Выбрать главу

Widząc go młoda baronowa zemdlała, jej mąż natomiast zrobił się purpurowy i ryknął:

– Co ty tu robisz, Rafaelu? Kto cię wypuścił na wolność?

Teraz zaległa przytłaczająca cisza. Dzieci stały jak sparaliżowane, radość w oczach Rafaela zgasła. Goście przyglądali się baronostwu von Virneburg z niedowierzaniem.

Pani ocknęła się z jękiem. Usiadła i przetarła oczy.

– Ja myślałam… ale jest dokładnie tak, jak widziałam… Rafael. On nie powinien się tutaj pokazywać! I co to za potworek przyszedł razem z dziećmi?

– Mamo – zaczął chłopiec matowym głosem. – To znaczy… maman.

Nareszcie oboje rodzice otrząsnęli się z szoku. Rzucili się do Rafaela i zaczęli go obejmować.

– Och, dziecko najdroższe, czy to naprawdę ty? A my myśleliśmy, że umarłeś. Gdzieś ty się podziewał, nasze kochanie? Mamusia i tatuś tak strasznie za tobą tęsknili – szczebiotali jedno przez drugie.

Ale było za późno. Nikt, a już zwłaszcza Rafael, nie wierzył ich słowom.

I nic też nie pomogło, że starali się winą za wszystko obciążyć Claude’a i mademoiselle, że to oni uwięzili ich synka. Wszyscy słyszeli i widzieli ich pierwsze reakcje, i tego nie dało się już cofnąć.

– Czy moglibyśmy się dowiedzieć, co to wszystko znaczy? – zapytał Móri. – Villemann, ty byłeś tu przez cały czas, mów ty.

Chłopiec pojmował, że jest ważne, by zrobić dobre wrażenie, w związku z czym powinien się wyrażać jasno i wyraźnie, i dosłownie przeszedł sam siebie. Taran przyznała później, że ona sama nie zrobiłaby tego lepiej.

– Oni powiedzieli, że mamy iść na dwór i tam się bawić, więc tak zrobiliśmy. Po pewnym czasie trafiliśmy do oranżerii po tamtej stronie domu i przez nią weszliśmy do środka, a stamtąd schodami na strych, gdzie znaleźliśmy całkiem nowe ołowiane żołnierzyki. Później spotkaliśmy Danielle. Poszliśmy z nią do jej pokoju i…

– O, łobuzy! – krzyknęła mademoiselle. – Tam akurat nie mieliście nic do roboty!

Villemann mówił dalej nie zrażony jej uwagami:

– I zrozumieliśmy, że ona jest strasznie samotna, ona opowiedziała nam o kukułce, która krzyczy zawsze nad ranem, przez cały rok, i powiedziała nam, że jej brat, Rafael, nie żyje i że on umiał bardzo ładnie naśladować kukułkę, to wtedy my się domyśliliśmy, że to nie kukułka, tylko on, i…

– Chwileczkę, Villemann – przerwał mu Móri. – Bądź łaskaw od czasu do czasu nabierać powietrza. A poza tym opowiadasz bardzo dobrze. Mów dalej!

Odetchnąwszy głęboko Villemann podjął opowieść:

– I wtedy Danielle powiedziała nam, z której strony słyszy tę kukułkę, i to było od tylnej strony starego zamku, więc tam poszliśmy i znaleźliśmy Rafaela, a…

Claude, który stał przy drzwiach i rozcierał bolące nogi, ryknął:

– Jakim sposobem się tam dostaliście?

– Drzwi na dole były otwarte, bo wy byliście właśnie w zamku – odparł Villemann.

Claude zaklął cicho, a potem zapytał:

– A drzwi na górze? Nie mogliście ich otworzyć!

– Mogliśmy, bo kiedyśmy tak stali na strychu, przyszedł Dolg. On też wszedł do zamku w czasie, kiedy wy byliście u Rafaela, słyszeliśmy, że ktoś wszedł za nami. A Dolg potrafi otworzyć każde drzwi, byleby tylko za nimi znajdowało się dobro – oznajmił Villemann z dumą.

– Co to znowu za gadanie? – wybuchnął baron.

– Owszem, to prawda – wtrącił Móri. – Dolg nie jest takim człowiekiem jak my i posiada środki działania, o jakich wielu mogłoby tylko marzyć. Ale to należy wyłącznie do niego. A poza tym on nie jest potworkiem, zapewniam państwa! Wprost przeciwnie!

Villemann skinął głową.

– Rafael leżał w łóżku, przykuty kajdanami. Pokaż im, jakie masz rany na nogach, Rafael!

Chłopiec usłuchał. Baronowa krzyknęła i ponownie zemdlała, ale księżna i jej pokojówka miały łzy w oczach.

