Выбрать главу

Jaxom z zażenowaniem odwrócił wzrok od żartobliwego spojrzenia Przywódcy Weyru Fort i zyskał nieco na czasie narzucając na siebie kurtkę.

— Nagadałem dzisiaj wszystkim w Warowni.

— Mówiłem Lytolowi, że już niedługo to zrobisz.

— Co?

— Co przeważyło szalę? Deelan beczała?

— Ruth jest smokiem!

— Pewnie, że jest — powiedział N’ton z takim naciskiem, że Lioth aż się na nich obejrzał. — A kto mówi, że nie?

— Oni. Tam w Ruatha. Wszędzie! Mówią, że z niego to tylko przerośnięta jaszczurka ognista. Sam wiesz, co mówią.

Lioth zasyczał. Tris ze zdumienia wzbił się w powietrze, ale Ruth zaświergotał uspokajająco i mały jaszczur usadowił się z powrotem.

— Wiem, że to mówili — powiedział N’ton, ujmując Jaxoma za ramiona. — Ale nie słyszałem jeszcze o takim smoczym jeźdźcu, który by mówiącego nie poprawił… czasami dosyć gwałtownie.

— Jeżeli ty uważasz go za smoka, to czemu on nie może zachowywać się jak smok?

— Ależ zachowuje się! — N’ton badawczo przyjrzał się Ruthowi, jak gdyby ten zmienił się jakoś w tej ostatniej chwili.

— Mam na myśli, jak inne w pełni bojowe smoki.

— O… — N’ton skrzywił się. — To o to chodzi. Słuchaj, chłopcze…

— To Lytol, prawda? Powiedział ci, żebyś nie pozwolił mi zwalczać Nici na Ruthu. To dlatego nigdy nie pozwolisz mi nauczyć Rutha żuć smoczy kamień.

— To nie to, Jaxomie…

— No to co? Nie ma takiego miejsca na Pernie, gdzie nie moglibyśmy się dostać za pierwszym razem. Ruth jest mały, ale jest szybszy, zwinniej zawraca w powietrzu. Ma mniejszą masę do poruszenia…

— To nie jest kwestia zdolności, Jaxomie — powiedział N’ton, podnosząc nieco głos, żeby zmusić Jaxoma do wysłuchania tego, co miał do powiedzenia — to kwestia tego, co jest celowe.

— Znowu wykręty.

— Nie! — Stanowcze zaprzeczenie N’tona przebiło się wreszcie przez urazę Jaxoma. — Latanie z bojowym skrzydłem podczas Opadu Nici jest cholernie niebezpieczne, chłopcze. Ja nie kwestionuję twojej odwagi, ale mówiąc brutalnie, mimo że bardzo ci na tym zależy, a Ruth jest szybki i sprytny, dla bojowego skrzydła byłbyś ciężarem. Nie masz ani treningu, ani dyscypliny…

— Jeżeli to tylko trening…

N’ton chwycił Jaxoma za ramiona, by położyć kres jego kłótliwości.

— Nie tylko. — N’ton głęboko zaczerpnął powietrza. — Powiedziałem, że nie chodzi o zdolności Rutha czy twoje; jest to wyłączcie kwestia celowości. Pern nie może sobie pozwolić, żeby stracić ciebie, młody Lordzie Ruathy, ani Rutha, który jest jedyny w swoim rodzaju.

— Ale ja Lordem Ruathy również nie jestem. Jeszcze nie! To Lytol nim jest. On podejmuje wszystkie decyzje… a ja tylko słucham i kiwam głową, jak porażony słońcem intruś. — Zająknął się, świadom, że wywoła to krytykę N’tona. — To znaczy, ja wiem, że Lytol musi zarządzać, aż inni Lordowie Warowni mnie zatwierdzą… i ja wcale nie chcę, żeby Lytol wyjechał z Warowni Ruatha. Ale gdybym był smoczym jeźdźcem, nie doszłoby do tego. Rozumiesz?

Kiedy Jaxom dojrzał wyraz oczu N’tona, ramiona opadły mu w poczuciu przegranej.

— Rozumiesz, ale odpowiedź nadal brzmi nie! Spowodowałoby to inne następstwa, pewnie większe, prawda? Tak więc muszę dalej się wałkonić jako ni to, ni owo, tak pomiędzy wszystkim. Ani prawdziwy Lord Warowni, ani prawdziwy smoczy jeździec… ani prawdziwe nic, tylko prawdziwy problem. Prawdziwy problem dla wszystkich!

Dla mnie nie, powiedział Ruth wyraźnie i pocieszająco dotknął pyskiem swojego jeźdźca.

— Nie jesteś problemem, Jaxomie, ale widzę, że masz problem — powiedział spokojnie N’ton ze współczuciem. — Gdyby to zależało ode mnie, to powiedziałbym, że świetnie ci zrobi przyłączenie się do skrzydła i nauczenie Rutha żucia smoczego kamienia. Żeby zdobyć z pierwszej ręki wiedzę, jakiej nie mógłby podważyć żaden Lord Warowni.

