— Zupełnie jak gdyby ubrania miały jakiekolwiek znaczenie dla człowieka o takim umyśle jak Wansor. — Benelek zniżył głos, ale niemalże zapluł się z pogardy dla F’lessana.
— Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek Wansor powinien wyglądać porządnie — powiedział Jaxom. — To właśnie F’lessan miał na myśli.
Benelek mruknął coś, ale nie podjął tematu. Wtedy F’lessan dał Jaxomowi sójkę w bok na tę reakcję Benelka i puścił do niego oko.
Kiedy Wansor wszedł w drzwi, zdał sobie sprawę, że sala jest pełna. Zatrzymał się, rozejrzał bacznie dookoła, na początek nieśmiało. Potem, kiedy rozpoznał czyjąś twarz, skłonił głowę i uśmiechnął się z wahaniem. Ze wszystkich stron przesyłano mu szerokie, zachęcające uśmiechy, półgłosem wypowiadane pozdrowienia i gesty zachęcające, by szedł dalej na przód sali.
— No, no, no… Wszystko to dla moich gwiazd? Moich gwiazd, no, no! — Na jego reakcję fala rozbawienia przeszła przez salę. — To naprawdę miłe, nie miałem pojęcia… Naprawdę bardzo miłe. O, Robintonie, ty jesteś tutaj…
— A gdzieżby? — Pociągła twarz Mistrza Harfiarza była jak należy pełna powagi, ale Jaxomowi wydawało się, że widzi, jak z wysiłku, żeby się nie uśmiechnąć, drgają mu wargi. Robinton na wpół poprowadził, na wpół popchnął Wansora w stronę platformy na drugim końcu sali.
— Chodź już, Wansorze — powiedział Fandarel swoim grzmiącym głosem.
— Och tak, bardzo przepraszam. Nie chciałem, żebyście musieli na mnie czekać. A oto i Lord Asgenar. Jakżeż miło z pana strony, że pan przybył. A czy N’ton też tu jest? — Wansor wykonał pełny obrót. Będąc krótkowidzem zaglądał ludziom z bliska w twarze, próbując znaleźć N’tona. — On naprawdę powinien być…
— Jestem tutaj, Wansorze. — N’ton podniósł do góry rękę.
— Ach. — Zmartwiona mina zniknęła z twarzy Gwiezdnego Kowala, jak go zuchwale, ale precyzyjnie nazwała Menolly. — Mój drogi N’tonie, musisz tu przyjść do przodu. Wykonałeś tyle pracy obserwując i patrząc w najbardziej okropnych porach nocnych. Chodź, musisz…
— Wansorze! — Fandarel na wpół podniósł się, by lepiej słychać było jego rozkazujący ryk. — Nie zmieszczą się wszyscy tam z przodu, a każdy z nich dokonywał obserwacji. To dlatego tu są. Żeby zobaczyć, na co zdało się to ich całe patrzenie. A teraz chodź tu i zaczynaj. Tracisz czas. Czysty brak wydajności.
Wansor mamrotał zapewnienia i przeprosiny, pokonując w podskokach tę niewielką odległość dzielącą go od platformy. Rzeczywiście wyglądał tak, jak gdyby od dłuższego już czasu sypiał w tym swoim ubraniu. Nie zmieniał go chyba od ostatniego Opadu Nici, sądząc po ostrości załamań na plecach tuniki.
Ale nie było nic z niechlujstwa w mapach pozycji gwiazd, które przypinał do ściany. Skąd Wansor wziął tę czerwoną barwę na oznaczenie Czerwonej Gwiazdy — kolor niemalże pulsował na papierze.
Nie było nic nieskładnego w jego prezentacji. Z poważania i szacunku dla Wansora, Jaxom usiłował słuchać uważnie, ale słyszał to wszystko już przedtem, a jego umysł nieubłaganie powracał do pożegnalnego przytyku N’tona. „Uważaj, żeby cię nikt nie przyłapał, jak będziesz Ruthowi dawał smoczy kamień!”
Jak gdyby miał być taki niemądry. Tu Jaxom zawahał się. Chociaż w teorii wiedział dokładnie, jak nauczyć smoka żuć smoczy kamień, nauczył się w czasie lekcji i tego, że pomiędzy teorią a praktyką istnieje duża różnica. Może mógłby wziąć sobie F’lessana do pomocy?
Rzucił spojrzenie na swego przyjaciela z dzieciństwa, który Naznaczył swego spiżowego smoka dwa Obroty temu. Szczerze mówiąc, Jaxom nie uważał, by F’lessan był czymś więcej niż tylko chłopcem, a już z pewnością nie traktował on wystarczająco poważnie swoich obowiązków spiżowego jeźdźca. Odczuwał wdzięczność, że F’lessan nigdy nikomu nie wspomniał o dotykaniu jajka Rutha, kiedy smoczek był jeszcze w skorupie w Wylęgarni. Oczywiście było to poważne wykroczenie przeciw Weyrowi. F’lessan z pewnością nie uznałby, żeby czymś nadzwyczajnym miało być nauczenie smoka żucia smoczego kamienia.
