Выбрать главу

Jaxom ześlizgnął się z białego grzbietu o miękkiej skórze i objął smoka za szyję, przytulając do siebie klinowatą głowę w poszukiwaniu pociechy.

Czemu pozwalasz, żeby oni cię tak denerwowali? — zapytał Ruth z cezami wirującymi od miłości i tkliwości.

— Bardzo dobre pytanie — odparł Jaxom zastanowiwszy się przez chwilę. — Ale oni dokładnie wiedzą, jak to robić. — Potem roześmiał się. — To właśnie w takich przypadkach powinien zadziałać cały ten obiektywizm, o jakim wciąż mówi Robinton… tylko że nie działa.

Mistrz Harfiarzy czczony jest za swoją mądrość. Ruth przemówił niepewnie i na ton jego głosu Jaxom się uśmiechnął.

Zawsze mówiono mu, że smoki nie są w stanie pojąć abstrakcyjnych koncepcji i skomplikowanych zależności. A przecież często zdarzało się, że Ruth zaskakiwał go uwagami, podającymi w wątpliwość tę teorię. Smoki, a zwłaszcza Ruth wedle stronniczej opinii Jaxoma, w oczywisty sposób postrzegały więcej, niż się ludziom wydawało. Nawet Przywódcom Weyrów takim jak Lessa czy F’lar, czy N’ton. Myśląc o Władcy Weyru Fort, Jaxom uświadomił sobie, że zaistniała teraz szczególna przyczyna, dla której powinien udać się tego ranka do siedziby Cechu Kowali. N’ton, który miał się tam zjawić, by posłuchać, o czym będzie mówił Wansor, był jedynym jeźdźcem, mogącym mu pomóc.

— Na Skorupy! — Jaxom buntowniczo kopnął kamień i patrzył, jak od odbijającego się po wodzie i w końcu tonącego kawałka skaty rozchodzą się po powierzchni jeziora drobne fale.

Robinton często wykorzystywał ten efekt rozchodzenia się fal, by uzmysłowić ludziom, jak jakieś drobne działanie może spowodować zwielokrotnioną reakcję. Jaxom parsknął zastanawiając się, ile to fal wywołał tego ranka wypadając tak burzliwie z Wielkiej Sali. I czemu to właśnie ten ranek tak mu dokuczył? Rozpoczął się jak każdy inny, banalnymi uwagami Dorse’a na temat przerośniętych jaszczurek ognistych, zwyczajowymi pytaniami Lytola o samopoczucie Rutha — jak gdyby mały smok mógł przez jedną noc podupaść na zdrowiu — i powtarzaniem przez Deelan tej złośliwej, starej bajdy, jak to goście w siedzibie Cechu Kowali przymierają głodem. Bez wątpienia matkowanie Deelan zaczęło ostatnio denerwować Jaxoma, zwłaszcza, kiedy ta poczciwa dusza tuliła go nieodmiennie na oczach swego rodzonego, wrzącego gniewem syna, Dorse’a. Nic więcej, tylko uświęcony tradycją, wyświechtany nonsens, jakim zaczynał się dzień, każdy dzień, w Warowni Ruatha. Dlaczego akurat dzisiaj wprawiło go to w furię i wypędziło z Warowni, której był Panem? Uciekał przed ludźmi, nad którymi przynajmniej w teorii panował i którym mógł rozkazywać?

A z Ruthem było wszystko w porządku. Wszystko.

Tak. Nic mi nie brakuje, powiedział Ruth, a potem dodał żałosnym tonem, tylko, że nie miałem czasu popływać.

Jaxom pogładził go po miękkich obrzeżach oczu, uśmiechając się pobłażliwie.

— Przykro mi, że i tobie zepsułem poranek.

Nie zepsułeś. Popływam w jeziorze. Nawet tu spokojniej, powiedział Ruth i przytulił nos do Jaxoma. Dla ciebie tu też jest lepiej.

— Mam nadzieję. — Gniew był uczuciem obcym Jaxomowi i czuł urazę zarówno do gwałtowności własnych uczuć, jak i do tych, którzy doprowadzili go do takiej wściekłości. — Lepiej sobie popływaj. Musimy się przecież udać do siedziby Cechu Kowali.

Jak tylko Ruth rozwinął skrzydła, w powietrzu nad nim pojawił się cały rój jaszczurek ognistych, które ćwierkały jak szalone i przekazywały wszem wobec swoje myśli, pełne satysfakcji, że wykazały tyle sprytu odnajdując go. Jedna z nich migiem zniknęła i Jaxom znowu poczuł ukłucie niezadowolenia. A więc śledzą go, tak? To będzie jego następny rozkaz, kiedy wróci do Warowni. Co oni sobie myślą, że jest dzieckiem w koszulce czy Władcą z przeszłości, czy co?