– Jak można coś takiego zrobić niewinnemu dziecku? – wykrztusił Erling.

– Niewinnemu? – wrzasnął von Virneburg. – On jest szalony! Chłopak zwariował, a my i tak jesteśmy bardzo humanitarni, że nie odesłaliśmy go do domu wariatów. Miał u nas dobrze, Claude i mademoiselle mogą potwierdzić. A skoro się szarpał w kajdanach, to sam jest sobie winien, że porobiły mu się rany na nogach.

– Na czym opieracie to przekonanie, że chłopiec „zwariował”? – zapytała Theresa bardzo spokojnie, co nie wróżyło nic dobrego.

– Miał halucynacje – odparł jego ojciec krótko. – To było bardzo nieprzyjemne dla nas wszystkich.

– To nie były halucynacje – powiedział Dolg. – Ja sam widziałem upiora.

Móri skinął głową.

– Rafael ma prawdopodobnie zdolność widzenia duchów tak samo jak mój syn i ja sam, a także wielu innych ludzi, którzy we wszystkich epokach byli zamykani w domach wariatów. Nic to oczywiście nie pomogło. Ci ludzie mają po prostu dar, którego inni nie są w stanie pojąć, a przecież istnieje na świecie bardzo wielu głupich ludzi, którzy uważają, że coś, czego oni nie widzą, nie może istnieć.

– Ja wiedziałam – pisnęła Danielle uszczęśliwiona. – Ja wiedziałam, że Rafael nie był…

– Danielle! – ryknął jej ojciec, a następnie ciągnął już swoim zwykłym, lodowatym głosem: – Jak ty się zachowujesz? Kto ci pozwolił odzywać się w obecności dorosłych?

Dziewczynka skuliła się przestraszona, a Taran wcale nie poprawiła sytuacji, gdy warknęła:

– Zamknij się, stary dziadu!

– Taran! – upomniał ją Móri surowo. – Mów dalej, Villemann.

– No i my zabraliśmy, oczywiście, Rafaela ze sobą, a później oni obaj jednocześnie, to znaczy Rafael i Dolg, widzieli upiora i Rafael go poznał. A Danielle umiała nawet powiedzieć, jak on się nazywa. To był baron Rupert von Virneburg, i zaraz potem zniknął w zamkowym murze…

– Nie, Villemann, on tego nie zrobił – przerwał mu Dolg. – On się rozpłynął w powietrzu i zniknął przed zamkowym murem.

Zaległa cisza. Umilkły gwałtowne protesty barona, a jego żona, która doszła jakoś do siebie po ostatnim omdleniu, siedziała na kanapie i nerwowo oblizywała wargi.

Erling zwrócił się do Theresy:

– Właściwie powinniśmy jak najszybciej ruszać dalej na zachód. Ale, jak widać, nie będziemy mogli opuścić państwa von Virneburg, dopóki nie wyjaśnimy tej zagadki.

Głos jego brzmiał złowieszczo i Theresa uzupełniła to, co Erling miał na myśli. Wyprostowała się, przybrała bardzo cesarską pozę i rzekła:

– Masz całkowitą rację! Nie możemy zostawić tych dzieci na pastwę takich rodziców i takich opiekunów.

Baron zrobił się blady z wściekłości, ale Móri się go nie zląkł.

– Załatwimy to wszystko dzisiejszego wieczora, nie mamy przecież czasu do stracenia. Dolg i Rafael, pokażecie nam, gdzieście dokładnie widzieli tego upiora, to ja potem postaram się pomóc w rozwiązaniu zagadki.

– Znakomicie! – ucieszyła się Theresa. – Ale najpierw, na Boga, niech się ktoś zmiłuje nad tym biednym dzieckiem i zajmie jego ranami. I dajcie mu jakieś ciepłe, porządne ubranie!

Dolg spojrzał pytająco na ojca.

– Czy powinienem użyć szafiru?

Móri zastanawiał się przez chwilę.

– Tak, uważam, że tak będzie najlepiej. Nie mamy za wiele czasu, a wygląda na to, że rany są w fatalnym stanie.

Przewrażliwiona pani baronowa wstała.

– Bądźcie tak dobrzy i nie dotykajcie mojego dziecka! Ja sama się nim zajmę!

– Ach, tak? – zdumiał się Erling chłodno, ale wszyscy widzieli, że jest wzruszony, a oczy lśnią mu podejrzanie.

– Tak, i zaraz skończymy z tym bezwstydnym wtrącaniem się w nie swoje sprawy – zagrzmiał znowu baron von Virneburg. – Nie zapraszaliśmy was tutaj, zajęliśmy się waszymi dziećmi najlepiej jak można, a teraz takie podziękowanie…