— I z największymi z bendeńskich smoków!
— Jaxomie!
— Twój brat robi wszystko po swojemu, a ja po mojemu! Po mojemu!
— Jaxomie! — W jej głosie było zaskoczenie, ale i szacunek; objęła go mocniej w pasie.
Ruth wylądował, a kiedy zsiedli, ustawił się po lewej stronie Jaxoma; dwoje zakochanych ruszyło na spotkanie pozostałych. Torik już nie miał na twarzy swojego zwyczajowego uśmiechu.
— Toriku, nigdzie na całym Pernie nie dasz rady ukryć Sharry, tak żebym nie mógł jej znaleźć! — powiedział Jaxom zaledwie skinąwszy głową Przywódcom Weyru Benden i Harfiarzowi. W twardej minie Torika nie było ani cienia kompromisu. Nie spodziewał się go. — Miejsce i czas nie stanowią dla Rutha żadnej przeszkody. Sharra i ja możemy udać się, gdzie i kiedy tylko chcemy.
Żałośnie popłakując jaszczurka — królowa usiłowała wylądować na ramieniu Tonika, ale on odpędził ją.
— Co więcej, jaszczurki ogniste są posłuszne Ruthowi! Czyż nie, mój przyjacielu? — Jaxom oparł dłoń na głowie białego smoka. — Powiedz jaszczurkom, żeby wszystkie odleciały z płaskowyżu!
Ruth zrobił to dodając, kiedy szeroka łąka nagle opustoszała, że one nie życzą sobie odlatywać.
Oczy Torika zwęziły się nieco na ten pokaz. Potem jaszczurki wróciły. Tym razem Torik pozwolił malutkiej królowej wylądować na swoim ramieniu, ale ciągle wpatrywał się w oczy Jaxoma.
— Skąd ty znasz Weyr Południowy? Poinformowano mnie, że nigdy tam nie byłeś! — Na wpół odwrócił się do F’lara i Lessy, jak gdyby chcąc oskarżyć ich o współudział.
— Twój informator się mylił — powiedział Jaxom zastanawiając się, czy był to Dors’e. — Dzisiejszy dzień nie był pierwszym, kiedy odzyskałem z Weyru Południowego coś, co należało do Północy. — Objął władczo Sharrę.
Torik stracił panowanie nad sobą.
— Ty! — Wyciągnął rękę wskazując na Jaxoma; na jego twarzy mieszały się gniew, oburzenie, zawód, frustracja i w końcu niechętny szacunek. — To ty zabrałeś z powrotem to jajo! Ty i ten… ale jaszczurki ogniste przekazały nam obraz czegoś czarnego!
— Głupi bym był, gdybym nie przyciemnił białej skóry podczas nocnego lotu, prawda? — zapytał Jaxom ze zrozumiałą pogardą.
— Wiedziałem, że to nie był jeden z jeźdźców T’rona — wykrzyknął Tonik, zaciskając pięści. — Ale żebyś to ty… No cóż…
Nagle całe zachowanie Tonika uległo radykalnej zmianie. Zaczął się znowu uśmiechać, z pewną goryczą, patrząc najpierw na Przywódców Weyru Benden, a potem na Harfiarza. Potem zaczął się śmiać, rozpraszając tym śmiechem swój gniew i swoją frustrację.
— Gdybyś ty lordziątko wiedział… — tu znowu zawzięcie wycelował palcem w Jaxoma — ile planów zrujnowałeś; jakie… Ile osób wiedziało, że to byłeś ty? — Odwrócił się teraz oskarżycielsko do smoczych jeźdźców.
— Niewielu — powiedział Robinton zastanawiając się pospiesznie, czy Lessa i F’lar kiedykolwiek się domyślili.
— Ja wiedziałam — powiedziała Sharra — i Brekke też. Jaxom martwił się o to jajo przez cały czas, kiedy gorączkował. — Na jej twarzy malowała się duma.
— To nie ma teraz żadnego znaczenia — powiedział Jaxom. — Ważne jest to, czy mam twoje pozwolenie, żeby ożenić się z Sharrą i żeby została Panią na Ruatha?
— Nie bardzo widzę, jak bym ci mógł w tym przeszkodzić. — Torik w bezbronnym geście rozłożył ręce.
— To prawda, że nie mógłbyś, bo to co Jaxom mówi o zdolnościach Rutha jest prawdą — powiedział F’lar. — Nie należy nigdy nie doceniać smoczego jeźdźca, Toriku. — Potem wyszczerzył zęby nie łagodząc tego ukrytego ostrzeżenia. — Zwłaszcza smoczego jeźdźca z Północy.
