Decyzję podjęto szybko i pozostawiono Jaxoma z materiałami do sporządzenia kopii i wszystkimi żarami. Sklecono parawan z gałęzi, żeby ukryć otwór przed ewentualnym przypadkowym obserwatorem. Poproszono Rutha, żeby przywabił do siebie lokalne jaszczurki ogniste i może jakoś je uśpił. Ponieważ wszystkie poranne wysiłki zmęczyły białego smoka, z dużą chęcią przystał na to, żeby zwinąć się na słońcu i spać. Reszta udała stg do Warowni Nad Zatoczką, a Jaxom zaczął kopiować tę mapę o osobliwie wielkim znaczeniu.
Pracując, próbował dojść do tego, czemu Przywódcy Weyru i Mistrz Robinton byli z niej tacy zadowoleni. Bez wątpienia otrzymali wspaniały prezent, poznając prawdziwe rozmiary Południowego, bez konieczności przemierzania go na piechotę wzdłuż i wszerz.
21.
Następnego dnia u podnóża góry, Warownia Nad Zatoczką Wylęgarnia Południowa, 15.10.21
— Wiem, co początkowo przyznano Torikowi — mówił Robinton do Władców Weyru Benden, kiedy siedzieli razem popijając klan w Warowni Nad Zatoczką.
— Miał zawarowane to, co zdobędzie do czasu, kiedy jeźdźcy z przeszłości opuszczą Weyr Południowy — poprawił F’lar. — Purysta upierałby się, że ponieważ jeszcze nie wszyscy oni udali się w pomiędzy, to Torik może nadal rozszerzać swoje posiadłości.
— Albo zagwarantować sobie lojalność innych na terenie posiadłości? — zauważył Robinton.
Lessa wpatrzyła się w niego przyswajając sobie to, co miał na myśli.
— Czy to dlatego z taką uległością zgadzał się na osadzenie u siebie tylu ludzi bez ziemi? — Przez moment wyglądała na oburzoną, a potem się roześmiała. — Torik jest człowiekiem, którego przez następne Obroty będzie trzeba bacznie obserwować. Nie miałam pojęcia, że okaże się aż tak ambitny.
— Jak również przewidujący — powiedział Robinton suchym tonem. — Tyle samo zyskuje przez wdzięczność, co przez posiadanie.
— Wdzięczność łatwo gorzknieje — powiedział F’lar.
— Nie jest na tyle głupi, żeby miał tylko na niej polegać — stwierdziła Lessa z ponurym wyrazem twarzy, a potem zakłopotana rozejrzała się dookoła. — Czy ja widziałam Sharrę dziś rano?
— Nie, wczoraj wieczorem zabrał ją jakiś jeździec. Ktoś zachorował… och! — Oczy Harfiarza rozszerzyły się, podkreślając jego pełne zdumienia przerażenie. — Nie ma to jak stary głupiec. Nigdy mi do głowy nie przyszło, żeby podać tę wiadomość w wątpliwość. Tak, on posłużyłby się Sharrą, jak i jej siostrami. Ma też kilka córek, żeby ich ze sobą związać. Myślę, że Jaxom zareaguje jakoś na tę sytuację.
— Mam nadzieję, że tak — powiedziała Lessa nieco cierpko. — Pochwalam nawet ten związek z Sharrą. Jeżeli nie jest to zwykła wdzięczność za opiekę… — Cmoknęła na wspomnienie wdzięczności.
Robinton roześmiał się.
— Brekke ma wrażenie, i podobnie Menolly, że ich przywiązanie do siebie jest szczere i obustronne. Jestem zachwycony, że się zgadzacie. Co dzień miałem nadzieję, że poprosi mnie, bym się w jego imieniu oświadczył. Zwłaszcza w świetle dzisiejszych rozważań. A tak przy sposobności, to zresztą nie jest przy sposobności tylko całkiem na temat, wczoraj wieczorem Jaxom poleciał do Ruathy. Zwrócił się do Lytola w sprawie zatwierdzenia go na Lorda Warowni.
— No, no! — F’lar był równie zadowolony, jak jego partnerka. — Podpowiedziała mu to Sharra? A może te wczorajsze niezbyt subtelne szyderstwa Torika?
— Stanowczo za dużo straciłem przez to, że nie wolno mi było udać się wczoraj na ten płaskowyż — powiedział podenerwowany Harfiarz. — Jakie szyderstwa?
Dobiegające z zewnątrz trąbienie Mnemetha i Ramoth skutecznie przerwało dalszą dyskusję.
