowym? – pytała lodowatym głosem.

Młoda baronowa ze swoją francuską delikatnością jąkała jakieś odpowiedzi.

– Nno, nnie, to znaczy tak, ale one same chciały.

Jej małżonek potakująco kiwał głową. Uznał, że to najlepsze rozwiązanie tego nieprzyjemnego problemu.

– A gdzie nasze dzieci są teraz?

– Ja nie… Owszem, wiem, to znaczy w parku.

– W parku? Przecież na dworze pada! A poza tym robi się ciemno.

– Dobrze, to pewnie jakaś służąca zabrała je do środka.

– Zabrała do środka? Czy oni są praniem, które się wywiesza albo zabiera do środka? Proszę natychmiast odszukać dzieci, dobrze państwu radzę! A gdzie jest Dolg, mój najstarszy wnuk? On tu przyjechał, żeby się zająć swoim rodzeństwem.

Małżonkowie byli najwyraźniej zakłopotani. Pani nerwowo dzwoniła na służbę, ale zanim ktokolwiek zdążył się pokazać, z głębi domu przybiegła mademoiselle.

– Wasza wysokość… panienka Danielle zniknęła.

– Co? – krzyknęła baronowa. – Pewnie ją uprowadziły te wstrętne dzieci!

Jej mąż, właściciel posiadłości, chciał jakoś załagodzić histeryczny wybuch małżonki.

– Moja droga, istnieje z pewnością jakieś całkiem naturalne wytłumaczenie. A te dzieci były przecież bardzo miłe, przynajmniej na takie wyglądały. Szanowna księżno, zapewniam, że zostały tutaj przyjęte najlepiej jak można…

– Ale gdzie one teraz są? – chciał wiedzieć Móri. – Przyznaję, że Taran i Villemann bywają czasami trochę nieodpowiedzialni, lecz Dolg nigdy! I nie rozumiem, czemu go tutaj nie ma.

– Kiedy widziano dzieci po raz ostatni? – zapytał Erling.

– Eee, nooo – stękał gospodarz. – To było… w czasie obiadu.

– Który dzieci jadły w pokoju kredensowym – wtrąciła Theresa gniewnie.

– Potem zostały wysłane na dwór, żeby się tam bawić – wyjaśniła mademoiselle. – Bo same tak chciały. Bardzo się spieszyły, żeby wyjść. Ale teraz najważniejsze jest to, gdzie się podziała panienka Danielle. Nigdy przedtem się nie zdarzyło, żeby opuściła swój pokój. Nigdy!

I właśnie w tym momencie dzieci gromadnie wkroczyły do salonu. Za nimi nadbiegł Claude i dorośli widzieli, że bardzo się starał odciągnąć Rafaela od chłopców z powrotem do hallu. Villemann jednak kopnął służącego w goleń tak, że tamten zaczął z bólu skakać na jednej nodze. Wtedy Taran podstawiła mu nogę i Claude jak długi rymnął z hałasem na podłogę.

– Mamo! Ojcze! – wołał Rafael zdławionym głosem. – Oto jestem! Jak widzicie, żyję!