Выбрать главу

Dwa duchy, Woda i Powietrze, powróciły ze złowieszczą nowiną o obudzonych wielkich mistrzach, którzy podążają krok w krok za Dolgiem.

Cień opowiadał o wyprawie Dolga pokrętnie i ostatecznie duchy nie dowiedziały się niczego.

Dni mijały.

Czekanie było straszną udręką.

– Móri w dalszym ciągu znajduje się w przedsionku śmierci – stwierdziła Pustka, która miała zdolność zaglądania w jego myśli.

– Bardzo dobrze – ucieszył się Nauczyciel.

– Ale w tej chwili jest sam. Przeciwstawił się kuszącemu go Aniołowi Śmierci, nie poszedł za nim do Wielkiego Światła.

– Wytrzymaj, Móri, mój synu – prosił Hraundrangi – Móri cicho.

– Połączmy swe siły w intensywnej prośbie do niego, by czuwał – zaproponował Nauczyciel.

Ich błagania dotarły do Móriego. „Wytrzymaj, Móri” – prosili. – „Jeszcze chwilkę. Nie poddawaj się!”

– Zdaje mi się, że nas usłyszał – stwierdziła Pustka.

Duch powietrza zsunął się z góry i dołączył do reszty. Był on ich szpiegiem w realnym świecie, podobnie jak Pustka śledziła wydarzenia w świecie, w którym teraz znajdował się Móri.

Oczy pani powietrza lśniły.

– Dolg powrócił do Theresenhof – oznajmiła radośnie. – Mam wrażenie, że wykonał to swoje dziwne zadanie, bo teraz obaj z Erlingiem pędzą tutaj co koń wyskoczy.

– Dzięki – wyszeptał Hraundrangi – Móri, a inni mamrotali coś w tym samym stylu.

Wciąż czuwali, ale teraz z nową nadzieją.

Móri nie mógł dzielić z nimi optymizmu, bo on o niczym nie wiedział. Poza tym przeżywał udrękę. Nie pozwolono mu być długo samotnym.

Przez cały czas starał się przebywać mniej więcej po – środku podłużnej groty. Nie chciał się za bardzo zbliżać do otworu prowadzącego do największych głębin śmierci, gdzie nieustannie wył wiatr, nie chciał też być blisko czarnoksiężników w przeciwległym końcu pomieszczenia.

Pozostawało mu tylko jedno miejsce. Głęboka nisza w bocznej części groty. Przedtem jakoś nie zwrócił na nią uwagi, ale teraz oczy przywykły do ciemności i widział lepiej.

W głębi, w niebieskoszarej, mrocznej poświacie zobaczył w jednej ścianie czarny otwór. Jak głęboki mógł być, Móri nie miał najmniejszego pojęcia.

Co by się stało, gdybym tam wszedł? pomyślał. Może wtedy bym się uratował?

Prośby towarzyszy docierały do jego świadomości. Otrzymał też wiadomość, że Erling przeżył upadek, wyszedł z niego cało.

Od jakiegoś czasu wiedział również, że Tiril żyje, że została uwięziona i jest w drodze na zachód, ale są przy mej Nidhogg i Zwierzę. Był teraz o nią trochę spokojniejszy.

W końcu przekazano mu informację, że Dolg z Erlingiem opuścili Theresenhof i zmierzają do zamku Graben w Szwajcarii.

To najlepsza wiadomość, jaką otrzymał od Pustki. Zaczynał teraz przeczuwać, że jego walka być może dobiega końca. Dotychczas trwał w przedsionku śmierci z uporem, ale bez nadziei.

Nowe wieści dodały mu sił.

Móri wytężył wzrok. Potworny strach przeniknął go lodowatym dreszczem.

Coś się stało w pobliżu umarłych czarnoksiężników i całej podobnej do nich reszty.

Instynktownie cofnął się o krok w stronę tajemniczego, ciemnego otworu.

Dostrzegał, że coś zsuwa się ze ściany pod sklepieniem groty, tam gdzie znajdował się ponury chór niespokojnych i zabłąkanych dusz. Dusz czarnoksiężników, morderców, zdrajców i innych nędzników, które muszą czekać, zanim zostaną włączone do nowego kręgu ludzkiego życia, po którego zakończeniu będą mogły nareszcie osiągnąć odpoczynek w cudownym świetle.

Coś jakby spływało po szorstkich skalnych ścianach.

Minęła dłuższa chwila, zanim Móri uświadomił sobie, że to jakieś istoty, które najwyraźniej mają zamiar go pojmać.

Zaczął się cofać w stronę ciemnego otworu, ale drgnął, gdy za nim rozległy się jakieś głosy.

