— Ja sam nie mam jaszczurki ognistej, ale słyszałem o tych małych stworzonkach same dobre rzeczy. Nigdy mi nawet przez myśl nie przeszło, żeby miały one dla kogoś stanowić zagrożenie.
— A więc mogę liczyć na twoje poparcie, Fandarelu? — zapytała Brekke, która weszła za nimi z F’norem. — Lessa nie jest sobą. Naprawdę potrafię zrozumieć jej niepokój, ale nie można jej pozwolić, żeby potępiała wszystkie jaszczurki, bo kilka z nich napsociło.
— Napsociło? — F’nor był wzburzony. — Niech no tylko Lessa nie złapie cię na nazywaniu tego, co się stało, psotami. Psoty? Kradzież jaja królowej?
— Rola jaszczurek ognistych sprowadzała się psocenie… zaglądały do jaskini Ramoth, podobnie jak to robiło wiele innych jaszczurek, odkąd zostały złożone jaja. — Brekke odezwała się ostrzej niż zwykle, a napięcie widoczne wokół oczu i ust F’nora dało znać Robintonowi, że ta para poróżniła się ze sobą. Jaszczurki ogniste nie odróżniają dobra od zła…
— To będą musiały się nauczyć… — zaczął F’nor bardziej z podnieceniem niż rozwagą.
— Obawiam się, że my, którzy nie mamy smoków — powiedział Robinton, szybko wpadając mu w słowo… w obawie, że wydarzenia dzisiejszego dnia zerwą więź między tym dwojgiem kochających się ludzi — przesadzaliśmy, zabierając tych naszych małych przyjaciół ze sobą wszędzie, gdzie tylko się udawaliśmy, wariowaliśmy na ich punkcie jak rodzice późno urodzonego dziecka, pozwalaliśmy im na zbyt wiele. Ale wobec dzisiejszych wydarzeń, sprawa naszego większego opanowania w stosunku do jaszczurek ognistych ma bardzo niewielkie znaczenie.
F’nor zdusił swoje rozjątrzenie. Skinął teraz Harfiarzowi głową.
— A gdyby tak nie zwrócili tego jaja, Robintonie… — Ramiona drgnęły mu spazmatycznym ruchem i potarł czoło, jak gdyby usiłując usunąć wszystkie wspomnienia tej sceny.
— Gdyby nie zwrócili tego jaja — powiedział Robinton nieubłaganie — to smok by walczył ze smokiem! — Wypowiedział każde słowo oddzielnie, wkładając w swój głos, ile tylko zdołał mocy i niesmaku.
F’nor potrząsnął pospiesznie głową, nie dopuszczając takiego rozwiązania.
— Nie, nie doszłoby do tego, Robintonie. Byłeś mądry…
— Mądry? — zionęła rozwścieczona Władczyni Weyru, a słowo to cięło jak nóż. Lessa stała u wejścia do Sali Obrad, jej szczupła postać cała była napięta po przeżyciach tego ranka, a twarz posiniała z gniewu. — Mądry? Pozwalając, żeby im taka zbrodnia uszła na sucho? Pozwalając im knuć jeszcze bardziej zdradzieckie plany? Jak ja mogłam w ogóle pomyśleć, że trzeba ich było sprowadzić w czasie? Kiedy przypomnę sobie, że błagałam tego pasożyta T’rona, żeby zajął się pomocą dla nas. Zajął się pomocą? O tak, on się zajął! Jajem mojej królowej. Gdybym tylko potrafiła cofnąć to, co tak głupio zrobiłam…
— Głupio to postępujesz teraz, tak się nadal awanturując powiedział Harfiarz zimno, wiedząc, że tym, co musi powiedzieć w obliczu Przywódców Weyrów oraz Mistrzów Cechów może śmiało zrazić sobie ich wszystkich. — Jajo zostało zwrócone…
— Tak, a kiedy ja…
— Przecież tego chciałaś pół godziny temu, godzinę temu, czyż nie? — zapytał Robinton, rozkazująco podnosząc głos. — Chciałaś, żeby oddano jajo. Żeby to osiągnąć, miałaś prawo wysłać smoka przeciw smokowi i nikt by ci nie przyganił. Ale jajo zostało zwrócone. Wysłać smoka przeciw smokowi dla zemsty? O nie, Lesso. Tego nie masz prawa robić. Nie dla zemsty. — A jeżeli potrzeba ci pomsty, żeby zadowolić twoją królową i twoje pełne złości ja, pomyśl tylko: to im się nie udało! Nie mają tego jaja. Po tym co zrobili, wszystkie Weyry będą się miały na baczności, tak że nie ma żadnej szansy, by udało im się po raz drugi. Stracili swoją jedyną szansę, Lesso. Zawiodła ich jedyna nadzieja, żeby tchnąć nowe życie w ich umierające spiżowe smoki. Pokrzyżowano im szyki. Co ich czeka… nic. Nie mają przyszłości, nie mają żadnej nadziei. — Nic gorszego nie możesz im zrobić, Lesso. Tak więc kiedy zwrócili już jajo, w oczach całego Pernu nie masz prawa zrobić nic więcej.
