Выбрать главу

Usiadł na kamiennej podłodze pośrodku groty, skulił się, ramionami oplótł kolana, pochylił głowę.

– Bardzo dobrze, Móri – w jego głowie dala się słyszeć pochwała wypowiedziana przez Pustkę. – Okazałeś się silniejszy, niż myślałam.

– To było Pożądanie, prawda? – zapytał, jakby szukając pociechy.

– No, w każdym razie to, co ona wywoływała w twoich zmysłach, można tak nazwać. Zwłaszcza że ona bardzo chce wierzyć, iż nie można się jej oprzeć. Poza tym trzeba ci wiedzieć, że to wiedźma, całkiem słusznie skazana na ziemi za czary. A zła czarownica potrzebuje dużo więcej czasu niż inni, by dostać się do światła.

Móri roześmiał się niepewnie.

– Więc tutaj też istnieje strona kobieca i strona męska, jak w kościele?

Usłyszał, że Pustka chichocze cicho.

– Możliwe.

– To dzięki Tiril, prawda? To moja miłość do niej sprawiła, że udało mi się pokonać tę kobietę, czyż nie?

– Bez wątpienia bardzo ci to pomogło. Nigdy przecież jej nie zdradziłeś, a to niezwykle piękna sprawa, zwłaszcza gdy małżeństwo trwa tak długo jak wasze. Ale bezpośrednią przyczyną twego buntu była myśl o Dolgu, twoim dzielnym synu.

– Tak, Dolg – Móri uśmiechnął się sam do siebie. – To naprawdę wspaniały chłopak!

– I dokonał wielkiego czynu w czasie, kiedy leżałeś jak martwy w lesie pod skałą. Ale teraz nie powinieneś tak siedzieć tu i rozpamiętywać, człowieku! Rozejrzyj no się dookoła!

Słowa Pustki sprawiły, że Móri uniósł głowę. I nagle podskoczył, jakby go coś ugryzło.

Głośno wciągał powietrze. Czyż naprawdę nie mógł bardziej uważać?.

Teraz było z nim naprawdę źle!

Rozdział 5

Wierni towarzysze Móriego wciąż trwali na posterunku, siedzieli i stali wokół jego martwego ciała. Bali się, naturalnie, że on nie zdoła wyrwać się z przedsionka, bo gdyby przekroczył ostatecznie granicę śmierci i Wielkiego Światła, to oni staną się istotami bezpańskimi! W każdym razie niektórzy z nich. Kilkoro musiałoby w takim razie wrócić do smutnej egzystencji umarłych czarnoksiężników, inni pozostaliby całkowicie bez zajęcia nie przynależni do nikogo. To chyba najbardziej ponura perspektywa.

– Ktoś nadchodzi – powiedział Nauczyciel cicho.

To chłopi z pobliskiej wioski. Wlekli się niechętnie pod górę w stronę ruin zamku Graben, by zobaczyć, co się stało z trojgiem właścicieli pozostawionych we Wsi koni. Zatrzymali się na skalnym uskoku i rozważali sytuację. Duchy słyszały, że oglądając ślady rozmawiali o wydarzeniach tego krytycznego dnia, po chwili gromadka poszła dalej.

Towarzysze Móriego stali się jeszcze bardziej niespokojni.

Nie trwało długo, a gromadka chłopów wróciła i znowu zatrzymała się na skale. Duchy słyszały, że doszli do wniosku, iż ktoś musiał tu zostać zrzucony w przepaść. I że kobieta musiała zostać uprowadzona. Potem chłopi z ociąganiem podeszli do skraju lasu, gdzie leżał Móri.

Któryś z nich, chyba jakiś młody chłopak, twierdził, że w tym miejscu straszy. Duchy mamrotały ze złością: „Tak, tak!”

Potem wytężyły wszystkie swoje siły i zmobilizowały wszelkie umiejętności, by żaden z chłopów nie odważył się tknąć stosu gałęzi przykrywających ciało Móriego.

Ludzie ze wsi odczuwali opór, ale pojęcia nie mieli, o co chodzi.

Zlekceważyli to.

Wkrótce odnaleźli jednak ciało Móriego i wtedy padły pierwsze straszne słowa, że należałoby urządzić mu przyzwoity pogrzeb. Duchy były przerażone i starały się jakoś odstraszyć ludzi. Już nawet zdecydowały, że się im ukażą. Tamci mieli jednak dobre intencje, nie chcieli zrobić nic złego, ostatecznie więc duchy zrezygnowały z tak drastycznych metod.

