Выбрать главу

Przyglądałam się wchodzącym na parkiet parom; było wśród nich bardzo niewielu dobrych tancerzy. Zauważyłam mężczyznę, który tak płynnie przebierał stopami, że jego korpus zdawał się tkwić w miejscu, i kobietę stąpającą tak lekko, że przypominała piórko na wietrze. Romantyczna muzyka przywodziła na myśl Moskwę – Szanghaj. Pomyślałam o tym, jak tańczyłam z Dymitrem w tych ostatnich dniach, gdy wybaczyłam mu romans z Amelią.

Jak bliski mi się wtedy wydawał. O wiele bardziej, niż kiedy byliśmy młodsi i tuż po ślubie. Zastanawiałam się, czy z Dymitrem moje życie na uchodźstwie byłoby łatwiejsze. Drgnęłam. Czyż nie po to ludzie biorą ślub? Żeby podtrzymywać się na duchu?

Zaczęłam myśleć, że nasz związek był złudzeniem pod każdym względem. Przecież w innym wypadku Dymitr nie zrezygnowałby ze mnie tak łatwo, prawda?

– Witam – usłyszałam znajomy głos.

Uniosłam wzrok i ujrzałam uśmiechniętego Adama Bradleya.

– Podobał ci się występ? – zapytał go Charles.

– Owszem – powiedział. – Chociaż nie mam przekonania do kobiet, które mogłyby pokonać mnie w zapasach.

– Daj spokój – roześmiała się Judith. – Co się stało z twoją dziewczyną z wyścigów?

– Cóż, miałem nadzieję że Ania ze mną zatańczy, a ona będzie zazdrosna. – Adam przyjrzał się mojej sukni.

– Jeśli jej ojciec się o tym dowie, skończysz ze złamanym nosem, Adam – stwierdziła Judith. – Pozwolę Ani zatańczyć z tobą tylko dlatego, że to dobra okazja do zaprezentowania sukni.

Adam zaprowadził mnie na zatłoczony parkiet. Odpędziłam od siebie smutne myśli o Dymitrze. Nie miało sensu psuć sobie wieczoru żalami nad czymś, czego nie mogłam zmienić, a ponura mina nie pasowała do sukni, która przyciągała pełne podziwu spojrzenia pozostałych tancerzy. Wyróżniała się kolorem na tle innych czarnych, białych i pastelowych sukienek. W światłach klubu szyfon lśnił niczym perła.

– Przebywanie w twoim towarzystwie dobrze wpłynie na moją karierę. – Adam rozejrzał się wokół. – Wszyscy się na nas gapią.

– Mam nadzieję, że nie z powodu rozpiętego suwaka – zażartowałam.

– Poczekaj, sprawdzę. – Przesunął dłonią po moich plecach i położył ją bardzo nisko.

– Adam! – Sięgnęłam i poprawiłam jego rękę. – To nie była zachęta.

– Wiem. – Uśmiechnął się. – Nie chcę ściągać sobie na głowę gniewu Judith i Betty.

Zespół zaczął grać wolniejszy utwór i Adam już miał mnie poprowadzić, gdy nagle usłyszałam jakiś głos z boku:

– Mogę prosić o następny taniec?

Uniosłam wzrok i ujrzałam starszego mężczyznę o szerokich brwiach i kwadratowej szczęce. Wystająca dolna warga upodabniała go do życzliwego buldoga. Oczy Adama niemal wyskoczyły z orbit.

– Eee, jasne – odparł. Ze sposobu, w jaki mnie trzymał, wywnioskowałam jednak, że nie jest zachwycony.

– Nazywam się Harry Gray – przedstawił się mężczyzna, prowadząc mnie z wdziękiem w tańcu. – Żona wysłała mnie tutaj z dwoma poleceniami: miałem uwolnić panią od Adama Bradleya i dowiedzieć się, kto szył pani suknię.

Ruchem brody pokazał mi kobietę przy stoliku nieopodal parkietu.

Miała na sobie suknię słomkowego koloru z wyszywaną pajetkami górą, siwe włosy zaczesała w kok na karku.

– Dziękuję – powiedziałam. – Chętnie poznam pana żonę.

