Выбрать главу

Spojrzałem na Lauren, ale nie otworzyła nawet oczu. Pewnie zasnęła. Alternatywą dla propozycji Percy Smitha było przenocowanie w jakimś hotelu, podróż rejsowym samolotem do Denver i przejazd taksówką na lotnisko Jefferson County, gdzie zostawiliśmy samochód. Propozycja Smitha wyglądała lepiej.

– Dobry plan, panie komisarzu. Moja żona jest już porządnie zmęczona. Pewnie wyciągnie się od razu na kanapie w odrzutowcu.

Percy Smith uśmiechnął się.

– Jeżeli mają tam dwie kanapy, to ja zajmuję drugą - powiedział. Miałem już skwitować śmiechem jego żart, gdy zorientowałem się, że facet mówi poważnie. Wycelował palec w moją pierś i dodał, spoglądając na zegarek:

– Może zamówiłby pan taksówkę, powiedzmy, za dwadzieścia minut?

A. J. Simes podeszła, żeby się z nami pożegnać. Wyglądała na tak samo zmęczoną jak Lauren. Spojrzała na nią z troską i posłała mi współczujący uśmiech.

– To był dla niej zbyt duży wysiłek – powiedziała. – Przyznaje, że i ja miałabym ochotę się zdrzemnąć.

– Dojdzie do siebie – zapewniłem. – Bardzo ją ucieszyła perspektywa współpracy z Mary Wright.

– I słusznie. Mary jest kapitalna. A ty, Alan? Podobało ci się to, co usłyszałeś?

– Umiarkowanie – odparłem. – Muszę przyznać, że nie jestem zbytnio zachwycony tym, iż czeka mnie rozmowa z Raymondem Welle. Reszta wygląda interesująco, a nawet fascynująco. Ale biorąc pod uwagę fachowość członków grupy, czuję się w tym wszystkim zupełnym nowicjuszem… Mam nadzieję, że pomożesz mi przez to jakoś przebrnąć.

A. J. dotknęła ręką mojego ramienia. Nie byłem pewien, czy chciała dodać mi tym gestem pewności siebie, czy też podparła się tylko, by nie stracić równowagi.

– Nie martw się, udzielę ci wszelkich rad, jakich tylko będziesz potrzebował. Ale o ile cię znam, zanim sprawa się skończy, będziesz wolał, żebym nie wtykała nosa w twoje poczynania.

– Wątpię, żeby do tego doszło – odparłem. – Praca, którą wykonujecie, musi wam dawać wiele satysfakcji. Dajecie nadzieję rodzinom ofiar, a czasem nawet udaje wam się doprowadzić do wyjaśnienia starych spraw.

– Nie tylko starych – sprostowała. – Zajmujemy się umorzonymi śledztwami. Ja sama patrzę na naszą pracę tak, jakbyśmy stawiali sobie za cel wskrzeszanie zmarłych. Ożywiamy ich w pewien sposób, tak by mogli nam pomóc rozwiązać tajemnicę zbrodni, która zabrała ich ze świata. Gdy kilka lat temu zaczynaliśmy działalność, chciałam dać naszej organizacji nazwę „Łazarz”. Nikomu się nie spodobała, myślę jednak, że pasowałaby najlepiej ze wszystkich.

– Chyba tak.

A. J. przestąpiła z nogi na nogę, próbując ukryć grymas, który nagle pojawił się na jej twarzy.

– To rzeczywiście bardzo satysfakcjonująca praca. Dla kogoś takiego jak ja, kto nie może już pracować w FBI, jest okazją do zaspokojenia ważnych potrzeb. Innym zapewnia poczucie koleżeństwa i współdziałania, a także daje świadomość, że przyczyniają się do zwycięstwa sprawiedliwości.

– Niewiele wiem o organizacji Vidocq, która jest waszym odpowiednikiem w Filadelfii, ale wydaje mi się, że działacie trochę inaczej.

– Nie mamy tak dobrej opinii jak oni, ale jesteśmy równie profesjonalni. I staramy się podejmować konkretne działania. Lister uważa, że Vidocq i Locard różnią się tak, jak rozmyślanie nad czymś różni się od dociekania prawdy. Ale Vidocq ma na swym koncie spektakularne sukcesy.

– A sam Lister? Jak jest jego rola?

– Lister to… przerwała na chwilę i uśmiechnęła się – całkiem inna historia. I raczej długa. Będzie musiała zaczekać do czasu, aż Lauren i ja nie będziemy takie zmęczone. Zadzwonię do ciebie jutro albo pojutrze i ustalimy strategię działania. A potem zaczniemy wypełniać puste fragmenty obrazka. Jestem ci wdzięczna, Alan, że zgodziłeś się nam pomóc. Chciałam mieć kogoś, komu mogłabym w pełni zaufać. Pożegnaj ode mnie Lauren i przekaż także jej moje wyrazy wdzięczności.