— Mam prawo pomścić tę zniewagę wyrządzoną mnie, mojej królowej i mojemu Weyrowi!
— Zniewagę? — Robinton zaśmiał się krótkim, szczekliwym śmiechem. — Moja droga Lesso, to nie była żadna zniewaga. To był komplement najwyższego rzędu!
Na jego niespodziany śmiech, jak i tę zdumiewającą interpretację, oszołomiona Lessa zamilkła.
— Ile jaj królewskich zostało złożonych podczas tego Obrotu? — zapytał Robinton innych Przywódców Weyrów. — I to w Weyrach, które Władcy z przeszłości znali lepiej od wewnątrz niż Benden. Nie, oni chcieli mieć jajo złożone przez Ramoth! Dla nich dobre jest tylko to, co Pern może dać najlepszego! — Zręcznie Robinton zmienił temat. — Lesso — powiedział z wielką życzliwością i współczuciem — wszyscy jesteśmy zdenerwowani tym straszliwym zdarzeniem. Nikt z nas nie jest w stanie jasno myśleć… — Przesunął ręką po twarzy, co nie było żadnym pustym gestem, bo oblał go pot od wysilku, by ukierunkować inaczej nastrój tak wielu ludzi. — Za bardzo dajemy się ponieść emocjom. A na ciebie spadł główny ciężar, Lesso. — Wziął za rękę i poprowadził zaszokowaną, ale nieopierającą się Władczynię Weyru do jej krzesła, usadzając ją z ogromną troską i szacunkiem. — Musiało cię doprowadzić niemal do szaleństwa cierpienie Ramoth. Ona jest teraz spokojniejsza, czyż nie?
Lessie szczęka opadła ze zdumienia i wpatrywała się nadal w Robintona szeroko otwartymi oczami. Następnie skinęła głową, zamknęła usta i oblizała wargi.
— A więc i ty wrócisz do siebie. — Robinton nalał czarkę wina i podał jej. Ciągle jeszcze oszołomiona jego zdumiewającym nastawieniem pociągnęła nawet mały tyczek. — I uświadomisz sobie, że najgorszą katastrofą, jak mogłaby wydarzyć się na tym świecie, byłaby walka smoka ze smokiem.
Wtedy Lessa odstawiła czarkę, rozlewając wino na kamienny stół.
— Ty… z tymi twoimi sprytnymi słowami… — I pokazała palcem na Robintona, podnosząc się z krzesła jak rozwijająca się sprężyna. — Ty…
— On ma rację, Lesso — odezwał się od wejścia F’lar, skąd obserwował całą tę scenę. Wszedł do sali i ruszył w stronę stołu, przy którym siedziała Lessa. — Powodem naszego najazdu na Weyr Południowy mogło być wyłącznie poszukiwanie twojego jaja. Kiedy już je zwrócono, za dążenie do zemsty potępiłby nas cały Pern. — Mówił do niej, ale jego oczy patrzyły kolejno na każdego Przywódcę Weyru i Mistrza Cechu, by ocenić ich reakcję. — Jeżeli chociaż raz smoki będą walczyć ze sobą, bez względu na powód — tu gestem przekreślił jakiekolwiek względy — my, jeźdźcy smoków tracimy całą resztę Pernu! — Rzucił Lessie długie, twarde spojrzenie, na które odpowiedziała lodowatym nieubłaganiem. Spojrzał kategorycznie na resztę sali. — Z całego serca pragnąłbym, żeby wtedy, tamtego dnia w Telgarze było jakieś inne wyjście z sytuacji dla T’rona i T’kula. Wystanie ich na Kontynent Południowy wydawało się dobrym rozwiązaniem. Stamtąd nie mogli wyrządzić reszcie Pernu dużej krzywdy…
— Nie, tylko nam… tylko Bendenowi! — Lessa odezwała się namacalną goryczą. — To T’ron i Mardra próbują się na nas odegrać!
— Mardra nie patrzyłaby łaskawie na królową mającą ją zastąpić — powiedziała Brekke i nie odwróciła spojrzenia, kiedy Lessa gwałtownie zwróciła się w jej stronę.
— Brekke ma rację, Lesso — powiedział F’lar, kładąc z pozorną niedbałością dłoń na jej ramieniu. — Mardra nie byłaby zachwycona konkurencją.