Westchnął ze skruchą. Oczywiście, że musieli się o niego martwić, kiedy tak wypadł z Warowni. Chociaż było bardzo mało prawdopodobne, żeby udał się nie nad jezioro, a gdzie indziej. A i tak w towarzystwie Rutha nie mogło go spotkać nic złego, ani nie mogli z Ruthem udać się w takie miejsce na całym Pernie, gdzie nie odnalazłyby ich jaszczurki ogniste.

Jego uraza zapłonęła ponownie, tym razem w stosunku do tych niemądrych jaszczurek. Czemu ze wszystkich smoków akurat Ruth wzbudzał w tych stworzeniach nienasyconą ciekawość? Gdziekolwiek się tylko udali na całym Pernie, wszystkie jaszczurki ogniste z sąsiedztwa musiały wpaść, żeby pogapić się na białego smoka. Ta ich działalność kiedyś bawiła Jaxoma, ponieważ przekazywały Ruthowi zupełne niesamowite obrazy z tego, co pamiętały, a smok te co ciekawsze przekazywał jemu. Ale dziś go irytowały.

„Poddawaj wszystko analizie. — Tak brzmiało ulubione zalecenie Lytola. — Myśl obiektywnie. Nie możesz panować nad innymi, jeżeli nie potrafisz zapanować nad sobą i spojrzeć na sprawy pod szerszym kątem, uwzględniając przyszłość”.

Jaxom odetchnął głęboko kilka razy, jak to zalecał mu Lytol przed wygłaszaniem mowy, żeby uporządkować to, co chce powiedzieć.

Ruth unosił się teraz nad ciemnoniebieskimi wodami jeziorka, zarys jego zgrabnej postaci podkreślały jaszczurki ogniste. Nagle złożył skrzydła i zanurkował. Jaxom zadygotał, zastanawiając się, jakim cudem Ruthowi mogły sprawiać przyjemność te przeraźliwie lodowate wody, zasilane z okrytych śniegiem szczytów Dalekich Rubieży. Kiedy w pełni lata panował lepki upał, często przekonywał się, że wody te potrafią być ożywcze, ale teraz ledwo minęła zima. Znowu przeszedł go dreszcz. No, ale jeżeli smoki nie odczuwały po trzykroć bardziej intensywnego zimna pomiędzy, to pogrążenie się w lodowatym jeziorze nie powinno przysparzać im żadnego kłopotu.

Ruth wynurzył się na powierzchnię, a fale zaczęły pluskać o brzeg u stóp Jaxoma, który obdzierał gnuśnie gęste igły z jakiejś gałązki i puszczał je jedna po drugiej na napływające drobne fale.

Przypomniał sobie wyraz zdumienia na twarzy Dorse’a. Pierwszy raz zdarzyło się, żeby Jaxom zwrócił się przeciwko swojemu mlecznemu bratu, chociaż, na Skorupy, od wybuchu powstrzymywała go tak długo tylko myśl o tym, jaki niezadowolony będzie Lytol, jeżeli się nie opanuje. Dorse uwielbiał wprost wyśmiewać się przy Jaxomie z niskiego wzrostu Rutha, maskując swoje złośliwe drwiny niby to braterskimi kłótniami, wiedząc aż za dobrze, że Jaxom nie może mu odpłacić pięknym za nadobne, nie narażając się na naganę ze strony Lytola za zachowanie nielicujące z jego rangą i pozycją. Jaxom już dawno wyrósł z potrzeby nadmiernej opiekuńczości Deelan, ale jego wrodzona życzliwość i wdzięczność za jej mleko, którym odżywiał się po swoim przedwczesnym przyjściu na świat, długo nie pozwalała mu prosić Lytola, żeby ją zwolnił.

Dlaczego więc akurat dzisiaj wszystko zakipiało?

Głowa Rutha wynurzyła się znowu z wody, w fasetowych oczach poranne słońce odbijało się zielenią i czystym błękitem. Jaszczurki ogniste zaatakowały jego grzbiet szorstkimi językami i szponami, oczyszczały go z nieskończenie małych drobinek brudu, ochlapywały wodą za pomocą swoich skrzydeł, przy czym ich własna skóra pociemniała od wilgoci.

Zielona jaszczurka odwróciła się, by przyłożyć nosem jednemu z dwóch błękitnych jaszczurów i dała klapsa skrzydłem brunatnemu, chcąc zmusić go do zadowalającej ją pracy. Wbrew samemu sobie Jaxom roześmiał się widząc to besztanie. To była zielona jaszczurka Deelan i tak bardzo w swoim zachowaniu podobna była do jego mamki, że przypomniał mu się aksjomat Weyrów mówiący, że smok w niczym nie jest lepszy od swego jeźdźca.