Mirrim? Jaxom zerknął na dziewczynę. Poranne słońce przeświecało prcet jej brązowawe włosy, wydobywając złote błyski tam, gdzie ich nigdy dotąd nie zauważył. Była głucha na wszystko, poza słowami Wansora. Prawdopodobnie wdałaby się z Jaxomem w dyskusję zalecając, żeby nie sprawiał Weyrowi dalszych kłopotów, a potem poszczułaby go jedną z tych swoich jaszczurek ognistych, żeby mieć pewność, że nie zrobi nic głupiego.
Jaxom był osobiście przekonany, że Tran, ten drugi młody spiżowy jeździec z Weyru Ista, uważał, że Ruth nie jest zasadniczo niczym więcej, jak tylko przerośniętą jaszczurką ognistą. Pomógłby mu jeszcze mniej niż F’lessan.
Na Benelka też nie było co liczyć. Bez reszty ignorował smoki i jaszczurki ogniste, tak samo jak one ignorowały jego. Ale niechby tylko ktoś dał Benelkowi jakiś diagram czy maszynę, a nawet jakieś kawałki urządzenia znalezione w którymś ze starych gospodarstw czy Weyrów, a spędzi on nad nimi całe dni, próbując rozeznać się w tym, co to jest czy do czego to służyło. Zwykle potrafił uruchomić każdą maszynę, nawet, jeżeli musiał ją najpierw rozebrać na części, żeby odkryć, czemu nie działa. Benelek i Fandarel idealnie się rozumieli.
Menolly? Dokładnie o kogoś takiego mu chodziło, pomimo jej skłonności, żeby wszystko, co słyszała, przerabiać na piosenki — co czasami było naprawdę nie do zniesienia. Ale dzięki tej swojej zdolności była wspaniałą harfiarką, po prawdzie to pierwszą w ogóle dziewczyną, która została harfiarzem, jak pamięcią sięgnąć. Rzucił na nią przeciągłe spojrzenie. Jej wargi drgały lekko; ciekaw był, czy już przekłada gwiazdy Wansora na muzykę.
— Gwiazdy wyznaczają dla nas czas w każdym Obrocie i pomagają nam odróżnić jeden Obrót od drugiego — mówił Wansor i Jaxom w poczuciu winy zwrócił ponownie uwagę na mówcę. — Gwiazdy prowadziły Lessę podczas jej odważnej podróży pomiędzy czasem, by sprowadzić tu Władców Weyrów z przeszłości. — Tu Wansor odchrząknął na tę niezbyt fortunną wzmiankę o dwóch odłamach smoczych jeźdźców. — I one będą naszymi stałymi przewodnikami w przyszłych Obrotach. Lądy, morza, ludzie i miejsca mogą się zmieniać, ale gwiazdy w swoim biegu zachowują porządek i pozostają pewne.
Jaxom przypomniał sobie, że słyszał coś o tym, jakoby były jakieś plany, żeby zmienić bieg Czerwonej Gwiazdy odchylając jej tor. Czy Wansor właśnie udowodnił, że nie da się tego zrobić?
Wansor ciągnął dalej podkreślając, że kiedy ma się już pojęcie podstawowej orbicie i szybkości jakiejś gwiazdy, można obliczyć jej położenie na niebie w dowolnym momencie, dopóki będzie się uwzględniać wpływ jej najbliższych sąsiadów podczas koniunkcji.
— Tak więc nie mamy teraz żadnych wątpliwości, że potrafimy dokładnie przewidzieć Opad Nici w zależności od położenia Czerwonej Gwiazdy, kiedy znajdzie się ona w koniunkcji z naszymi innymi sąsiadami na niebie.
Jaxoma rozbawiło to, że zawsze kiedy Wansor wygłaszał szerokie, ogólne oświadczenie, mówił my, ale kiedy oznajmiał o jakimś odkryciu, mówił ja.
— Jesteśmy przekonani, że jak tylko ta niebieska gwiazda uwolni się od wpływu tej żółtej gwiazdy na naszym wiosennym nieboskłonie i wychyli się dalej na wschód, Opad Nici powróci do tego modelu, który obserwował początkowo F’lar.
— Za pomocą tego równania — tu Wansor pospiesznie zapisał na tablicy odpowiednie znaki, a Jaxom znowu zwrócił uwagę na to, że jak na tak niechlujnie wyglądającą osobę pisał on w sposób niesłychanie precyzyjny — możemy wyliczyć dalsze koniunkcje, które będą miały wpływ na. Opad Nici podczas tego Przejścia. Faktem jest, że możemy teraz wskazać, gdzie znajdowały się różne gwiazdy w dowolnym momencie w przeszłości i gdzie znajdą się w dowolnym momencie w przyszłości.