— Na pewno dobrze sobie to zapamiętam. — powiedział Torik, a ton jego głosu pozwalał się domyślić, jaki był zasmucony. Szeroki, uprzejmy uśmiech pojawił mu się znowu na twarzy. — Zwłaszcza w czasie naszej obecnej dyskusji. Zanim te popędliwe młodziki nam przeszkodziły, omawialiśmy, jak rozległe będą moje włości, czyż nie?
Poslowie
Na Północny Pern i do Warowni Ruatha znowu powróciła wiosna. Kiedy naprawiono już szkody wyrządzone przez zimę i ukończono pierwsze wiosenne prace w polu, zakipiała od krzątaniny sama Warownia; robiono wszystko, żeby wyglądała jak najpiękniej pewnego wiosennego poranka, kiedy — jak to przewidywały równania Wansora — Nici miały opadać tylko w jakimś dalekim miejscem na zachodzie nad morzem, gdzie nikomu nie mogły wyrządzić szkody.
Mury Ruathy wyszorowano, bruki uszczelniono kolorowym spoiwem; tego dnia ze wszystkich odsłoniętych okien zwisały proporce, a narożniki dziedzińców i Wielkiej Sali pokrywały kwiaty. Poprzedniego wieczoru z południa sprowadzono pnącza, żeby przybrać girlandami wzgórza ogniowe. Szeroką łąkę pod samą Warownią pokryły namioty i wydzielone wybiegi dla biegusów gości. Zaczęły się zlatywać smoki, pozdrawiane przez starego brunatnego smoka — wartownika, Wiltha, który tak trąbił na powitanie, że nie było wątpliwości, iż ochrypnie, zanim rozpoczną się ceremonie.
Jaszczurki ogniste były dosłownie wszędzie i co chwilę smoki i właściciele musieli przywoływać je do porządku. Ale atmosfera była tak swobodna, taka radosna, że psoty i błazeństwa ludzi i zwierząt po przyjacielsku tolerowano.
Żeby zaspokoić potrzeby tak wielu gości, chyba połowy Pernu z Północy i z Południa, personel kuchenny Warowni i Weyru Fort, jak również Bendenu, dołączył do kuchennego personelu Ruathy. Torik uprzejmie przesłał z łąk Kontynentu Południowego smoki obładowane świeżymi owocami, rybami, dzikimi kozłami i intrusiami, których mięso wysoko ceniono za jego delikatny posmak dziczyzny, tak odmienny od smaku mięs z Północy. Olbrzymie doły do pieczenia, smażenia i duszenia były czynne od zeszłego wieczoru, a od unoszących się z nich aromatów aż ślinka ciekła do ust.
Zabawa zaczęła się już poprzedniego wieczoru, tańczono i śpiewano do białego rana, bo kupcy przybyli dużo wcześniej, nikomu nie przeszkadzało wielorakie wykorzystanie tej okazji. A teraz kiedy zbliżał się doniosły moment uroczystego zatwierdzenia młodego Lorda Warowni Ruatha, jeszcze więcej ludzi nadciągało drogami i nadlatywało z nieba.
Przylatuje Harfiarz, powiedział Ruth Jaxomowi i Sharrze, otwierając drzwi swojego Weyru i wychodząc na podwórzec.
W głównej komnacie swojego parterowego apartamentu Jaxom i Sharra usłyszeli jego radosne, powitalne trąbienie, zupełnie jak gdyby nie pożegnali się z Harfiarzem o świcie tego samego dnia.
Lioth mówi, żebyście tu zaczekali. Harfiarz i N’ton chcą z wami mówić, żeby nikt nie słyszał.
Jaxom ze zdumieniem odwrócił się do Sharry.
— Och, to na pewno nie jest nic niepomyślnego, Jaxomie — powiedziała uśmiechając się. — Mistrz Robinton powiedziałby nam wczoraj wieczorem. I wciąż mi się zdaje, że ta tunika jest na ciebie za ciasna w ramionach.
— To przez to całe kopanie na Łące Statków, kochana — powiedział Jaxom i tak głęboko wciągnął powietrze, że materiał zatrzeszczał w szwach.
— Jak ci popęka, będziesz musiał chodzić w pocerowanej! — besztając go uśmiechnęła się, a potem pocałowała.
Z pocałunków Sharry należało korzystać zawsze, jak tylko była okazja, więc mocno ją przytulił.
— Jaxom! Nie chcę żebyś podczas uroczystości był rozczochrany.
Ramoth i Mnemeth są tutaj! Ruth uniósł się na zadzie, żeby zatrąbić odpowiednio honorowe pozdrowienie.