To jest kamień.
Kiedy gwałtownie przełykał, przymknął jedną powiekę.
Myślę o moim drugim żołądku, powiedział Jaxomowi, zanim ten zdążył mu o tym przypomnieć.
Później Jaxom przysięgał, że niemalże mógł usłyszeć, jak przeżute kawałki staczają się smokowi w dół gardzieli. Obydwaj siedzieli i patrzyli na siebie, czekając na następny etap.
— Powinieneś teraz zionąć.
Wiem. Umiem ziać. Ale nie mogę.
Jaxom uprzejmie podał mu następny spory kawałek smoczego kamienia. Tym razem żucie nie było aż tak głośne. Ruth przełknął, potem jak gdyby głębiej przysiadł na zadzie.
Och!
W ślad za tym wydanym w myśli okrzykiem Ruthowi zaczęło tak burczeć w białym brzuchu, że aż się w niego zapatrzył. Otworzył paszczę. Z okrzykiem przerażenia Jaxom rzucił się w bok, w momencie, kiedy przy pysku smoka pojawił się wąziutki strumyczek ognia. Ruth szarpnął się do tyłu, przed upadkiem uchroniło go tylko ułożenie ogona.
Myślę, że potrzeba mi więcej smoczego kamienia, żebym puścił porządny płomień.
Jaxom podał mu kilka niewielkich bryłek. Smok uporał się szybko z żuciem. Również i wybuch gazu nastąpił szybciej.
Teraz już lepiej, powiedział z satysfakcją.
— Niewiele byś zdziałał przeciw Niciom.
Smok ograniczył się do otwarcia paszczy po większą ilość kamienia. To, co Jaxom ze sobą zabrał, zostało zużyte aż za szybko. Ale przy pomocy tej ilości kamienia Ruthowi udało się wypalić spory pas wśród porastającego skały zielska.
— Chyba się jeszcze w tym nie połapaliśmy.
Nie spaliliśmy też żadnych Nici w powietrzu.
— Jeszcze nie jesteśmy całkiem gotowi, żeby to robić. Ale udowodniliśmy, że ty potrafisz żuć smoczy kamień.
Nigdy w to nie wątpiłem.
— Ja również nie, Ruth, ale — tu Jaxom westchnął ciężko trzeba będzie dużo go zebrać, zanim nauczysz się buchać ogniem w sposób ciągły.
Ruth miał taką niepocieszoną minę, że Jaxom pospiesznie zaczął podnosić go na duchu, głaszcząc go po obrzeżach oczu i pieszcząc jego łeb.
— Powinni nam byli pozwolić szkolić się z innymi młodymi jeźdźcami. To jest po prostu nie w porządku. Zawsze tak mówiłem. To nie twoja wina, że masz dziś trudności: Ale, na Pierwszą Skorupę, w końcu obydwaj odniesiemy sukces.
Ruth pozwolił się pocieszać, a potem poweselał.
Będziemy się bardziej przykładać do pracy, to wszystko. Ale byłoby łatwiej, jakby było więcej smoczego kamienia. Brunatny Wilth teraz nie zużywa go wiele. Tak naprawdę to jest za stary, żeby w ogóle żuć.
— To dlatego jest smokiem — wartownikiem.
Jaxom opróżnił worek z resztek okruchów smoczego kamienia, związał go rzemieniem i przeciągnął przez swój pasek. Jednak nie była mu potrzebna ta linka do uprzęży bojowej. Miał właśnie powiedzieć Ruthowi, żeby przeniósł się prosto do Ruathy, kiedy przypomniał sobie, że lepiej będzie, jak wzmocni swoje alibi na przyszłość. Nie miał żadnych kłopotów ze znalezieniem zbieraczy przy rzecznej wyspie, a Corana ochoczo podeszła do nich. Uświadomił sobie, że była bardzo ładna, miała delikatnie zarumienioną skórę i okrągłe zielone oczy. Jej ciemne włosy wysmyknęły się naokoło twarzy z warkoczy i teraz wilgotnymi falami przylegały do jej policzków.
— Czy był Opad Nici? — zapytała, a oczy zaokrągliły jej się z przerażenia.
— Nie. Dlaczego?
— Pachnie smoczym kamieniem.
— Och, to ubranie jeździeckie. Zawsze używam go, kiedy jest Opad. Zapach chyba się go czepia. Po prostu nie zwróciłem na to uwagi. — Tego ryzyka nie przemyślał, będzie coś z tym musiał zrobić. — Przyleciałem z następną porcją ziarna dla twojego brata…
Podziękowała mu słodko za to, że tak się kłopocze o takie małe gospodarstwo. Potem ogarnęło ją onieśmielenie. Jaxomowi miło było ją rozruszać, ale ponownie wprawił ją w straszne zmieszanie, upierając się, że pomoże im przy zbiorze sitłozy.
