– Co za rysunki? Aha, te! Owszem, mój dziadek miał różne głupie pomysły. Studiował tajemne pisma. Ja wiem, że zajmował się przez jakiś czas wątpliwymi Księgami Mojżeszowymi.
– Co to znaczy „wątpliwe księgi”? – zapytała Danielle swoją przyjaciółkę Taran.
– Ja nie wiem – odpowiedziała Taran szeptem.
– To znaczy, że nie wiadomo, czy księgi są prawdziwe, a nie sfałszowane – rzekł Erling i uśmiechnął się do dziewczynek.
Jego uśmiech sprawił, że Danielle poczuła się bezpieczna. Podeszła do niego o krok bliżej.
– Baronie von Virneburg – powiedziała Theresa. – Co się znajduje wewnątrz murów akurat tutaj?
– Przecież nie mogę wszystkiego pamiętać – burknął zirytowany baron. – To jest chyba rejon kuchni.
Niewiele im to wyjaśniło.
Wszyscy drgnęli, kiedy od strony parku dał się słyszeć obcy głos:
– Może ja mógłbym dostarczyć jakichś informacji? Stał przed nimi rabin Etan, który nie był żadnym rabinem, tylko po prostu wujem barona.
Właściciel dworu na widok krewnego wpadł w prawdziwy gniew.
– Co? – ryknął z purpurową twarzą. – Co ty tutaj robisz? Czyż nie zakazałem ci przekraczać mojego progu?
– Co do tego ostatniego, to znaczy, czyj jest ten próg, to zdania są podzielone – oznajmił „rabin” spokojnie. Skłonił się uprzejmie księżnej – Wasza wysokość… Bardzo przepraszam, że nie przedstawiłem się jak należy przy pierwszym naszym spotkaniu, ale miałem swoje powody… Mój brat Ernst zawsze wyrażał się o pani bardzo ciepło. Byli państwo zaprzyjaźnieni, jak pamiętam.
– Tak, rzeczywiście – powiedziała Theresa z uśmiechem. – I dlatego właśnie odważyłam się prosić w tym domu o opiekę nad moimi wnukami. Sprawy nie potoczyły się dokładnie tak, jak oczekiwałam. Ale…
Zawahała się na moment, a potem dokończyła:
– Ale może tak, jak pan oczekiwał?
Etan von Virneburg uśmiechnął się.
Móri natomiast zapytał:
– Czy mógłby nam pan wyjaśnić, dlaczego? Dlaczego nasi chłopcy dostali te rysunki? A także czy pan sam widział tutaj upiora?
– Nie, ja go nie widziałem, ale wiedziałem, że Rafael go widuje. A teraz stwierdzam, że państwo oznaczyli miejsce, w którym duch mojego dziadka znika.
– Tak, to tutaj – przyświadczył Rafael podchodząc bliżej.
– Rafael! – wrzasnął jego ojciec. – Ty się w to nie mieszaj! A poza tym uważam, że skończyliśmy już te obserwacje na dworze i proponuję, byśmy wrócili do domu i wyjaśnili różne nieporozumienia przy kolacji.
– Myślę, Albercie, że jeszcze na to za wcześnie – rzekł łagodnie jego wuj Etan. – Czy to ty poleciłeś, że wejście do piwnicy powinno zostać zamurowane i że powinna je porosnąć trawa?
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
Etan poprosił, by kilku dworskich ludzi przyszło tutaj ze szpadlami. Gwałtowne protesty Alberta na nic się nie zdały, bo żołnierze zakneblowali i jego, i jego małżonkę, tak że w końcu zapanował jaki taki spokój. A żeby się też pozbyć mademoiselle, związano jej ręce i odesłano do tej samej garderoby, w której już siedział Claude. Mogli więc rozmyślać sobie o niegodziwościach, jakich się dopuścili wobec nieszczęsnych dzieci.
Baronostwo von Virneburg zostali jednak zmuszeni do pozostania na miejscu i przyglądania się wykopkom.
Kilku ludzi kopało. w świetle latarni i wkrótce odkryto kamienne schody, u których podnóża znajdowały się drzwi. Warstwa ziemi nie była w tym miejscu specjalnie gruba.
Zakneblowany baron nieustannie protestował. Jego żona raz jeszcze zemdlała, co zresztą czyniła zawsze, kiedy chciała uniknąć nieprzyjemności, ale tutaj w parku ziemia była mokra, więc wolała jak najszybciej dojść do siebie. Natomiast demonstracyjnie odwróciła się do wszystkich plecami.
