Выбрать главу

— No, tak, tak. Dziękuję. — Jaxomowi udało się opuścić kancelarię Branda bez dalszej utraty równowagi ducha i ruszyć szybkim krokiem w kierunku pierwszego zakrętu na korytarzu.

Zatrzymał się tam, żeby zastanowić się nad implikacjami tej rozmowy. „Dorosłeś już w pełni do tego, żeby ci zatwierdzono twoją rangę…” A Lord Groghe zamyśla ożenić go ze swoją córką. Nie ma żadnych wątpliwości, że ten szczwany Pan Fortu nie robiłby tego, gdyby istniały jakiekolwiek wątpliwości, czy ranga Jaxoma zostanie zatwierdzona. Ta perspektywa przerażała go teraz i niepokoiła, podczas gdy jeszcze wczoraj niezmiernie by się cieszył. Kiedy już oficjalnie zostanie Panem na Ruatha, straci wszelkie szanse na latanie ze skrzydłami bojowymi. Nie chciał być Lordem Ruathy — przynajmniej jeszcze nie teraz. A już z pewnością nie chciał, żeby doczepili mu jakąś osobę płci żeńskiej, której sam sobie nie wybierze.

Powinien był powiedzieć Menolly, że nie miewa kłopotów z żadną z dziewcząt z Warowni… jeżeli przyjdzie mu na to ochota. Nie żeby miał iść w ślady co bardziej nierządnych wychowanków. Nie miał zamiaru zyskać sobie opinii wszetecznika jak Meron czy ten młody błazen Lorda Laudeya, którego Lytol odesłał do domu pod byle pretekstem. Nie było w tym nic złego, jeżeli Lord Warowni począł kilka półkrwi dzieciaków, ale całkiem inną sprawą było rozcieńczanie Krwi Rodu Pana krwią innych rodów. Niemniej będzie musiał sobie znaleźć jakąś sympatyczną dziewczynę, która dostarczyłaby mu koniecznego alibi, a potem poświęcić czas ważniejszym sprawom.

Jaxom odepchnął się od ściany, Podświadomie prostując ramiona. Szacunek, okazany mu przez Branda, dodał mu sporo animuszu. Jak o tym pomyślał, to przypominał sobie teraz i inne przejawy tego, że zaczęto go traktować inaczej niż dawniej, czego do tej chwili nie pozwalało mu dostrzec zaabsorbowanie smoczym kamieniem. Zdał sobie nagle sprawę, że Deelan przestała go prześladować przy śniadaniu, żeby jadł więcej niż miał ochotę, że z niejasnych przyczyn od kilku dni Dorse był nieobecny. Również Lytol swoich porannych uwag nie poprzedzał już dowiadywaniem się o samopoczucie Rutha, ale raczej koncentrował się na sprawach nadchodzącego dnia.

Tamtego wieczoru, kiedy powrócił z siedziby Cechu Kowali, Lytol i Finder czekali pełni gorliwości, żeby dowiedzieć się czegoś o gwiazdach Wansora i wyłożenie tych faktów zajęło cały wieczór. Jeżeli nawet wychowankowie i reszta obecnych byli niezwykle milczący, Jaxom przypisywał to ich zainteresowaniu dyskusją. Lytol, Finder i Brand nie zapominali języka w gębie.

Następnego ranka czasu wystarczyło tylko na kubek klahu i pasztecik z mięsem, ponieważ na świeżo obsiane wiosną pola na południowym zachodzie miały opadać Nici, i czekała ich długa jazda.

Powinienem się wypowiedzieć już parę miesięcy temu, pomyślał Jaxom, wchodząc do swoich własnych pomieszczeń. Ustalono, że Jaxomowi nie wolno przeszkadzać, kiedy pielęgnuje Rutha; ten czas należał do niego, co dopiero teraz zaczynał doceniać. Zwykle Jaxom zajmował się swoim smokiem wcześnie rano albo późno wieczorem. Regularnie co czwarty dzień polował z Ruthem, ponieważ biały smok wymagał częstszych posiłków niż duże smoki. Jaszczurki ogniste z Warowni towarzyszyły Zwykle Ruthowi, ucztując razem z nim. Większość ludzi codziennie karmiła z ręki swoje zwierzątka, ale absolutnie nie udawało się wyplenić z jaszczurek ich zamiłowania do gorącego mięsa świeżo zabitego zwierzęcia i postanowiono nie mieszać się do tego. Jaszczurki ogniste z charakteru przypominały błędnych rycerzy i chociaż nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że autentycznie przywiązują się przy Wykluciu, miewały napady humorów czy przerażenia i zdarzało im się znikać na dłuższe okresy. Kiedy wracały, zachowywały się tak, jak gdyby wcale się nie oddalały, poza tym że przekazywały ludziom rozmaite horrendalne wizje. Jaxom wiedział, że dziś Ruth będzie gotów do polowania. Słyszał jak jego partner niecierpliwie czeka na odlot. Śmiejąc się narzucił na siebie grubą kurtkę jeździecką i wskoczył w buty, pytając uprzejmie, na jakie jedzenie miałby Ruth ochotę.