— Ten Lord Warowni chce umieć robić wszystko, czego wymaga od swoich gospodarzy — powiedział, żeby uciszyć jej protesty.
I naprawdę go to bawiło. Kiedy zgromadzili olbrzymią wiązkę, zaproponował, że odwiezie ją do domu na Ruthu, jeżeli zechce z nim polecieć. Corana bała się porządnie, ale zapewnił ją, że polecą prosto, bo nie jest odpowiednio ubrana na chłód pomiędzy. Jaxomowi udało się skraść jej parę całusów, zanim Ruth zatoczył krąg, by wylądować ze swoimi pasażerami przy domu. Zdecydował, że tak czy inaczej Corana nie będzie już tylko wykrętem.
Kiedy wysadził ją i wyładował sitłozę, kazał Ruthowi lecieć pomiędzy nad ich górskie jezioro. Chociaż nie miał nastroju na zimną kąpiel, wiedział, że lepiej będzie, jeżeli zmyją z siebie smród smoczego kamienia przed powrotem do Ruathy. Trzeba było sporo czasu, żeby oczyścić piaskiem jasną skórę Rutha. Potem Jaxom musiał wysuszyć przesyconą zapachem koszulę i spodnie, rozpościerając je w pełnym słońcu na krzakach. A słońce już dawno minęło zenit; to wszystko zajęto mu więcej czasu, niż mogło usprawiedliwić baraszkowanie z Coraną. Z tego powodu zaryzykował i wrócił do Ruathy pomiędzy czasem, do momentu kiedy słońce było jeszcze wciąż po porannej stronie nieba. Ale jeden szczegół, którego zapomniał uwzględnić w swoich kalkulacjach, niemalże zdradził całe ich przedsięwzięcie.
Siedział właśnie jedząc obiad, kiedy jego smok zaczął go nawoływać nagląco.
— Ruth! — wyjaśnił, zrywając się od stołu. Pomknął poprzez Salę korytarzem prowadzącym do jego pomieszczeń.
Pali mnie w brzuchu, zaczął mu opowiadać bardzo cierpiący Smok.
— Na Skorupy, to te kamienie — odparł Jaxom, biegnąc opustoszałym korytarzem. — Wyjdź i leć na wzgórza ogniowe. Tam gdzie Wilth zostawia swoje kamienie.
Ruth nie był pewien, czy w tym stanie będzie potrafił latać.
— Nonsens, zawsze możesz latać. — Ruth musiał wyrzucić zawartość swojego drugiego żołądka na zewnątrz Weyru. Lytol mógł przyjść zaraz za nim, żeby zobaczyć, co dolegało bestii tak bardzo, że przerwała Jaxomowi obiad.
Nie mogę się poruszyć. Jest mi ciężko gdzieś w środku.
— Musisz tylko zwrócić popiół po smoczym kamieniu. Smoki nie zostawiają tego w swoich żołądkach: nie potrafią tego wydalić. To musi wrócić przodem.
Mam wrażenie, że wróci.
— Ale nie w Weyrze, Ruth. Proszę!
Nie minęła nawet sekunda, a już Ruth patrzył na niego ze skruchą. Na środku weyrowej podłogi parowało coś, co wyglądało na brązowawy, mokry piasek.
Już czuję się dużo lepiej, powiedział Ruth bardzo cichutko.
— Posłuchaj, czy Lytol nie nadchodzi — poprosił Jaxom, bo serce tak mu waliło po biegu, że nie słyszał nic więcej. Rzucił się w stronę metalowych drzwi i na podwórzec kuchenny, żeby przynieść wiadro i łopatę. — Jeżeli tylko uda mi się to stąd wynieść, zanim zasmrodzi całe pomieszczenie… — Pracował najszybciej jak mógł i na szczęście to całe paskudztwo wypełniło tylko jedno wiadro. Ruth nie przeżuł dość smoczego kamienia na pełną godzinę zwalczania Nici.
Jaxom wypchnął wiadro na zewnątrz i rozsypał po podłodze wonny piasek.
— Nie ma Lytola? — zapytał dosyć zdziwiony.
Nie ma.
Jaxom odetchnął z ulgą i pocieszająco poklepał przyjaciela. Następnym razem nie zapomni o tym, żeby zwrócić zawartość żołądka w jakimś bezpiecznym miejscu.