Wypisywał równania w szaleńczym tempie i tłumaczył, których gwiazd dotyczy dane równanie. Następnie odwrócił się, a jego okrągła twarz przybrała bardzo poważny wyraz.
— Możemy nawet na podstawie tej wiedzy przewidzieć dokładnie chwilę rozpoczęcia się następnego Przejścia. Oczywiście stanie się to w przyszłości za tak wiele Obrotów, że nikt z nas nie potrzebuje się tym martwić. Ale myślę, że sama wiedza o tym może nam dodać otuchy.
Na rozproszone chichoty Wansor zamrugał i nieśmiało się uśmiechnął, jak gdyby po czasie zdając sobie sprawę, że powiedział coś zabawnego.
— Musimy również zdobyć pewność, że tym razem nikt o tym nie zapomni podczas długiej Przerwy — powiedział Mistrz Kowal, Fandarel, a po tenorze Wansora wszyscy wzdrygnęli się słysząc basowy głos.
— To o to chodzi w tym całym zjeździe — dodał Fandarel, gestem wskazując słuchaczy.
Na kilka Obrotów wcześniej, kiedy nie przewidywano, żeby Ruth miał długo pożyć, Jaxom miał swoją własną, bardzo egocentryczną teorię dotyczącą tych posiedzeń w siedzibie Cechu Kowali. Przekonywał sam siebie, że zainicjowano je, by w przypadku śmierci Rutha dać mu jeszcze jakiś inny, interesujący powód do życia. Dzisiejsze spotkanie dowiodło, jak bezsensowny był ten pomysł. Im więcej ludzi — w każdej Warowni, w Weyrach — będzie wiedziało, co robi się w każdej z siedzib Cechów, co robi każdy poszczególny mistrz i jego główni technicy, tym mniejsza będzie szansa, że zostaną znowu zaprzepaszczone ambitne plany, by uchronić Pern od spustoszenia przez Nici.
Rdzeń tej stałej szkoły w siedzibach Cechów Kowali i Harfiarzy stanowili Jaxom, F’lessan, Benelek, Mirrim, Menolly, Tran, Piemur i zaawansowani młodsi czeladnicy. Każdy z nich uczył się doceniać inne rzemiosła.
Zasadniczą sprawą było porozumienie. To był jeden z dogmatów Robintona. Przecież zawsze mawiał: „Wymieniaj informacje, naucz się rozmawiać rozsądnie na każdy temat, naucz się wyrażać swoje myśli, akceptuj nowe pomysły, badaj je, analizuj. Myśl obiektywnie. Wybiegaj myślą w przyszłość”.
Jaxom rozejrzał się po zebranych w sali ludziach, zastanawiając się, ilu z nich potrafiło w ogóle pojąć tłumaczenie Wansora. To prawda, że akurat z tymi tutaj szło mu łatwo, jako że większość z nich obserwowała, jak gwiazdy wciąż na nowo układają się w swoje wzory, noc po nocy, rok po roku, aż dało się te majestatyczne układy zredukować do pomysłowych diagramów i liczb Wansora. Wszyscy oni znaleźli się w tej sali właśnie dlatego, że chętnie zapoznawali się z nowymi pomysłami i akceptowali nowe myśli. Wpływać należało na tych, którzy nie słuchali — na takich, jak jeidźcy z przeszłości, wygnani teraz na Kontynent Południowy.
Jaxom podejrzewał, że w dyskretny sposób czuwano nad tym, co się tam dzieje. N’ton kiedyś nadmienił coś niejasno o Południowej Warowni. W posiadaniu uczniów znajdowała się bardzo szczegółowa mapa kraju wokół Warowni i części terenów przylegających do niej, która pozwalała się domyślać, że Kontynent Południowy rozciąga się dużo dalej w stronę mórz południowych, niż się to komukolwiek wydawało jeszcze pięć Obrotów temu. Podczas jednej ze swoich rozmów z Lytolem, Robintonowi wymknęło się coś, co doprowadziło Jaxoma do przekonania, że Mistrz Harfy niedawno był na południu. Bawiło Jaxoma zastanawianie się nad tym, na ile Władcy dawnych Weyrów orientują się, co dzieje się na ich kontynencie. Zaszły pewne oczywiste zmiany, nawet ludzie o najbardziej ciasnych umysłach musieli przyznać, że je widzą. Na przykład te ciągle rozszerzające się połacie lasów, przeciw którym protestowali Władcy z przeszłości obszary chronione teraz przez ryjące w ziemi pędraki, które kiedyś chcieli wytępić farmerzy, błędnie uznając je za zgubę, zamiast za pracowicie stworzone dobrodziejstwo i zabezpieczenie.
