Выбрать главу

– Sugerujesz, że wyszła za niego, by zrobić na złość ojcu?

– Ojciec Jake’a jest demokratą w stylu Kennedy’ego. Nie przywiązuje wielkiej wagi do rodzinnego majątku. Gloria natomiast otwarcie głosiła republikańskie hasła i pyszniła się swoimi finansowymi zasobami. Wprowadzało to jej ojca w zakłopotanie. Zawsze przypuszczałam, że robiła to celowo.

– A Raymond?

– Myślę, że ma pewną charyzmę. Nie urok osobisty, lecz właśnie charyzmę. I zawsze udawał ważniaka. Dzięki Glorii wżenił się w wyższe sfery. Ja też się w nich znalazłam, wychodząc za jej brata, więc wiem, jak to wygląda, kiedy próbuje się jakoś funkcjonować w rozrzedzonym powietrzu na tych wysokościach. I mogę cię zapewnić, że o ile ja nie byłam do tego specjalnie przygotowana, o tyle Raymond zupełnie nie potrafił prowadzić gry na tym poziomie.

– Ale teraz miałby się czym pochwalić. Lauren zachichotała.

– Nie byłabym taka pewna. Przyjrzałeś się kiedyś członkom Izby Reprezentantów? Większość tych ludzi nie nadaje się nawet do wystartowania w Kole Fortuny. Musisz przyznać, że Kongres spełnił marzenia założycieli tego państwa i stał się ostatnim już pracodawcą dającym równe szanse.

– Ale zanim Welle został wybrany, miał własny program radiowy, transmitowany na cały kraj. Niewielu ludzi dochodzi do czegoś takiego.

– A ci, którym się udaje? O kim my właściwie mówimy, kochanie? O takich ludziach, jak Howard Stern czy Don Imus? Albo Rush Limbaugh? A może doktor Laura? – Uśmiechnęła się do mnie w sposób zarazem protekcjonalny i pełen niewysłowionej słodyczy. – Chcesz mi wmówić, że śmietanka zbiera się zawsze u góry?

Aluzja była czytelna.

– Punkt dla ciebie – przyznałem. – Ale musisz przyznać, że udało mu się zdobyć nazwisko.

– Jasne, że je zdobył. Jak to się nazwał, kiedy prowadził jeszcze tę audycję? Uzdrowicielem Ameryki? A jaki był slogan jego kampanii wyborczej? „Kolorado musi dostać Wellego”. Nie sądzę, żeby dokonał tego wszystkiego samodzielnie. Raymond Welle znalazł się tam, gdzie jest, bo był na tyle sprytny, aby najpierw ożenić się z Glorią, a potem zbić kapitał na fakcie, że została brutalnie zamordowana. Za jej życia oboje wykorzystywali się nawzajem do własnych celów, ale to do niego należało ostatnie słowo: wykorzystał ją już po jej śmierci. Demonstrował swoje cierpienie i chęć zemsty w taki sposób, jakby to on wynalazł grecką tragedię.

Najwyraźniej moją żonę ogarnął wyjątkowy dla niej nastrój krytycyzmu. Zwykle ukrywała tego rodzaju odczucia za zasłoną zgodnej wyrozumiałości.

– Mogę zatem wyciągnąć wniosek, że nie przepadałaś zbytnio za Raymondem? – spytałem.

– Rzeczywiście, nie przepadałam za nim – odparła. – I nadal nie przepadam.

– Czyżby chodziło o sprawy polityczne? Jakiego rodzaju?

– To, co głosi przy każdej okazji, nie ma nic wspólnego z polityką. Przykro mi, ale to są banały.

– Skąd u ciebie tyle krytycyzmu?

Lauren wzięła kawałek indyka ze swojej kanapki i wsunęła do ust. Przeżuła go, przełknęła i dopiero wtedy odpowiedziała na moje pytanie.

– Gdybyś znał go jako ucznia liceum… Zawsze był zawieszony między różnymi uczniowskimi grupami. Uważał, że jest za dobry dla grupy, do której właśnie należał, i był gotów zrobić wszystko, aby wkraść się w łaski tej, do której chciał się dostać. Kiedy go poznałam, był już żonaty z Glorią. W jego odczuciu małżeństwo i nowe położenie wyniosły go na jakiś nowy, niewiarygodnie wysoki poziom. Naprawdę uważał się za kogoś lepszego tylko dlatego, że ożenił się z Glorią.

Nigdy dotąd nie odbyliśmy z Lauren tak szczegółowej wycieczki po małżeńskiej krainie, którą ona zostawiła za sobą, rozwodząc się z mężem. Nie miałem więc pojęcia, jak odpowie na moje następne pytanie.

