Выбрать главу

– To jest najbardziej bezwstydne, co…

– Zamknij się! – powtórzył Albert.

– Czy mogę kontynuować? – zapytał Etan spokojnie. – Albert starał się prawdopodobnie zdobyć testament. Ale tymczasem stał się całkiem dorosłym mężczyzną i w żaden sposób nie mógłby się przedostać przez zbyt wąski otwór. A poza tym otwarcie testamentu nie leżało przecież wcale w jego interesie. Tak więc pierwszym jego działaniem jako właściciela dworu było zasypanie wejścia do piwnicy. Tym samym cały problem został usunięty. Ale ja o niczym nie zapomniałem i on o tym wiedział. Postarał się zatem wypędzić mnie z parafii, oskarżając o czary, czarną magię i sam już nie wiem o co jeszcze. Stało się to po tym, jak próbowałem skłonić małego Rafaela, by szukał testamentu. Zacząłem od tego, że nauczyłem chłopca na pamięć kilku tablic z tak zwanej Siódmej Księgi Mojżeszowej. Potem musiałem ruszać swoją drogą… A wtedy mój ojciec, baron Rupert von Virneburg, zaczął się ukazywać chłopcu. Mój ojciec chciał wskazać drogę do testamentu. Ale mały Rafael został przez rodziców zamknięty. Nie wiedziałem o tym. Nie słyszałem o niczym aż do mojego powrotu teraz niedawno. Powiedziano mi, że chłopiec zmarł rok temu. Byłem tym wstrząśnięty, ale ani na moment nie uwierzyłem Albertowi. Mógł on co prawda zamordować chłopca, gdyby ten w jakiś sposób stał mu na drodze. Ale nie zapomniałem, że Albert potrzebuje dziedzica. Cóż więc prostszego, jak zamknąć kłopotliwe dziecko…

– Nie, nie, teraz jest pan niesprawiedliwy – wtrąciła baronowa. – Ja bym nigdy nie pozwoliła zamordować mojego syna. Nigdy w życiu! I Albert nie jest taki!

– Naprawdę? – zapytał Etan. – No dobrze, spróbuję ci uwierzyć. Wierzę ci, że to ze względu na ciebie on oszczędził chłopca. Ale kiedy się teraz zastanawiam nad tą sprawą, to muszę przyznać, że byłem jednak bardzo krótkowzroczny. On ogłosił przecież, że chłopiec nie żyje. W jaki sposób więc mógł liczyć, że to będzie jego następca? Nie, dziedziczką miała zostać Danielle.

– Ona go przecież w ogóle nie obchodzi – wtrącił cicho Erling.

– Nie, ja o tym wiem. Ale gotów jest na wszystko, byleby tylko majątek nie dostał się mnie i moim córkom – stwierdził Etan i ponownie zwrócił się do baronowej: – Jednego mimo wszystko nie rozumiem: jak mogłaś się zgodzić na to, by twój syn został uwięziony w taki straszny sposób?

Piękne oczy jego żony zrobiły się jeszcze większe niż zazwyczaj.

– Przecież on jest szalony! Albert powiedział, że Rafael widuje w parku ducha. Musieliśmy go ukryć, żeby nikt się o tym nie dowiedział, bo by go odesłali do domu wariatów!

– I ty, oczywiście, odwiedzałaś swego syna codziennie?

Baronowa była całkiem zbita z tropu.

– Ja… eeech… Nie, przecież nie mogłam tego robić! On mógłby się na mnie rzucić i zamordować mnie!

Theresa jęknęła zrezygnowana.

– Ona nie odwiedzała nigdy swojej zdrowej córeczki – rzekła z goryczą. – To dlaczego miałaby się przejmować chłopcem?

– Wy mnie oskarżacie, że jestem bez serca! – wybuchnęła baronowa z gniewem. – A ja wam mówię, że mam serce! Oczywiście, że mam! Nikt nie kocha swojego męża bardziej niż ja, prawda, Albercie?

Baron odwrócił się od niej mamrocząc coś ze złością.

– Tak. Bo ja jestem jego złotko i jego serduszko, on zawsze tak mówi…

– Czy ty nie możesz nareszcie zamilknąć? – syknął baron. Jeśli można ryknąć szeptem, to on właśnie teraz to zrobił.

Pani skuliła się, a Theresa powiedziała:

– Nie wątpię, że pani jest przywiązana do swego męża, baronowo von Virneburg. Ale takie ślepe uwielbienie musi zawsze innych odsuwać na margines. W pani życiu nie ma miejsca dla dzieci. Odepchnęła je pani od siebie, pozbawiła prawdziwego dzieciństwa i tego nigdy pani nie wybaczę!

