Выбрать главу

Po długiej, powolnej jeździe znaleźliśmy się w obszernym korytarzu, gdzieś pod dachem. Claven minął nas, wszedł do ogromnego, otwartego pomieszczenia i wyjaśnił:

– To jest chałupa Kimbera Listera. Pan Lister ma dobry gust i środki na to, żeby go zaspokajać. Pochodzi z forsiastej rodziny.

Lauren podziwiała piękne meble.

– To widać. Na którym piętrze jesteśmy, panie Claven? – zapytała.

Przeniosła wzrok na rząd prostokątnych, oprawionych w metalowe futryny okien w południowej ścianie, z których rozpościerał się zachwycający widok na rządowe budynki i pomniki.

– Proszę mówić mi Russ. Na którym piętrze? Na najwyższym – odparł Claven. – Jesteśmy pod samym dachem. Chodźcie za mną. Nie powinniśmy się ociągać – dodał i ruszył po pięknym, starym dywanie, większym niż cały mój gabinet, a potem szeroką na trzy metry klatką schodową ze wspaniałą ozdobną balustradą. Zaczekał na nas, rozłożył ręce i tanecznym piruetem odwrócił się ku ciężkim, drewnianym drzwiom. – Voila - powiedział. – Ale zaraz, zaraz, czy któreś z was nie potrzebuje skorzystać z toalety?

– Ja chętnie skorzystam – odparła Lauren.

– Tamte drzwi, proszę – wyciągnął rękę w kierunku przeciwnej strony podestu. – Alan, jesteś pewien, że twój pęcherz stanie na wysokości zadania? Kimber nie lubi, gdy ktoś wychodzi, zanim zakończy się wstępna część posiedzenia. A ona może potrwać. Prowadzi wszystko tak, jakby był Wernerem Erhardem, a my czujemy się jak na zgromadzeniu loży sto lat temu.

Lauren znikła za drzwiami toalety. Russ zapytał mnie, czy uprawiam wspinaczkę. Odpowiedziałem, że nie, ale że mam znajomych alpinistów, którzy wspinają się głównie w Wielkim Kanionie w Kolorado.

– O kurczę. Zazdroszczę im, zazdroszczę. Ty też powinieneś spróbować, naprawdę. Zakochasz się w tym, ręczę. W tym roku latem na pewno gdzieś pojadę. Pierwszy tydzień sierpnia spędzę na wspinaczce w Eldorado Springs. To moje stare marzenie. Powiem ci, że gdyby nie wspinaczka i windsurfing, nie wiem, czy udałoby mi się nie skończyć w domu wariatów.

Powiedziałem mu, że lubię jeździć na rowerze. Russ kiwnął z uznaniem głową.

– Tak, to też jest fajne – stwierdził, ale w jego głosie można było wyczuć tę samą pogardę, z jaką snowbordziści odnoszą się do zwykłych narciarzy. Gdy Lauren wróciła na podest, Claven położył lewą dłoń na zdobionej klamce i rzekł: – Nie przejmujcie się tym, że jesteście spóźnieni. Prawdopodobnie zwalą całą winę na mnie. To jest jedno z moich głównych zadań w organizacji. – Strzelił palcami i dodał: – Och, a gdyby ktoś was zapytał, powiedzcie, że sprawdziłem wasze dokumenty.

W środku były jeszcze jedne drzwi, tym razem metalowe. Claven zaklął pod nosem.

– Wiedziałem, że tak będzie. Rozpoczęli zebranie – powiedział i wybrał numer na tabliczce przytwierdzonej do ściany małego korytarzyka. W chwilę potem metalowe drzwi odsunęły się bezgłośnie, takim samym płynnym ruchem jak drzwi windy.

Drzwi zamknęły się za nami. W pokoju było prawie zupełnie ciemno. Widziałem tylko cienie znajdujących się tu osób. Pomieszczenie było duże, jakieś dziewięć na dwanaście metrów, i urządzone jak małe kino na dwadzieścia parę miejsc. Zacząłem się rozglądać i stwierdziłem, że przeszło połowa foteli jest zajęta.

Claven chwycił dłoń Lauren i poprowadził ją w prawo. Poszedłem za nimi do miejsc znajdujących się z tyłu. Fotele były szerokie, obite skórą i wygodne. Panującą w sali ciszę przerwał monotonny głos:

– Miło, że dołączył pan do nas, panie Claven. Przyprowadził pan naszych ostatnich gości?

– Tak, panie Kimber. Jesteśmy już w komplecie.

