— Sharra została zatrzymana w Południowym Weyrze przez swojego brata — powiedział Jaxom przyciszonym głosem, tak, że nie było słychać, jak jest poruszony.
— Jakim cudem się o tym dowiedziałeś? — zapytał Harfiarz, rzucając okiem na krążącego spiżowego smoka, który niósł na swoim grzbiecie Południowca.
— Powiedziała Ruthowi. Torik chce, żeby poślubiła jednego z jego nowych gospodarzy. Uważa, że północne lordziątka do niczego mu się nie mogą przydać! — W oczach Jaxoma pojawił się niebezpieczny błysk, a rysy mu stężały, przez co po raz pierwszy, odkąd go Harfiarz znał, chłopiec zaczął przypominać z wyglądu swojego ojca, Faxa, a podobieństwo to sprawiło Robintonowi niewielką przyjemność.
— Co do niektórych lordziątek niewątpliwie ma rację — powiedział Robinton rozbawiony. — Co zamierzasz zrobić, Jaxomie? — dodał, ponieważ na posępnej twarzy młodego człowieka nie było reakcji na jego żart. Jakoś Harfiarz nie docenił tego, jak dojrzał Lord Ruathy przez te pełne wydarzeń ostatnie pół Obrotu.
— Mam zamiar ją odzyskać — powiedział Jaxom cichym, stanowczym tonem i wskazał na Rutha. — Torik zapomniał, że musi liczyć się z Ruthem.
— Chcesz polecieć do Warowni Południowej i po prostu ją porwać? — zapytał Robinton, usiłując nie zmienić wyrazu twarzy, chociaż nie było to proste przy tak romantycznym zachowaniu Jaxoma.
— A czemu nie? — Nagle w oczach Jaxoma pojawił się na powrót błysk humoru. — Wątpię, czy Torik spodziewa się, żebym podjął jakieś bezpośrednie kroki. Jestem przecież jednym z tych bezużytecznych północnych lordziątek!
— Ale najpierw ktoś inny podejmie jakieś kroki wobec ciebie, jak mi się zdaje — powiedział szybko półgłosem Robinton.
Torik i jego grupa zsiedli na pustej przestrzeni pomiędzy dwoma rzędami kopców. Południowiec zostawił swoich ludzi, żeby się we wszystkim rozeznali, i zdejmując z siebie rynsztunek do lotów ruszył w kierunku Lessy i tych, którzy zebrali się naokoło odkopanych drzwi. Ale przywitawszy się z nimi odwrócił się i nie było wątpliwości, że kieruje się do Jaxoma.
— Witaj, Harfiarzu! — powiedział, zatrzymując się z uprzejmym ukłonem przed Robintonem, zanim spojrzał na Jaxoma. Ku zadowoleniu Robintona, Lord Ruathy nawet nie wyprostował się, ani nie odwrócił twarzą do Torika.
— Witam, gospodarzu Toriku — powiedział Jaxom przez ramię w chłodnym, obojętnym pozdrowieniu. Ten tytuł, chociaż niewątpliwie przysługiwał on Torikowi, jako że inni Lordowie Warowni Pernu nigdy nie zaprosili go, by przyjął pełny tytuł, zatrzymał południowca w pół kroku. Jego oczy zwęziły się, kiedy patrzył przenikliwie na Jaxoma.
— Witam, Lordzie Jaxomie. — Tonik wycedził te słowa tak, że tytuł brzmiał jak obelga. Sugerował również, że nie w pełni on się jeszcze Jaxomowi należał.
Jaxom powoli odwrócił się w jego stronę.
— Sharra mówi mi — powiedział zauważając, podobnie jak Robinton, jak Torikowi ze zdziwienia zadrgały mięśnie wokół oczu i jak pospiesznie zerknął na jaszczurki ogniste wokół Rutha — że nie znajduje w twoich oczach aprobaty alians z Ruathą.
— Nie, lordziątko. Nie znajduje! — Torik z szerokim uśmiechem na twarzy rzucił okiem na Harfiarza. — Stać ją na coś lepszego niż Warownia o rozmiarach chustki do nosa gdzieś na północy. — To ostatnie słowo zaakcentował pogardliwie.
— Cóż to słyszę, Toriku? — zapytała spokojnie Lessa, ale jej spojrzenie przeszywało go na wskroś, kiedy ustawiła się obok Jaxoma.
— Gospodarz Torik ma inne plany dla Sharry — powiedział Jaxom bardziej rozbawionym niż zasmuconym tonem. — Może ona sobie pozwolić na coś więcej, jak się zdaje, niż Warownia o rozmiarach chustki do nosa, taka jak Ruatha.