– Niepotrzebne nam pani wybaczenie – rzekł baron chłodno.

– Czy możemy już zakończyć tę dyskusję? – przerwał mu prefekt. – Bardzo bym chciał obejrzeć szkatułkę i nareszcie ją otworzyć.

– Naturalnie – zgodził się Etan. – Jeśli tylko nam się to uda. Jest tam z pewnością wiele różnych pułapek, a gdy raz popełnimy błąd, szkatuła zatrzaśnie się na zawsze.

– No, dosyć to wszystko dziwne.

– I ja tak uważam – przyznał Etan. – Ale tak właśnie powiedział mi mój syn, któremu przekazał to dziadek, czyli mój ojciec.

– Hm. No to popatrzmy, co się da zrobić. Etan von Virneburg przyniósł szkatułkę, którą wcześniej bardzo starannie schował. Na wszelki wypadek, jak powiedział.

– No – rzekł prefekt na widok zardzewiałej, brudnej i zakurzonej skrzyneczki. – Wygląda solidnie. A poza tym nie widzę żadnego zamka.

Baron Albert westchnął z ulgą.

Służący księżnej, znany pedant, podszedł do stołu i starł kurz swoją chusteczką. Delikatnie i bardzo ostrożnie, jakby się bał, że chusteczka za bardzo się zabrudzi.

– Proszę działać ostrożnie – ostrzegł raz jeszcze Etan.

– Zbyt mało wiemy o samej szkatułce i o tym, jak się ją otwiera.

Służący skłonił się i wrócił dyskretnie na swoje miejsce.

I właśnie w tym momencie do salonu wsunął się Villemann, jego włosy były potargane bardziej niż zwykłe.

– Tatusiu… Ja myślę, że Rafael dostał jakiegoś ataku. Tak się strasznie trzęsie cały.

Rozdział 19

Móri, Erling i Theresa wstali równocześnie. Matka chłopca uniosła się na kanapie, rzuciła niepewne spojrzenie na swego męża, ale on rozkazał krótko: „Siedź!”, jakby mówił do psa.

Wszyscy inni byli już w pokoju dzieci. Tylko pomocnik prefekta został pilnować skrzyneczki. No i gwardziści, jak zawsze, trzymali się nieco na uboczu.

W pokoju gościnnym Dolg robił, co mógł, by uspokoić białego jak ściana, dygoczącego chłopca. Słychać było, że Rafael szczęka zębami. Dziewczynki, przestraszone, siedziały w kąciku swojego łóżka, a Nero poszczekiwał przyjaźnie z głową na poduszce chłopca.

– Jak to dobrze, że przyszedłeś, tato – szepnął Dolg do Móriego. – Już nie wiedziałem, co mam robić.

– To nie jest żaden atak, Dolg. To załamanie – wyjaśnił Móri cicho. – Rafael przeżył dzisiaj zbyt wiele. Akurat teraz czuje się bezpieczny, ale pewnie boi się o przyszłość. Chodź, przeniesiemy go do salonu.

Theresa, która głaskała biedne dziecko po głowie, odsunęła się, żeby zrobić miejsce Erlingowi, ale chłopiec tak mocno trzymał ją za rękę, że nie mogła jej cofnąć. Szła więc po prostu za niosącym chłopca Erlingiem. Nero, oczywiście, również „pomagał”, lizał Rafaela współczująco po stopach.

Dziewczynki szły wolno za swoimi braćmi, przestraszone, ale też ciekawe. Bardzo chciały jakoś pocieszyć Rafaela, ale trudno było nawiązać z nim kontakt, jakby nie słyszał i nie widział, co się wokół dzieje.

Kiedy weszli do salonu, baron Albert na widok Dolga odwrócił się z obrzydzeniem, co zresztą czynił przez cały wieczór. Erling widział wyraźnie, że wargi barona układają się w słowo „potworek”, i tak go to zezłościło, że poszczuł na niego Nera; sam nie mógł nic zrobić, bo trzymał na rękach Rafaela.

Nero, który nigdy barona nie lubił, stanął przed nim w swojej postawie zasadniczej, mocno przechylony do przodu, położył uszy i wyszczerzył zęby. Z gardzieli dobywało się złowieszcze warczenie.

Przerażony baron próbował odegnać bestię, machał rękami, ale na nic się to nie zdało, dopóki Móri się nad nim nie ulitował. Akurat teraz nie mieli czasu na straszenie gospodarza.

Erling poprosił Theresę, żeby usiadła na kanapie, i oddał jej Rafaela. Chłopczyk był leciutki niczym piórko i księżna zastanawiała się, co oni mu właściwie dawali do jedzenia przez ostatni rok. Pewnie porcje maleńkie jak dla ptaszka.