Zapaliło się punktowe światło, którego nieregularny krąg oświetlił przednią część sali. U jego podstawy ukazał się mężczyzna siedzący na brzegu małej sceny. W ręku trzymał bezprzewodowy mikrofon tak, jakby było to cygaro ulubionego gatunku. Wpatrywał się w ścianę znajdującą się po naszej prawej stronie. Zaskoczyło mnie, że wyglądał dość młodo. Miał gęste, jasne włosy i raczej pulchną sylwetkę.

– Witam wszystkich obecnych i życzę miłego dnia. Nazywam się Kimber Lister. Pozwólcie, że szczególnie ciepło przywitam tych z państwa, którzy przybyli do mego domu po raz pierwszy, aby wziąć udział w pracach organizacji… Locard.

Ostatnią sylabę wymówił niemal bezgłośnie.

3.

Przemawiając z maleńkiej sceny, Kimber Lister ani razu nie spojrzał na swoje skromne audytorium. Mówił dźwięcznym barytonem, który zupełnie nie pasował do jego wyglądu. Kimber bowiem, choć dość wysoki, miał pyzatą twarz o chłopięcych rysach.

– Ponieważ gościmy dziś trzy nowe osoby, omówię krótko sposób naszego działania. Komisja Zatwierdzająca Locarda przeanalizowała już przypadek, który będziemy omawiać po południu. Postanowiono przedstawić całej grupie szczegółowe dane o sprawie, a następnie wspólnie ustalić, czy przedłożymy nasze opinie i ekspertyzy lokalnym władzom i czy zaoferujemy im naszą pomoc w ostatecznym ustaleniu kwestii, które pozostają nierozwiązane.

Russ Claven pochylił się w moją stronę i szepnął:

– On zawsze przemawia w ten sposób, kiedy zwraca się do całej grupy. Facet urodził się w nieodpowiednim stuleciu.

Dzisiejsze spotkanie – ciągnął Lister – ma trzy cele. Pierwszy to zapoznanie się ze szczegółami sprawy. Przeanalizujemy wszelkie informacje i dokonamy wstępnej oceny dowodów zebranych w śledztwie prowadzonym przez miejscowe władze. Po drugie, podejmiemy ostateczną decyzję, czy będziemy przedstawiać nasze ustalenia obcym specjalistom w celu dokonania dalszych analiz. Po trzecie wreszcie, ustalimy strategię działania, która umożliwi prowadzenie śledztwa na szeroką skalę. Aby osiągnąć te cele, po przedstawieniu sprawy przeprowadzimy dyskusję i sformułujemy wnioski. Określimy zadania, jakie pozostały do wykonania, i zaznaczymy ścieżki sądowe. Chodzi o to, by właściwe osoby podjęły się dodatkowych analiz, które będą się mieścić w zakresie ich specjalności.

Starałem się uważnie słuchać Listera, ale mówił tak jednostajnie, że wymagało to ogromnego skupienia. Przerwał w chwili, gdy mój wzrok zaczął się przyzwyczajać do ciemności. Rozejrzałem się po sali, próbując znaleźć A. J. Simes. Pamiętałem, jakie nosiła uczesanie, więc skupiłem się na dwóch osobach siedzących w przednich rzędach.

Lister obrócił się bokiem do słuchaczy. Wciąż siedział na scenie, ale jego nogi wisiały w powietrzu. Nadal nie spojrzał w naszą stronę.

Tymczasem za jego plecami opuścił się cicho ze szpary w suficie duży ekran i zawisł w tylnej części sceny.

Rozpoczniemy od prezentacji krótkiego filmu – powiedział Lister.

Russ Claven znowu pochylił się ku mnie. Poczułem jego niezbyt miły oddech.

Zawsze zaczynamy od krótkiego filmu – szepnął. – Lister bardziej przypomina Kena Burnsa niż Sherlocka Holmesa.

Pierwszym obrazem na ekranie było bliskie ujęcie lewej kobiecej dłoni. Miała długie i cienkie palce, a zdobił ją tylko delikatny, srebrny pierścionek z ametystem, podkreślający różowy odcień skóry. Paznokcie były po manicure, ale niepomalowane, a skóra wypielęgnowana. Nie dostrzegłem żadnych zmarszczek, więc domyśliłem się, że oglądam dłoń młodej kobiety.

Siedząca obok mnie Lauren ścisnęła mnie za łokieć. Odczytałem ten gest jako ostrzeżenie i zachętę, abym był uważny i czujny.

Obiektyw kamery cofnął się powoli, odsłaniając przegub dłoni i nagie przedramię. Pięć centymetrów poniżej łokcia widniała półtoracentymetrowa, zakrzywiona blizna. Ręka była kształtna, biceps wyraźnie zaznaczony.