Kiedy taniec się skończył, Harry poprowadził mnie do stolika, gdzie czekała na nas jego małżonka. Przedstawiła się jako Diana Gray, redaktorka działu kobiecego w „Sydney Herald”. Kątem oka ujrzałam jakiś ruch, a kiedy zerknęłam w tamtą stronę, zobaczyłam, że Judith gapi się na mnie znad menu, z kciukiem wyciągniętym do góry.

– Jak się pani miewa, pani Gray? – powiedziałam. – Nazywam się Ania Kozłowa. Dziękuję, że wysłała pani męża na ratunek.

– Wszystko, byle uratować tak piękną dziewczynę ze szponów Adama Bradleya. Może pani usiądzie, Aniu?

Z trudem oderwałam oczy od Diany. Była przepiękną kobietą.

Nie miała makijażu, oprócz odrobiny ciemnoczerwonej szminki, a w jej głosie pobrzmiewał wyraźny akcent, który wzięłam za angielski. To, że prawidłowo wymówiła moje imię, zrobiło na mnie wrażenie.

– Adam to mój sąsiad – wyjaśniłam jej. – Mieszka nade mną.

– Mieszka pani na Potts Point? – Harry usiadł obok mnie, plecami do parkietu. – To w pobliżu Cross. Pewnie wie pani wszystko o bohemie. Zatem nie czuła się pani zbyt zaszokowana dzisiejszym występem?

W Moskwie – Szanghaju widywałam bardziej nieprzyzwoite rzeczy, ale nie podzieliłam się z nim tym spostrzeżeniem.

– No cóż, jestem pewna, że po występie Louise Tricker mnóstwo ludzi umknie pod bezpieczne skrzydła klubów Prince’s i Romano’s – stwierdziła ze śmiechem Diana.

– Co jakiś czas dobrze poczuć wstrząs. – Harry oparł dłonie na stole. – Temu krajowi przydałby się porządny kopniak. Cudownie, że kierownik tego klubu postanowił zaryzykować.

– Mój mąż to prawdziwy patriota i ukryty buntownik z bohemy – wyjaśniła Diana. – Jest bankierem.

– Cha! – zaśmiał się Harry. – Proszę opowiedzieć mojej żonie o sukience. To ją z pewnością zainteresuje.

– Zaprojektowała ją Judith James – odparłam, zerkając na Harry’ego. – To Australijka.

– Naprawdę? – Diana wstała i pomachała komuś po drugiej stronie parkietu. – Nie słyszałam o niej, ale chyba powinniśmy zamieścić zdjęcie sukni w gazecie.

Dziewczyna z krótkimi włosami i w kosztownym stroju przepchnęła się do stolika, ciągnąc za sobą fotografa. Serce zamarło mi w piersi. Chyba nawet Judith nie liczyła na zdjęcie w gazecie.

– Chcemy zdobyć zdjęcie Morleyów, zanim wyjdą – wyjaśniła dziewczyna Dianie. – Jeśli je przegapimy, będziemy jedyną gazetą bez tej fotografii.

– W porządku, Caroline, ale najpierw zrób zdjęcie Ani w tej pięknej sukni – powiedziała Diana.

– Jakiej Ani? – zapytała dziewczyna, nawet na mnie nie patrząc.

– Kozłowej – odparła Diana. – Pośpiesz się, Caroline.

Caroline wydęła wargi jak nadąsane dziecko.

– Zostały nam tylko dwie klatki. Nie możemy sobie pozwolić na marnotrawstwo. I tak kolor nie wyjdzie w gazecie, a to największy atut tej sukienki.

– Największym atutem tej sukienki jest dziewczyna, która ma ją na sobie – stwierdziła Diana. Wypchnęła mnie na parkiet i upozowała z Harrym. – Dzięki temu obejmiesz całą suknię – wyjaśniła fotografowi.

Robiłam co w mojej mocy, żeby nie zmarnować ujęcia. Spojrzałam na stolik Judith i Charlesa. Judith nie mogła usiedzieć na krześle i wymachiwała rękami.