– Chodź do nas, Móri! Tu będziesz bezpieczny.

Odwrócił się. Stała tam nieziemsko piękna kobieta, całkiem naga, z rozpuszczonymi włosami, sięgającymi do połowy uda, a nieco dalej mignęło mu jeszcze kilka podobnych postaci.

Ratunek? Czyż to możliwe? Czy rzeczywiście znajdują się tutaj pomocnicy? Ale ten przyjazny, troskliwy głos…

Mimo to było coś w tej kobiecie, co budziło jego wątpliwości. Nigdy nie miał nic przeciwko Aniołowi Śmierci. Anioł był przyjazny i szczery i pragnął jego dobra.

Ale ta tutaj?

Taka piękna, miła i godna pożądania. Z tym słodkim uśmiechem.

A mimo to…

Żeby tylko mógł lepiej widzieć! Było coś w jej oczach…

Wyciągnęła rękę.

– Chodź! Pospiesz się, bo jak nie, to ci tam zrobią krzywdę.

Miała rację teraz bowiem te paskudne istoty pełzały wszędzie po ścianach i po dnie, najwyraźniej mając tylko jeden ceclass="underline" pojmać Móriego.

Nie było wyboru. Ujął dłoń kobiety i ruszył za nią.

– Nie, Móri, nie!

To Pustka go przestrzegała, w tym koszmarnym śnie, w jakim trwał, umiała dotrzeć do jego myśli.

– Ale… – chciał protestować.

– Dlaczego uważasz, że ona należy do przedsionka śmierci? Uciekaj od niej!

Ale było za późno. Kobieta wciągnęła go w mrok i nagle opasała mnóstwem ramion, jakby jakiś wielonożny stwór otoczył go swoimi kończynami. Móriemu sprawiało to przyjemność. Zorientował się teraz, że to nie jest istota ludzka, w ogóle już w niczym nie przypominała tamtej kobiety z przedsionka, była po prostu symbolem, personifikacją erotyzmu, samą zmysłowością.

Czuł jej ciało przy swoim, jej nieukojone pożądanie, które w nim także budziło podniecenie, choć bardzo tego nie chciał. Ale jak się oprzeć takiemu zwierzęcemu instynktowi? Bo przecież tak właśnie należało to określić, nie inaczej.

Móri nigdy nie zdradził Tiril, ale to tutaj nie należało przecież do rzeczywistości, wszystko odbywało się tak jak w przesyconym erotyzmem śnie w czasach chłopięcych, i dla Tiril w ogóle nie było miejsca w jego pamięci.

Podeszły do niego inne postaci kobiece, wzdychały i pojękiwały z cicha, ocierały się o niego, próbowały odepchnąć od niego tę pierwsza, ale ona je odtrącała. Móri należał do niej, jej ręce błądziły po jego ciele.

– Móri! – wołała Pustka z oddali, starając się wedrzeć w jego myśli. – Uwolnij się! Czy ty nie rozumiesz, że one cię pochwycą tak jak innych czarnoksiężników? Naprawdę z nimi nic innego cię nie czeka!

Móri był oszołomiony podniecającą bliskością pięknej kobiety, marzył, by poczuć pod dłonią jej delikatną skórę, był to przecież tylko sen, a we śnie człowiek może sobie pozwolić na wszystko, on…

– Móri, czy Dolg zrobił to wszystko na próżno?

Dolg? Kto to jest Dolg?

A głos, który woła, do kogo należy? Do Pustki? Co to jest Pustka? Nic, po prostu nie powinien słuchać.

Dolg?

Jak płomienna błyskawica świadomość, kim jest Dolg, przeniknęła mózg Móriego. Zrozumiał, że musi działać bardzo szybko. Jeśli ona, Pożądanie, ma ponieść porażkę, musi ją natychmiast odepchnąć z całych sił. Szarpnął się gwałtownie w wybuchu złości skierowanym głównie przeciwko sobie samemu, po czym zaczął uciekać jak najdalej od otworu prowadzącego do drugiej groty. Wściekły, zrozpaczony, upokorzony, dotknięty, a przede wszystkim zawstydzony. Zawstydzony ponad wszelkie granice, że tak mało brakowało, a byłby się poddał.

Nigdy więcej nie chciał się tam znaleźć, to bardzo niebezpieczne miejsce, została tam narażona na szwank jego duma, a ponadto mógł zaprzepaścić możliwość wyrwania się kiedykolwiek z pułapki, z tego przedsionka śmierci. Jedyna rada, jaką otrzymał, to czekać i starać się nie poddać. I nawet tego nie potrafił dokonać. W każdym razie tak mało brakowało…