Выбрать главу

Jaxom był wściekły nie na Menolly, ale na wieści, które mu przekazała.

— Nic nie jest mi w tej chwili mniej potrzebne niż żona.

— O? Już się ktoś tobą zajął?

— Menolly!

— Nie bądź taki zaszokowany. My, harfiarze, rozumiemy słabości ludzkiego ciała. A ty, Jaxomie, jesteś wysoki, przystojny. Obowiązkiem Lytola jest wyszkolenie ciebie w każdej sztuce…

— Menolly!

— Jaxom! — Doskonale naśladowała jego ton. — Czy Lytol nigdy cię nie wypuszcza, żebyś mógł się sam trochę zabawić? A może ty tylko myślisz o tym? Uczciwie mówiąc, Jaxomie — tu wyraz jej twarzy stał się cierpki, a w głosie dało się słyszeć zniecierpliwienie — tak mi się zdaje, że Robinton, chociaż kocham tego człowieka, i Lytol, F’lar, Lessa i Fandarel zrobili z ciebie bladą kopię siebie samych. Gdzie podział się Jaxom? — Zanim udało mu się znaleźć właściwą odpowiedź na jej impertynencję, przeszyła go spojrzeniem swoich lekko przymrużonych oczu. — Mówi się, że jaki człowiek taki smok. Może to właśnie dlatego Ruth jest taki inny. I wygłosiwszy tę tajemniczą uwagę wstała i dołączyła do reszty towarzystwa.

Jaxom zastanawiał się, czy by nie przywołać Rutha i nie odlecieć, skoro miały go tu spotykać wyłącznie zniewagi i lekceważenie.

„Jak nadąsane dziecko!” — wróciły do niego słowa N’tona. Wzdychając usiadł z powrotem na trawie. Nie, nie ucieknie pospiesznie po raz drugi tego ranka od krępującej go sytuacji.

Nie będzie zachowywał się w taki niedojrzały sposób. Nie pozwoli, żeby Menolly miała satysfakcję, że dotknęła go swymi prowokacyjnymi uwagami.

Wpatrywał się w dół, gdzie nad rzeką bawił się jego ukochany towarzysz i dumał. Dlaczego Ruth jest inny? Czy to prawda, że jaki człowiek taki smok? Nie było cienia wątpliwości, że byli obydwaj z Ruthem bardzo nietypowi. Jego narodziny jeszcze silniej odbiegały od jakiejkolwiek normy niż Wyklucie się Rutha — on narodził się z martwego ciała swojej matki, Ruth wykluł się ze skorupy jaja zbyt twardej, by mógł ją rozłupać swoim o połowę mniejszym dziobem. Ruth był smokiem, ale nie chował się w Weyrze. On był Lordem Warowni, ale niezatwierdzonym.

No więc, żeby dowieść jednego, trzeba dowieść drugiego i być z różnicami za pan brat!

Tylko żeby cię nikt nie przyłapał, że dajesz Ruthowi smoczy kamień! — powiedział N’ton.

4.

Warownia Ruatha, gospodarstwo Fidella i różne punkty pomiędzy, 15.5.10 — 15.5.16

W ciągu kilku następnych dni Jaxom zdał sobie sprawę, że podjęcie postanowienia, aby nauczyć Rutha żuć smoczy kamień to jedno, a znalezienie na to czasu to coś zupełnie innego. Nie udawało mu się znaleźć ani jednej wolnej godziny. Jaxom nosił się z taką niegodną myślą, że może N’ton zdradził swój plan Lytolowi, tak że opiekun świadomie wynajduje zajęcia, mające zapełnić mu cały dzień. Ale szybko pozbył się tej myśli. N’ton nie był ani zdradzieckim, ani przebiegłym człowiekiem. Rozważywszy to na zimno, musiał przyznać, że dni miał zawsze wypełnione: po pierwsze pielęgnacją Rutha, poza tym lekcjami, obowiązkami wobec Warowni i, w minionych Obrotach, spotkaniami u innych Lordów Warowni, w których według Lytola musiał brać udział jako milczący obserwator — żeby poszerzać swoją wiedzę o zarządzaniu Warownią.

Jaxom po prostu nie uświadamiał sobie, w jak wiele spraw był uwikłany, aż do teraz, kiedy rozpaczliwie potrzebował czasu, z którego by nie musiał się tłumaczyć czy planować go z góry.