Na intrusia, soczystego, równinnego intrusia, nie na te górskie łykowate ptaki. Ruth podkreślił swój niesmak dla tych ostatnich przy pomocy prychnięcia.

— Nawet w twoim głosie słychać głód — powiedział Jaxom, wchodząc do Weyru smoka i zbliżając się do niego.

Ruth lekko położył swój nos na piersi Jaxoma, chłód jego oddechu można było wyczuć nawet przez grubą jeździecką kurtkę. Oczy jego wirowały z czerwonawym odcieniem ostrego apetytu. Podszedł do wielkich metalowych drzwi, które otwierały się na podwórzec stajenny i otworzył je pchnięciem przednich łap.

Jaszczurki ogniste zaalarmowane głodnymi myślami Rutha krążyły nad nim w ochoczym oczekiwaniu. Jaxom wsiadł i kazał się Ruthowi wznieść w powietrze. Ze wzgórz ogniowych stary brązowy smok — wartownik życzył im pomyślnych łowów, a jego jeździec pomachał im ręką.

Z danin pobieranych od Warowni, sześć Weyrów Pernu utrzymywało swoje własne trzody i stada, którymi żywiły się smoki. Żaden Lord Warowni nigdy nie zgłaszał pretensji, jeżeli sporadycznie jakiś jeździec pożywił swego smoka na jego ziemi. Ponieważ Jaxom był Lordem Warowni i formalnie miał prawo do wszystkiego, co znajdowało się w obrębie Ruathy, polowania Rutha były przede wszystkim sprawą grzeczności. Lytol nie musiał pouczać Jaxoma, żeby apetyt swojej bestii ukierunkowywał w różne strony, aby żaden gospodarz nie był nadmiernie obciążony.

Tego szczególnego ranka Jaxom podał Ruthowi współrzędne bogatego w trawę gospodarstwa, gdzie, jak wspomniał Lytol, tuczyły się na wiosenne bicie samce intrusiów. Kiedy pojawili się Jaxom z Ruthem, gospodarz jechał właśnie na swoim biegusie, pozdrowił młodego Lorda dość grzecznie i udzielił odpowiedzi na uprzejme pytania o zdrowie, o rozwój stada i nośność kur.

— Chciałbym, żebyś napomknął o pewnej sprawie Lordowi Lytolowi — zaczął mężczyzna, a w jego zachowaniu Jaxom zauważył urazę. — Tyle razy już prosiłem o jajko jaszczurki ognistej. Należy mi się ono jako gospodarzowi i jest mi potrzebne. Nie mogę wykluwać jak trzeba jajek intrusiów, jeżeli od spodu ryją różne szkodniki i rozłupują skorupy. Z każdego miotu przepada pięć lub sześć jaj, przez węże i temu podobne. Jaszczurka ognista odpędziłaby je. One to robią dla waszych ludzi w Warowni nad Łysym Jeziorem i dla innych, z którymi też rozmawiałem. Te jaszczurki ogniste to bardzo poręczne stworzenia, Lordzie Jaxomie, a ponieważ jestem gospodarzem już od dwunastu Obrotów, to nie proszę o nic, co by mi się nie należało. Palon znad Łysego Jeziora ma już swoją jaszczurkę ognistą, a gospodaruje dopiero od dziesięciu Obrotów.

— Nie potrafię sobie wyobrazić, dlaczego cię pominięto, Teggerze. Dopilnuję, żeby zrobiono coś w tej sprawie. W tym momencie nie mamy żadnych jajek, ale zrobię co będę mógł, kiedy będziemy je mieli.

Tegger zgryźliwie podziękował, a potem zaproponował, żeby Jaxom zapolował na stado samców, które można było znaleźć na drugim końcu równinnej łąki. Chciał zabrać na rzeź pobliskie stado, a po smoczym polowaniu samce traciły na wadze tyle, ile przybierały przez cały siedmiodzień.

Jaxom podziękował mężczyźnie, a Ruth zaświergotał z wdzięczności, płosząc biegusa Teggera, tak, że ten zaczął się rzucać. Teggar ostro skręcił głowę zwierzęcia, żeby nie poniosło.

Mało prawdopodobne, żeby Tegger miał Naznaczyć jakąś jaszczurkę ognistą, pomyślał sobie Jaxom, wskakując na bark Rutha.

Ruth zgodził się z nim.

Ten człowiek miał kiedyś jajko. Malutka poleciała pomiędzy i nigdy nie wróciła do miejsca, gdzie się wykluta.

— Jakim cudem ty sobie coś takiego przypomniałeś?