– Jak się czułaś, kiedy byłaś żoną Jake’a? W świecie bogactwa i przywilejów.

Lauren pociągnęła przez słomkę łyk ziołowej herbaty.

– Jak się tam czułam? No cóż, jedzenie było doskonałe, prześcieradła miękkie, a w wazonach zawsze były świeże kwiaty. Ale ludzie? Ludzie byli tacy sami, jakich można spotkać wszędzie. Po części cudowni, po części zwyczajni, po części podli.

– A Raymond?

– Nigdy nie zachowywał się zwyczajnie.

Po lunchu uczestnicy zebrania zeszli po szerokich dębowych schodach do głównego salonu w mieszkaniu Kimbera Listera. Ustawiono tam krzesła z jadalni, a na podłogę rzucono wielkie poduchy. Lister i Russ Claven przynieśli z innego pokoju staromodną szkolną tablicę.

Ledwie wszyscy zdążyli usiąść, Lister zaczął przedstawiać zaproszonych gości. Rozpoczął od szefa policji w Steamboat Springs. Właśnie Percy Smith, mocno zbudowany rudowłosy mężczyzna, zwrócił uwagę Locarda na sprawę zamordowanych dziewczyn. Następnie Lister przedstawił Lauren, a w końcu mnie. Uczestnicy spotkania prawie nie zwrócili na nas uwagi.

Siedzieliśmy z Lauren na małej, obitej perkalem kanapie w głębi pokoju i przysłuchiwaliśmy się rozmowie o dwóch zamordowanych dziewczynach, która powoli przerodziła się w burzliwą dyskusję nad tym, czy sprawa może zostać rozwikłana siłami zgromadzonego tu zespołu. Znaleziono odpowiedź na niektóre pytania, rozwiązanie innych problemów odsunięto na później. Lister zapisywał na tablicy wszystkie ustalenia i wnioski.

Okazało się, że kobieta z przepaską na oku jest specjalistką od wizji lokalnych z Karoliny Północnej. Nazywała się Flynn Coe i stała się ośrodkiem zainteresowania w początkowej fazie dyskusji, dotyczącej czynności, które podjęto i których nie podjęto albo wykonano niewłaściwie w miejscu zbrodni. Wykazała głęboką znajomość zgromadzonych dowodów i zaniedbań, domyśliłem się więc, że przed dzisiejszym spotkaniem przestudiowała policyjne raporty.

Ku memu wielkiemu zaskoczeniu, Russ Claven był patologiem sądowym z Uniwersytetu Johna Hopkinsa w Baltimore. Próbowałem zrozumieć wszystkie niuanse zawarte w pytaniach rzucanych pod jego adresem, a dotyczących wstępnej sekcji zwłok, przechowywania tkanek i wpływu długotrwałego zamrożenia na ludzkie ciała. Na szczęście większość tych zagadnień nie miała dla mnie żadnego znaczenia.

Starałem się dowiedzieć jak najwięcej o innych stałych członkach Locarda. Wśród obecnych w pokoju było kilku agentów FBI, w tym kierownik laboratorium kryminalistycznego, oraz specjalista od włosów i włókien, który miał głowę łysą jak kolano. Doliczyłem się dwóch prokuratorów – jednego federalnego i jednego z Maryland, dwóch detektywów z wydziału zabójstw, naukowca z Northeastern University, specjalisty od balistyki, który wyglądał zbyt młodo, aby mógł zajmować wyższe stanowisko w jakimś instytucie, specjalisty od analizy dokumentów, sądowego dentysty i sądowego antropologa, a także paru policjantów, których specjalizacji nie udało mi się rozszyfrować. Był też sądowy psychiatra, który wyglądał na gościa prowadzącego teleturnieje, oraz A. J., także biegła sądowa. Dwie czy trzy osoby odzywały się za rzadko, aby można było ustalić ich specjalizację.

Padło kilka pytań pod adresem A. J., która już wcześniej przejrzała archiwa FBI w poszukiwaniu podobnych zbrodni w innych okręgach jurysdykcyjnych. Kilkoro członków Locarda upierało się, że na bliższą analizę zasługują dwa zabójstwa młodych ludzi – jedno popełnione w Arizonie, a drugie w Teksasie – w których stwierdzono obcięcie ręki. Odniosłem wrażenie, że A. J. wątpi w związek tych zbrodni z analizowaną przez nas sprawą. Fakt, iż chciała mi powierzyć sporządzenie psychologicznych portretów obu dziewczyn, świadczył, że nie wierzy w teorią seryjnego mordercy.