Potem, już w pracowni, kiedy przebierałam się w swoją bawełnianą sukienkę, nalała nam po kieliszku brandy.

– Kopciuszek po balu – westchnęłam.

– Byłaś boska, Aniu. Dziękuję ci. Sukienkę dam ci w prezencie. Tylko niech poleży tu jeszcze z tydzień na wypadek, gdyby ktoś chciał ją obejrzeć.

– Nie mogę uwierzyć, że trafi do gazet – westchnęłam.

Judith drgnęła na fotelu i uniosła kieliszek.

– Nie spodziewałam się, że aż tyle osiągniemy. Nie wtedy, kiedy pieczę nad wszystkim sprawowała ta suka Caroline, redaktorka rubryki towarzyskiej.

Usiadłam obok Judith i wsunęłam buty.

– O kim mówisz? – zapytałam.

– Caroline Kitson nie umieszcza w swojej rubryce nikogo, kto nie zaspokoi jej ambicji. Bardzo się cieszę, że Diana Gray cię polubiła. Będzie opowiadała o tobie i sukni, a to dobre dla nas wszystkich.

Pocałowałam Judith na dobranoc i wróciłam do domu. Nogi bolały mnie od tańca, powieki opadały ze zmęczenia. Kiedy wśliznęłam się w ciemnościach do sypialni, Irina usiadła na łóżku i zapaliła światło.

– Nie chciałam cię obudzić – powiedziałam ze skruchą.

– Nie obudziłaś. – Uśmiechnęła się do mnie. – Nie mogłam zasnąć, więc postanowiłam na ciebie zaczekać. Jak było?

Usiadłam na łóżku. Czułam się wyczerpana i chciałam spać, ale w ostatnich tygodniach spędzałam mnóstwo czasu z Judith i zupełnie zaniedbałam Irinę, więc miałam poczucie winy. Poza tym brakowało mi jej towarzystwa. Opowiedziałam jej o występie i Dianie Gray.

– Ten nocny klub wydaje się porządnym miejscem – stwierdziłam. – Powinnaś iść tam na przesłuchanie.

– Tak myślisz? – zastanowiła się Irina. – Betty zaproponowała mi, żebym śpiewała w barze w sobotnie popołudnia. Bar na King Street ma szafę grającą, Betty chce czegoś bardziej chwytliwego. Nawet zamierza kupić pianino, żeby babcia mogła grać.

Pomysł wydawał się znakomity, ale pamiętając o niedawnym zainteresowaniu Iriny Nowym Jorkiem, zastanawiałam się, dlaczego nie zareagowała z większym entuzjazmem na moją propozycję.

Rozumiałam, że chce pomagać Betty, ale równie dobrze mogła śpiewać w profesjonalnym nocnym klubie. Poradziłaby sobie z indywidualnymi występami. Była nie tylko piosenkarką, – miała w sobie coś z gwiazdy oraz więcej kobiecości i seksapilu niż Louise Tricker.

– Aniu, muszę ci coś powiedzieć – oznajmiła.

Jej wahanie mnie zaniepokoiło. Z jakiegoś powodu pomyślałam, że znowu zacznie mówić o wyjeździe do Ameryki, chociaż wydawała się szczęśliwa w Australii.

– Nie chcę, żeby Betty wiedziała, dobrze? Jeszcze nie teraz.

– W porządku. – Poczułam ucisk w gardle.

– Witalij i ja jesteśmy w sobie zakochani.

Jej wyznanie zupełnie mnie zaskoczyło. Patrzyłam na nią w milczeniu. Wiedziałam, że dobrze dogaduje się z Witalijem, ale nie przypuszczałam, że będzie z tego coś więcej niż przyjaźń.

– Wiem. Dziwi cię to – stwierdziła. – Jest niemądry i niezbyt przystojny. Ale jest uroczy i go kocham.

Błysk w jej oku uświadomił mi, że to prawda. Ujęłam dłoń Iriny.

– Nie mów tak – odezwałam się. – Bardzo lubię Witalija. Po prostu mnie zaskoczyłaś. Nigdy nie mówiłaś, że ci się podoba.

– Powiedziałam ci teraz – zauważyła z uśmiechem.