— Przylegał N’ton z Mistrzem Nicatem i Wansorem — oznajmił F’lar. Wstając odwrócił się do Robintona i Lessy. — Czy pozwolimy, żeby sprawy po prostu toczyły się naturalnym biegiem?
— Zwykle tak jest najlepiej — powiedział Robinton.
Lessa uśmiechnęła się tajemniczo idąc w stronę drzwi. N’ton przywiózł trzech czeladników górniczych oraz ich Mistrza. Natychmiast po nim pojawił się F’nor z Wansorem, Benelekiem i jeszcze dwoma młodymi uczniami, w oczywisty sposób wybranymi dla swojej krzepkiej budowy. Nie czekając na Torika, który miał przylecieć z D’ramem, wszyscy polecieli pomiędzy na płaskowyż, lądując tak blisko kopca Nicata, jak tylko się dało. Światło dzienne dostarczyło odpowiedzi, jaką ten kopiec spełniał funkcję — na drugim końcu na ścianie wymalowano liczby i litery, a wzdłuż dwóch długich ścian maszerowały fascynują zwierzęta, które nie przypominały niczego, co chodziło po powierzchni Pernu.
— Sala harfiarzy, gdzie młodzi uczyli się Pieśni Instruktażowych i Ballad — powiedział Harfiarz, który ani po części nie był tak rozczarowany jak reszta, ponieważ ten budynek związany był z jego Cechem.
— No dobrze — powiedział Benelek, odwracając się na pięcie i pokazując na kopiec bezpośrednio na lewo. — Wobec tego tam byliby bardziej zaawansowani uczniowie. Oczywiście jeżeli — głos jego zadźwięczał powątpiewająco — starożytni postępowali zgodnie z logiczną sekwencją i posuwali się na prawo w każdej formacji kolistej. — Złożył krótki ukłon Przywódcom Weyru i trzem Mistrzom Cechów i skinąwszy na jednego z uczniów, wymaszerował zdecydowanie na zewnątrz, wybrał sobie łopatę ze stosu i zaczął wycinać trawę na wewnętrznym skraju wybranego pagórka.
Lessa zaczekała, aż Benelek nie będzie mógł jej słyszeć, i nie powstrzymywała już dłużej śmiechu.
— A jeżeli starożytni go rozczarują, czy będzie sobie jeszcze zawracał głowę jakimiś tajemnicami?
— Dzisiaj czas na rozkopywanie mojego wielkiego kopca — powiedział F’lar i starając się naśladować zdecydowanie Beneleka skinął na pozostałych, żeby się wzięli za narzędzia i dołączyli do niego.
Pamiętając, że wejścia na ogół były usytuowane na krótszych końcach budowli, porzucili rów początkowo wygrzebany przez F’lara na dachu. Ramotki i Mnemeth uprzejmie usunęli ze środka tego końca olbrzymie góry tej osobliwej, szaroczarnej ziemi. Wkrótce pokazało się wejście w postaci drzwi — wystarczająco dużych, żeby mógł tamtędy przejść zielony smok — ślizgających się na szynach; w jednym rogu przebito mniejszy otwór. — Rozmiar dla ludzi — powiedział F’lar.
Te mniejsze drzwi chodziły na niemetalowych zawiasach, który to fakt zastanawiał i zachwycał Mistrzów Nicata i Fandarela. Akurat kiedy otwierali te mniejsze drzwi, pojawili się Jaxom i Ruth. Jak tylko wylądowali na szczycie kopca, w powietrzu Pojawiły się trzy inne smoki.
— D’ram — powiedziała Lessa — i dwa bendeńskie brunatne smoki, które udały się na południe po pomoc.
— Przepraszam, że zajęło to tyle czasu, Mistrzu Robintonie — mówił Jaxom, wręczając Harfiarzowi schludnie zwiniętą rolkę, tak jak gdyby nie miała większego znaczenia. — Dzień dobry, Lesso. Co było w budynku Nicata?
Harfiarz starannie wsunął rulon do swojego mieszka u pasa, zadowolony, że Jaxom tak dobrze się maskował.
— Sala dla dzieci. Idź zobaczyć.
— Czy mógłbym zamienić z tobą kilka słów, Mistrzu Robintonie. Chyba, że… — Jaxom machnął ręką w kierunku kopca i małych drzwiczek, które zapraszająco stały otworem.
— Zaczekam, aż się powietrze oczyści — powiedział Robinton, zwróciwszy uwagę na pełen napięcia wyraz oczu Jaxoma i jego błagalnie uprzejmą minę. Odszedł z młodym człowiekiem na bok. — Tak?