— W żaden sposób nie chciałbym obrazić Ruathy — powiedział szybko Torik, widząc błysk gniewu na twarzy Lessy, chociaż Władczyni Weyru nadal się uśmiechała.
— To byłoby bardzo nierozsądne z twojej strony, zważywszy, jak jestem dumna z mojej Krwi i z obecnego posiadacza tego tytułu — powiedziała od niechcenia.
— Przecież mógłbyś ponownie rozważyć tę sprawę, Toriku — powiedział Robinton tak uprzejmie jak zawsze, chociaż ewidentnie przekazywał Południowcowi ostrzeżenie, że znajduje się on na bardzo niebezpiecznym gruncie. — Sądzę, że ten alians, którego tak bardzo pragną oboje młodzi, przyniósłby ci znaczne korzyści, stawiając cię w jednym rzędzie z najbardziej prestiżowymi Warowniami Pernu.
— I w dobrym świetle w oczach Bendenu — powiedziała Lessa, uśmiechając się tak słodko, że Robinton niemalże zachichotał, widząc, w co ten człowiek sam się wpędził.
Torik stał, z roztargnieniem pocierał sobie kark i nie uśmiechał się już tak szeroko.
— Moglibyśmy tę sprawę omówić nieco szerzej. — Lessa wzięła Torika pod rękę i odwróciła go. — Mistrzu Robintonie, czy dołączysz do nas? Myślę, że ta twoja mała chatka wspaniale nadaje się do tego, żebyśmy mogli porozmawiać i żeby nam nikt nie przeszkadzał.
— Sądziłem, że mamy odkopywać pełną chwały przeszłość Pernu — powiedział Torik z dobrodusznym śmiechem. Ale nie odebrał Lessie swojego ramienia.
— Nie ma chyba lepszego czasu jak czas teraźniejszy — powiedziała Lessa jak najsłodziej — żeby porozmawiać o przyszłości. Twojej przyszłości.
F’lar dołączył do nich z lewej strony, równając krok z Lessą, wiedząc oczywiście, co się działo dzięki kontaktowi pomiędzy Mnemethem i Lessą. Harfiarz, chcąc dodać Jaxomowi otuchy, obejrzał się na niego przez ramię, ale młody człowiek wpatrywał się w swojego smoka.
— Tak, przy tylu ambitnych ludziach bez ziemi lawinowo napływających na Kontynent Południowy — zaczął gładko F’lar — powinniśmy jakoś zagwarantować ci, że będziesz miał te ziemie, które chcesz, Toriku. Nie mam najmniejszej chęci na rodzinne wendety na Południu. I to bez potrzeby, bo jest dość wolnego miejsca dla tego pokolenia i jeszcze kilku następnych.
Odpowiedzią Torika był serdeczny śmiech i chociaż dostosował swój krok do Lessy, wciąż jeszcze robił na Robintonie wrażenia kogoś o niewzruszonej pewności siebie.
— A ponieważ jest tyle wolnego miejsca, czemu nie miałbym mieć wielkich planów dla mojej siostry?
— Masz więcej niż jedną, ale nie mówimy teraz o Jaxomie i Sharrze — powiedziała Lessy nieco poirytowana, odsuwając od siebie to, co nieważne. — F’lar i ja mieliśmy zamiar zorganizować zatwierdzenie twoich posiadłości w jakiś bardziej formalny sposób — ciągnęła, gestem wskazując na starożytną pustą budowlę, w której teraz stali — ale Mistrz Nicat chciałby załatwić z formalnego punktu widzenia sprawy swojego Cechu Górniczego, a Lordowi Groghe zależy, żeby jego dwaj synowie nie gospodarowali na przylegających do siebie terenach, i ostatnio pojawiły się jeszcze inne pytania, na które koniecznie trzeba odpowiedzieć.
— Odpowiedzieć? — zapytał uprzejmie Torik, opierając się o jedną ze ścian i krzyżując ręce na piersi.
Robinton zaczął się zastanawiać, na ile ta opieszała poza była udawana. Czy ambicja Torika była tak wielka, że mogła przeważyć nad zdrowym rozsądkiem?
— Jednym z pytań, na które koniecznie trzeba odpowiedzieć jest: ile ziemi jeden człowiek powinien posiadać na Południu? — powiedział F’lar, leniwie wyskrobując sobie czubkiem noża ziemię spod paznokcia. Położył lekki nacisk na słowo jeden.
— I? Nasza początkowa umowa mówiła, że mogę posiadać wszystkie ziemie, które sobie zdobędę, zanim wymrą Władcy Weyrów z przeszłości.
— Czego prawdę mówiąc jeszcze nie zrobili — stwierdził Robinton.
Torik zgodził się z tym.