Drzwi początkowo nie chciały ustąpić, ale pod naporem kilku silnych parobków otworzyły się ze skrzypieniem. Wszyscy zebrani, jedni bardziej, inni mniej chętnie zeszli gęsiego w dół. Dzieci, które już przecież od dawna powinny były leżeć w łóżkach, należały do najbardziej zapalonych ochotników. Dziewczynki starały się być jak najmniej widoczne, żeby nie usłyszeć niezbyt miłych okrzyków w rodzaju: „Ależ, dzieci, wy, nie powinnyście się tu plątać!” Nic jednak nie wskazywało na to, by ktoś z dorosłych myślał o czymś równie nudnym. Dzięki Bogu, powtarzały w duchu Taran i Danielle.
Baronostwo trzeba było niemal siłą spychać na dół. Oboje stawiali zaciekły opór.
W końcu wszyscy znaleźli się w podpartym słupami korytarzu tak niskim, że musieli schylać głowy. Kiedy doszli do muru zamkowego, ukazały się kolejne drzwi. Te ustąpiły bez trudu i ludzie znaleźli się pod zamkiem w piwnicy, której najwyraźniej nie używano od wielu lat. Od dawna przecież zamek nie był zamieszkany, ale nie tylko to odcisnęło piętno na tym pomieszczeniu. Było ono całkiem otwarte, ale w głębi znajdowały się jeszcze jedne drzwi, teraz bardzo starannie zabite gwoździami.
– Co znajduje się po tamtej stronie? – zapytał Móri. Baron kręcił głową i wzruszał ramionami, ale powiedzieć nic nie mógł, bo knebel szczelnie zatykał mu usta.
– To nie ma znaczenia – wyjaśnił tymczasem Etan von Virneburg, a jego głos odbił się głuchym echem od sklepienia. – Rozwiązanie zagadki znajduje się tutaj. To mój ojciec kazał zabić gwoździami wewnętrzne drzwi, żeby nikt nie przeszedł tą drogą.
– Pańskim ojcem był Rupert von Virneburg, prawda? – zapytał Erling.
– Tak. Ojciec miał dwóch synów, Ernsta i mnie, z kolei Ernst miał jednego syna, tu obecnego Alberta, ja natomiast syna i dwie córki. Ale nie traćmy niepotrzebnie czasu! Mój ojciec schował tutaj coś, co przeznaczone było tylko dla mnie i mego syna. Albert nie miał mieć z tego żadnego pożytku, wobec czego zamurował wejście. Ale ojciec najwyraźniej chce, żebyśmy zobaczyli, co tam zostawił. Dlatego wraca na ziemię i ukazuje się ludziom obdarzonym zdolnością widzenia duchów.
Przyglądali mu się badawczo, ale on nie chciał powiedzieć już nic więcej. Prosił tylko, by szukali. Ale czego? Etan von Virneburg też tego nie wiedział, wiedział tylko jego syn.
– A gdzie on teraz jest? – zapytała Theresa, która stała bardzo niewygodnie oparta o ścianę.
– Mój syn nie żyje – odparł Etan krótko. – Zmarł przed wieloma laty.
Dolg przyglądał mu się z zaciekawieniem.
– A pan chciał tutaj sprowadzić małego chłopca, baronie Etan? Mniejszego ode mnie?
– Tak – potwierdził Etan z uśmiechem zadowolenia na swojej surowej twarzy. – Mój syn miał siedem lat, kiedy umarł. Rafael jest drobny, Villemann także.
– W takim razie powinniśmy szukać wąskiego przejścia – oznajmił Dolg. – Ale w tym pomieszczeniu niczego takiego nie widzę, natomiast szafiru nie chciałbym tu używać.
To, oczywiście, wszyscy rozumieli. Zaczęli więc przypatrywać się ścianom i dokładnie oglądać podłogę w poszukiwaniu jakiegoś otworu. Baronostwo von Virneburg stali w kącie pod strażą. Oboje bardzo zdenerwowani, jak można było sądzić po ich energicznych, aczkolwiek zdławionych protestach.
Móri, który natychmiast się domyślił, o co chodzi Dolgowi, powiedział:
– Jak rozumiem, pański syn był znacznie młodszy niż baron Albert, syn Ernsta?
– Ma pan rację – odrzekł Etan, nawet się nie odwracając.
– Aaa! – zawołała Taran triumfalnie. – Patrzcie na ten kamień w murze!
Wszyscy spojrzeli w jej stronę.
– Ostrożnie, dziecko! – zawołał Etan. – Kamień mógłby ci zmiażdżyć nogę!
Było to w najwyższym stopniu uzasadnione ostrzeżenie. Na szczęście kilku mężczyznom udało się pochwycić kamień, zanim spadł na ziemię.
W ścianie ukazał się spory otwór.