Przez jedną pełną nadziei chwilę Jaxomowi wydawało się, że N’ton proponuje mu szansę, o której tak marzył.

— Gdyby to zależało ode mnie, Jaxomie, ale nie zależy i zależeć nie może. Lecz — tu N’ton przerwał i badawczo popatrzył Jaxomowi w twarz — jest to sprawa, którą lepiej będzie omówić. Dorosłeś już na tyle, żeby zatwierdzić cię jako Lorda Warowni albo żebyś zaczął robić coś innego, konstruktywnego. Porozmawiam z Lytolem i F’larem w twoim imieniu.

— Lytol powie, że jestem Lordem Warowni, a F’lar powie, że Ruth nie dorósł do skrzydła bojowego…

— A ja nie powiem nic więcej, jeżeli będziesz zachowywał się jak nadąsane dziecko.

Rozmowę przerwał im dobiegający z góry ryk. Następne dwa smoki krążyły nad ich głowami, sygnalizując, że chcą wylądować. N’ton pomachał do nich na znak, że zrozumiał, a potem obydwaj z Jaxomem zeszli im truchtem z drogi, kierując się do siedziby Cechu Kowali. Tuż przed drzwiami N’ton zatrzymał Jaxoma.

— Nie zapomnę, Jaxomie, tylko… — tu N’ton szeroko się uśmiechnął — na litość Pierwszej Skorupy, uważaj, żeby cię nikt nie przyłapał, jak będziesz dawał Ruthowi smoczy kamień. I bądź cholernie uważny, kiedy się udajesz pomiędzy!

W stanie lekkiego szoku Jaxom gapił się na N’tona, gdy Przywódca Weyru okrzyknął jakiegoś przyjaciela wewnątrz budynku. N’ton zrozumiał. Depresja przeszła Jaxomowi jak ręką odjął.

Kiedy przechodził przez próg siedziby Cechu Kowali, zawahał się, czekając, aż po jaskrawym świetle wiosennego słońca wzrok mu przywyknie do mroku panującego we wnętrzu budynku. Pochłonięty własnymi problemami zapomniał, jak ważne ma być to posiedzenie. Mistrz Harfy, Robinton, zasiadł za długim stołem roboczym, który na tę okazję oczyszczono ze zwykle panującego na nim rozgardiaszu, obok niego spoczął F’lar, Przywódca Weyru Benden. Jaxom rozpoznał jeszcze trzech Przywódców Weyrów i nowego Mistrza Hodowcę, Briareta. Było tam dobre pół skrzydła spiżowych jeźdźców i Lordowie Warowni, i wiodący kowale, i — jeżeli sądzić po kolorach tunik mężczyzn, których nie od razu rozpoznał — więcej harfiarzy niż przedstawicieli któregokolwiek innego rzemiosła.

Ktoś zawołał go po imieniu naglącym, ochrypłym szeptem. Spoglądając w lewo Jaxom zobaczył, że F’lessan i inni uczniowie zebrali się pokornie przy dalszym oknie, a dziewczęta przycupnęły na zydlach.

— Z pół Pernu tu jest — zauważył F’lessan zadowolony, robiąc pod tylną ścianą miejsce dla Jaxoma.

Jaxom skinął głową pozostałym, którzy dużo bardziej chyba byli zainteresowani nowymi przybyszami.

— Nie przypuszczałem, że aż tylu ludzi interesuje się gwiazdami i matematyką Wansora — powiedział Jaxom cichym głosem do F’lessana.

— Co? Mieliby nie skorzystać ze sposobności, by przelecieć się na smoku? — zapytał F’lessan z dobroduszną otwartością. — Ja sam przywiozłem czterech.

— Bardzo wielu ludzi pomagało Wansorowi w zestawianiu materiałów — odezwał się Benelek w swój zwykły, dydaktyczny sposób. — Jest rzeczą naturalną, że chcą się dowiedzieć, jak został wykorzystany ich czas i wysiłek.

— Pewne jest, że nie przybyli tu dla jedzenia — powiedział F’lessan prychnąwszy.

No i niby dlaczego, pomyślał Jaxom, nie działa mi na nerwy ta uwaga F’lessana?

— Nonsens, F’lessanie — powiedział Benelek, który brał wszystko zbyt dosłownie, by móc zrozumieć żart. — Jedzenie jest tu bardzo dobre. Zjadasz go wystarczająco dużo.

— Jestem jak Fandarel — powiedział F’lessan. — Wydajnie wykorzystuję wszystko, co nadaje się do jedzenia. Ćśśś! Oto i on we własnej osobie. Na Skorupy! — Tu młody spiżowy jeździec skrzywił się z niesmakiem. — Czy ktoś nie mógł zmusić go, żeby się przebrał?