Uwagę Jaxoma zwróciło tupanie i oklaski. Pospiesznie dołączył do aplauzu, zastanawiając się, czy nie stracił czegoś bardzo ważnego podczas swoich rozmyślań. Sprawdzi potem u Menolly. Ona zawsze wszystko pamięta.
Owacja trwała tak długo, że Wansor zaczerwienił się z pełnego zadowolenia zażenowania i że aż wstał Fandarel rozpościerając swoje ramiona jak konary i domagając się ciszy. Ale ledwo Fandarel zdążył otworzyć usta, by coś powiedzieć, kiedy jeden z wartowników Warowni Ista skoczył na nogi, żeby poprosić Wansora o wyjaśnienie anomalii związanej ze stałym położeniem na niebie trójki gwiazd, znanych jako Siostry Świtu. Zanim Wansor zdążył mu odpowiedzieć, ktoś inny poinformował tego człowieka, że żadna anomalia nie istnieje, i rozpoczęła się ożywiona dyskusja.
— Ciekawe, czy udałoby się nam zastosować równania Wansora, żeby móc bezpiecznie udać się w przyszłość — zastanawiał się F’lessan.
— Ty ciemniaku! Nie można udać się do czasu, który jeszcze nie nastał! — odpowiedziała mu kąśliwie Mirrim, zanim zdążyli to zrobić inni. — Skąd miałbyś wiedzieć, co się tam dzieje? Wpakowałbyś się w jakąś skałę czy thim albo w sam środek Nici! Wystarczająco niebezpieczne jest podróżowanie wstecz w czasie, kiedy przynajmniej można sprawdzić, co się działo czy kto tam był. A nawet wtedy ty na pewno byś wszystko poplątał. Zapomnij o tym, F’lessanie!
— W obecnej chwili udawanie się w przyszłość nie służyłoby żadnemu logicznemu celowi — zauważył Benelek w swój sentenojonalny sposób.
— Ale by to była zabawa — powiedział F’lessan wcale nie zniechęcony. — Można by na przykład dowiedzieć się, co planują Władcy z przeszłości. F’lar jest pewien, że oni coś knują. Zachowywali się dotąd o wiele za spokojnie.
— Przymknij się, F’lessanie. To sprawa Weyru — powiedziała ostro Mirrim, rozglądając się niespokojnie w obawie, że ktoś z dorosłych mógł usłyszeć tę niedyskretną uwagę.
— Porozumiewajcie się! Dzielcie się swoimi myślami! — wyrecytował F’lessan parę frazesów Robintona.
— Jest różnica pomiędzy porozumiewaniem się a plotkowaniem — powiedział Jaxom.
F’lessan zmierzył swojego przyjaciela z dzieciństwa przeciągłym, baczaym spojrzeniem.
— Wiesz, uważałem na ogół, że ta szkoła to dobry pomysł. A teraz wydaje mi się, że zmieniła ona nas wszystkich w nic nierobiące gaduły. I myślicieli! — Z niesmakiem podniósł oczy w górę. — Każdą sprawę omawiamy, rozważamy aż do znudzenia. Nigdy nic nie robimy. Przynajmniej zwalczając Nici musimy najpierw działać, a potem myśleć! — Odwrócił się na pięcie, a potem z zadowoleniem oznajmił. — Hej, słuchajcie, jedzenie! Zaczął kluczyć między ludźmi kierując się w stronę drzwi, przez które podawano wyładowane tace na centralny stół.
Jaxom wiedział, że uwagi F’lessana były natury ogólnej, ale ostro odczuł ten przytyk o zwalczaniu Nici.
— Ten F’lessan! — powiedziała mu wprost do ucha Menolly. Chciałby, żeby chwała kwitła w jego rodzinie. Parę bohaterskich czynów… — Jej niebieskie jak morze oczy zatańczyły ze śmiechem, kiedy dodała: — Żebym miała o czym śpiewać! — Potem westchnęła. — A on wcale do tego nie pasuje. Nie myśli perspektywicznie. Ale w gruncie rzeczy ma dobre serce. Chodź! Lepiej pomóżmy w roznoszeniu jedzenia.
— Zróbmy coś! — Na żart Jaxoma Menolly zareagowała pełnym uznania uśmiechem.
Każdy z tych punktów widzenia ma swoje dodatnie strony, zdecydował Jaxom, kiedy wyręczał jakąś obładowaną kobietę, odbierając od niej tacę pełną parujących pasztecików z mięsem, ale pomyśli o tym później.