Odwróciła się, żeby odejść.

– Wyjaśnij mi jeszcze – spytałem – co to za samolot, którym lecieliśmy? Należy do Joeya Franklina, prawda?

A. J. zmrużyła oczy.

– Tak, on jest jednym z właścicieli. Wykupił jedną ósmą czy jedną czwartą udziałów i ma go do dyspozycji na proporcjonalną liczbę godzin w roku. Pamiętam, że jesteś bardzo czuły na punkcie etyki, więc chyba wiem, co masz na myśli. Możliwość konfliktu interesów, zgadza się? Wspomniałam już o tym Kimberowi. Będziemy mieć tę sprawę na oku i przyglądać się zachowaniu brata Tami. Jeśli nadal będą napływać pieniądze od rodziny Franklinów na śledztwo, może to nam przysporzyć pewnych zmartwień.

– Pewnie wiesz, że Lauren i ja, a także komisarz Smith lecimy za godzinę tym odrzutowcem.

Wzruszyła ramionami.

– Co mogę ci doradzić? Ciesz się z tej okazji. Dla Lauren taka podróż będzie wygodniejsza niż rejsowym samolotem. – Jeszcze raz dotknęła mojego ramienia i kiwnęła głową w kierunku Lauren. – Kiedy spodziewa się rozwiązania?

Nic nie mogło ujść uwadze A. J.

– Na początku października. Dzięki za troskę. Dotychczas ciąża przebiega zupełnie normalnie.

– Jej stan się ustabilizował? – Nieznaczna zmiana tonu powiedziała mi, że A. J. pyta nie o ciążę, ale o stwardnienie rozsiane Lauren.

– Ciąża dobrze wpłynęła na jej schorzenie. Bardziej martwi mnie to, co może nastąpić po urodzeniu dziecka. Rozumiesz, mam na myśli stres związany z porodem.

Neurolog Lauren powiedział nam, że u kobiet ze stwardnieniem rozsianym ciąża jest często okresem remisji i zawieszenia procesu chorobowego. Niestety, równie często ten okres ochronny kończy się po rozwiązaniu.

– Rozumiem – powiedziała A. J. – Udział w naszym śledztwie nie powinien jej przysporzyć wielu trudności. Gdyby zaczęło ją to zbytnio męczyć, daj mi znać. Mary i ja jesteśmy przyjaciółkami – dodała, opierając się mocniej na lasce. – Zdzwonimy się niedługo.

Wyciągnęła do mnie rękę. Pochyliłem się i uścisnąłem ją lekko.

– Dobrze się czujesz? Powiedz szczerze – szepnąłem jej do ucha. A. J. odsunęła się ode mnie.

– Szczerze? Nie mam powodów do narzekań.

Odprowadziłem ją wzrokiem, a potem poszedłem poszukać telefonu, żeby wezwać taksówkę.

Lauren obudziła się, gdy pokój był już prawie pusty. Jak się spodziewałem, była zakłopotana swoim zmęczeniem. Kimber Lister odprowadził nas do windy.

– Taksówka czeka na dole, przy krawężniku. Komendant Smith nie traktuje podróży tak lekko jak wy. Jak na tak krótką wizytę, zabrał całkiem potężny bagaż. Zszedł na dół załadować swoje rzeczy – powiedział. – Kiedy Locard podejmuje nowe śledztwo, pierwsze dni są dla mnie zawsze trochę zwariowane. Nie mam więc okazji poznać moich gości tak, jak bym chciał. Proszę mi wybaczyć, że nie przyjąłem was bardziej gościnnie. Mam nadzieję, że spotkamy się znowu, a wtedy postaram się wyrazić w bardziej właściwy sposób moją wdzięczność za wasz udział i poświęcenie na rzecz Locarda.

– Przyjął nas pan bardzo uprzejmie – zapewniłem. – Ma pan bardzo piękny dom. My też pragnęlibyśmy poznać pana bliżej. Czujemy się zaszczyceni, że zaproszono nas do współpracy. I doceniamy pańską gościnność.

Lister przymknął oczy i kiwnął głową, jakby na znak, że przyjmuje moje słowa z wdzięcznością.

– Czy film, który oglądaliśmy, był pana dziełem? – zapytała Lauren. Lister zaczerwienił się.

– Tak – odparł. – To ja go zmontowałem. Robię te rzeczy dla zabicia czasu.