Następny problem, którego nigdy poważnie nie brał po rozwagę, stanowił fakt, że gdziekolwiek by udali się z Ruthem, tam natychmiast pojawiała się jakaś jaszczurka ognista. Menolly miała rację nazywając je plotkarami, a on wcale nie życzył sobie, żeby miały być świadkami tego nielegalnego szkolenia. Próbował wyskoczyć z Ruthem na górski próg w Dalekich Rubieżach, który służył im jako miejsce ćwiczeń, kiedy uczył go latać pomiędzy. Okolica była puściuteńka, naga, żadne zielsko nie wystawiało nawet kiełka spod późnego, twardego śniegu. Kierunek podał Ruthowi, kiedy już byli w powietrzu, w chwili, gdy akurat nie towarzyszyły im żadne jaszczurki ogniste. Nie naliczył nawet i dwudziestu dwóch oddechów, a już zielona jaszczurka Deelan i błękitna zarządcy Warowni pojawiły się nad głową Rutha. I zaczęły piszczeć ze zdumienia i skarżyć się, że im to miejsce nie odpowiada.

Następnie Jaxom wypróbował dwa równie mało uczęszczane miejsca, jedno na równinach Keroon, a drugie na bezludnej wyspie niedaleko wybrzeża Tilleku. Podążyły za nim w oba te miejsca.

Z początku kipiał ze złości na taki nadzór i wyobrażał sobie, że poruszy tę sprawę z Lytolem. Jednak zgodnie ze zdrowym rozsądkiem było mało prawdopodobne, żeby to opiekun prosił czy to ochmistrza, czy Deelan, aby posyłali te stworzenia za Jaxomem. Nadgorliwość! Jeżeli spróbowałby po prostu powiedzieć o tym Deelan, zaczęłaby płakać i zawodzić, załamywać ręce, i pobiegłaby wprost do Lytola. Ale Brand, zarządca, to co innego. Przybył on z Warowni Telgar dwa Obroty temu, kiedy okazało się, że stary ochmistrz nie jest w stanie poradzić sobie z wybujałym temperamentem wychowanków. Jaxom zatrzymał się. Tak, Brand zrozumie problemy młodego człowieka.

Kiedy powrócił do Warowni Ruatha, odszukał Branda w jego kancelarii, gdzie ten akurat karcił służących za szkody, jakie wyrządzały węże tunelowe z magazynach. Ku zdumieniu Jaxoma służący zostali natychmiast odprawieni z zaleceniem, że każdy z nich ma przedłożyć mu po dwa ścierwa węży tunelowych albo będą musieli obejść się przez kilka dni bez jedzenia.

Brandowi nie zdarzało się grzeszyć brakiem uprzejmości w stosunku do Jaxoma, ale to, że się nim zajął tak bezzwłocznie zaskoczyło go i musiał raz czy dwa głęboko odetchnąć, zanim się odezwał. Brand czekał z całym uszanowaniem, jakie okazywałby Lytolowi czy gościowi wysokiej rangi. Z pewnym zażenowaniem Jaxom przypomniał sobie swój wybuch sprzed kilku dni i zaczął się zastanawiać. Nie, Brand nie należał do ludzi służalczych. Charakteryzowało go to spokojne spojrzenie, pewna ręka, stanowczy wyraz ust i postawy, jakich Lytol często kazał Jaxomowi szukać w godnym zaufania człowieku.

— Brandzie, mam wrażenie, że gdzie się tylko ruszę, natychmiast pojawiają się tam jaszczurki ogniste z tej Warowni. Zielona jaszczurka Deelan i, przepraszam cię, ale i twoja błękitna. Czy to wciąż jeszcze jest konieczne?

Zaskoczenie Branda było szczere.

— Zdarza się tak — pospiesznie mówił Jaxom — że człowiek chciałby się gdzieś udać sam, całkowicie sam. A jak wiesz, jaszczurki ogniste to największe plotkary na świetle. Mogłyby odnieść niewłaściwe wrażenie… jeżeli wiesz, co mam na myśli?

Brand wiedział, ale jeżeli go to rozbawiło czy zaskoczyło, to maskował się dobrze.

— Proszę o wybaczenie, Lordzie Jaxomie. Zapewniam cię, że to tylko przeoczenie. Wiesz, jaka niespokojna zrobiła się Deelan, kiedy zaczęliście z Ruthem latać pomiędzy i jaszczurki ogniste były za wami posyłane tak na wszelki wypadek. Powinienem zmienić ten układ dawno temu.

— Od kiedy to ja jestem dla ciebie Lordem Jaxomem, Brandzie?

Tu wargi ochmistrza jednak zadrgały.

— Od tamtego poranka… Lordzie Jaxomie.

— To nie o to mi chodziło, Brandzie.

Brand lekko skłonił głowę, uprzedzając dalsze przeprosiny.

— Jak zauważył Lord Lytol, dorosłeś już w pełni do tego, żeby ci zatwierdzono twoją rangę, Lordzie Jaxomie, a my… — tu Brand szeroko się uśmiechnął z niczym nieskrępowaną swobodą — powinniśmy się zachowywać odpowiednio do tego.