Kiedy jednak chłopi sprowadzili proboszcza, a ten wypowiedział się pogardliwie o siłach natury, że ich w ogóle nie ma, a jeśli są, to należą do władcy ciemności, zdecydowały się trochę postraszyć. Pani powietrza, która siedziała na drzewie, zaczęła zrzucać na dół szyszki i nieco mniej przyjemne rzeczy również, celując głowę proboszcza.

Skończyło się na tym, że chłopi postanowili wezwać prefekta, bo przecież w górach popełniono morderstwo, tym więc sposobem duchy i Móri uzyskali odroczenie.

W dwa dni później ludzie ze wsi wrócili.

Mieli ze sobą prefekta.

Ten wydał ostatecznie pozwolenie, by pochować Móriego na małym cmentarzu koło miejscowego kościoła.

Och, Dolg, Dolg, pospiesz się, prosiły duchy bliskie rozpaczy.

Teraz znalazły się nie tylko w obliczu niebezpieczeństwa, że Móri nie zdoła się wyrwać z przedsionka śmierci. Teraz narastała groźba, że ciało Móriego zostanie złożone w ziemi i wszystkie starania okażą się daremne.

Otrzymali jednak kolejną wiadomość od ducha powietrza, który krążył nieustannie, by dowiedzieć się, jak idzie Dolgowi i Erlingowi.

Pani powietrza wróciła ze swojej wyprawy przestraszona i wstrząśnięta.

– Zły kardynał rzucił czary! On się przecież bardzo dobrze zna na tajemnych sztukach.

– Czy to coś poważnego?

– Jeszcze nie bardzo. Wygląda na to, że wysłał zwykłą muchę przesyconą trucizną, by otruła Dolga, ale chłopiec znakomicie sobie z tym poradził. Dzięki swej wielkiej wrażliwości na los zwierząt.

– Bardzo dobrze – rzekł Nauczyciel.

– Następnie kardynał wysłał puka, żeby mu coś przyniósł, ale jeszcze nie wiem, o co to chodziło, bo i ta sztuczka magiczna została unieszkodliwiona przez czujnego Nera i samego Dolga.

– No to świetnie – powiedział znowu Nauczyciel. – Ale dlaczego nadal jesteś taka niespokojna?

– Kardynał zrobił coś jeszcze, wyraźnie wyczuwam zagrożenie, ale nie mogę się dowiedzieć, co to.

– W takim razie miej oczy i uszy otwarte – polecił Nauczyciel stanowczo. – Czy oni mają jeszcze daleko?

– Nie, już są bardzo blisko nas. Powinni tu przyjść przed wieczorem.

– No, mam nadzieję. Bo teraz już chłopi ze wsi idą zabrać ciało Móriego.

– To ja wracam do Erlinga i Dolga – oświadczyła pani powietrza i zniknęła.

Reszta próbowała wymyślić coś, by opóźnić pogrzeb, ale nic im nie przychodziło do głowy.

Móri z przerażeniem rozpatrywał sytuację, w której się znalazł.

Kiedy próbował odepchnąć od siebie piękną kobietę i potem siedział skulony na dnie groty, chmara stworów spod kopuły podeszła do niego. Teraz otaczały go ciasnym kręgiem, a wcale nie wyglądały przyjemnie.

Co to za straszne monstra? Groteskowe, pełzające paskudztwa wiły się wokół niego, przybliżały się, prychały i znowu odskakiwały, po chwili gotowe do kolejnego ataku. To chyba nie są dawniejsi czarnoksiężnicy, myślał, te wszystkie nieludzkie paskudztwa, na które trudno patrzeć.

Czy w takim razie to grzesznicy?

Nie, dla Wielkiego Światła nie stanowi różnicy, czy ktoś jest grzesznikiem, czy tak zwanym świętym, ono ostatecznie przyjmuje wszystkich.

Więc może to zabłąkane dusze, które wypadły z cyklu życia i nie odnalazły drogi powrotnej? Co to duchy mówiły na ten temat? Złe siły, które próbują się wedrzeć do ludzkiego świata? By dostać się do cyklu życia i na koniec wejść też do Wielkiego Światła.

Móri nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bliski jest prawdy.

Z przerażeniem przyglądał się temu, co wiło się i czołgało po podłodze. Stwory podchodziły i oddalały się, odpełzały w tył, nie spuszczając przy tym z nie, go wzroku, gotowe, by się rzucić, porwać go i wciągnąć w tłum nie znajdujących spokoju czarnoksiężników.

Ich płonące ślepia pod przypominającymi włosy grzywami śledziły każdy jego ruch, ostre zęby odsłaniały się z warczeniem.