– O nie, sztormanie! – zaprzeczyła z porywem. – Czyż mogłam kochać anioła?! Uwielbiałam go, a jego słowa nosiłam w sercu i pamięci jak najdroższy skarb! Do czasu spotkania się z wami znałam dwoje ludzi dla mnie najdroższych. Byli to Lilit i Eryk
Tornwalsen.
Stara Edda nauczyła mnie marzeń, Eryk nauczył dążenia do szczęścia… Wy…
– Mówcie o sobie! – przerwał jej Pitt.
– Wkrótce po odjeździe Eryka powrócił z łowów stary Waege, mój mąż – ciągnęła dalej Elza. – Czułam, że przygląda mi się bacznie i podejrzliwie; drwił z syna i przeklinał rojne miasta – siedzibę ohydy i grzechu. Milczałam, bo cóż mogłam powiedzieć i po co? Zresztą po odjeździe Eryka zobojętniałam do reszty, cała żyłam w myślach, zamiarach i marzeniach… Odbywała się we mnie wielka walka jakichś nie znanych mi dotąd, wrogich sił. Cóż znaczyły dla mnie słowa Waege Tornwalsena?! Słuchałam ich tak, jak się słucha szmeru padającego deszczu, nie usiłując wynaleźć w nim treści, doszukać się zrozumiałego dźwięku, wyrazu. Waege przypłynął ze swymi szkutami razem z młodym szyprem… nazywał się Olaf Nilsen. Miał wtedy własny mały szkuner i trudnił się przewożeniem kontrabandy;
Elza umilkła, pogrążona we wspomnieniach.
– Olaf Nilsen swymi czarnymi oczami przejrzał nasze życie od razu i spotkawszy mnie na brzegu morza, rzekł: „Elzo Tornwalsen! Jesteś smutna i samotna w domu starego garbusa. Wykupię ciebie od męża, a jeżeli nie zechce pieniędzy, zaczekam na niego nad urwiskiem, niech przychodzi z nożem lub siekierą. Będzie walka i któryś z nas wygra."
– Cóż powiedzieliście, Elzo, kapitanowi? – przerwał zaciekawiony sztorman.
– Zapytałam go, czy może dać mi. inne życie niż Waege Tornwalsen? Odpowiedział, że jest też prostym jak dzikie skały człowiekiem, włóczęgą morskim, ale że będzie się mną opiekował. Ja zaś nie tego, sztormanie, pragnęłam! Umiem sama pokierować szkutą, ożaglować ją i narychtować cały takielunek do ostatniej wanty i barduny, w spotkaniu z pijanymi majtkami dam sobie radę jak mężczyzna. Ja chcę takiego życia, w którym każdy dzień jest inny, w którym ludzkie czyny jaśnieją jak gwiazdy na czarnym niebie!…
– Opowiadajcie dalej, Elzo, opowiadajcie o tym, co się z wami stało później! – prosił Pitt.
– Olaf Nilsen, chociaż otrzymał moją odmowę, przychodził do nas często, w milczeniu przyglądał mi się, myślał i czekał. Gdy wychodziłam z zagrody, zawsze widziałam Olafa. Nie podchodził jednak-do mnie, z daleka tylko śledził mnie. Tymczasem tęsknota za nowym życiem pożerała mnie. Nie spałam po nocach, aż spostrzegł to Waege. Zasypał mnie najstraszliwszymi obelgami i przekleństwami, oskarżał o zdradę z Erykiem i Olafem, aż porwany wściekłością rzucił się na mnie i zaczął bić… Wyrwałam się mu i uciekłam z domu…
Sąsiedzi-rybacy odwieźli, mnie do domu rodziców, ukryłam się w chacie Lilit… Mąż znalazł mię wkrótce i opierając się na naszych obyczajach, zabrał i przywiózł na Austvaagóy… Pierwszego zaraz wieczoru związał mnie sznurem i groził torturami, jeżeli nie powiem mu prawdy. Nie miałam przed nim winy, więc do zdrady przyznać się nie mogłam! Zaczął mnie wtedy bić i dusić… Na moje krzyki ktoś wysadził drzwi i wbiegł do domu. Był to Olaf Nilsen… Zwolnił mnie, podszedł do Waege Tornwalsena i rzekł: „Mógłbym cię rozdeptać jak gada, stary garbusie, ale nie chcę tego. Chcę ubić interes z tobą! Elza już nigdy nie będzie dla ciebie żoną, więc odstąp mi tę kobietę. Nic od niej nie żądam, chcę, żeby była wolna. Dam ci za nią tysiąc talarów holenderskich w zlocie… Namyśl się!"
Długo milczał Waege, aż uśmiechając się złośliwie, rzekł: „Zgoda! Przynoś talary za godzinę na przylądek Norgo. Będę tam czekał na ciebie!" – „Dobrze! – odparł Olaf. – Lecz pamiętaj, że za jedną łzę Elzy zabiję ciebie, spalę twój barłóg i na dno puszczę twoje szkuty!"
W nocy Waege z zasadzki postrzelił Nilsena, a powróciwszy do domu, związał mnie, bił i znęcał się przez długi czas. Po kilku dniach dopiero mąż zostawił mnie samą, a wtedy przegryzłam sznury, wybiegłam z domu i chociaż na Hadselfiordzie była silna dmą, rzuciłam się do wody i popłynęłam na przeciwną stronę, aby uciec z domu Tornwalsena jak najdalej, chociażby na dno morza… Już fale zalewały mnie, już traciłam siły, gdy dojrzeli mnie ludzie z „Witezia" i uratowali. Od tej pory jestem tu i czekam dnia, w którym przyjdzie postanowienie, co mam z sobą uczynić.
– Po wyleczeniu ran – mówiła dalej cichym głosem kobieta – Olaf Nilsen przyłapał Waege Tornwalsena i zmusił go do wydania na papierze obietnicy rozwodu ze mną za tysiąc funtów angielskich, lecz gdy Nilsen, zarobiwszy je, przywoził pieniądze na umówione miejsce i dawał sygnał strzałem, Tornwalsen nie zjawiał się i nigdzie nie można go było znaleźć. Wtedy Olaf Nilsen pisał na skale list do Waege, obiecywał mu podwójną nagrodę, prosił, aby przyjął ją i wydał obiecany papier, lecz już trzy razy na próżno oczekiwał Olaf Nilsen starego Tornwalsena na skale Norgo. Znęca się Waege, zamyśla cośzłego… wiem to!
Umilkła Elza, milczał też sztorman, a zmarszczki uporczywej myśli poorały mu czoło. Nareszcie podniósł oczy i spytał:
– Cóż zamierzacie, Elzo, uczynić, gdy będziecie wolną, bo mogę wam pomóc w tym? Istnieje prawo i sądy.
– Chciałam być na razie w bezpieczeństwie przed pościgiem Tornwalsena i nie należeć do niego, teraz- chcę więcej… Chcę zamieszkać w wielkim, wspaniałym mieście, gdzie spotkać można władców dusz i serc ludzkich, gdzie bogacze rozrzucają tłumowi skarby swych myśli i porywów, gdzie święci wskazują drogi ku prawdzie!
– Po co wam to wszystko, Elzo? – z uśmiechem rzekł Pitt. – W wielkich, zgiełkliwych zbiorowiskach ludzkich trudno wam będzie znaleźć wymarzonych przez was władców, bogaczy ducha i świętych; zamiast nich znajdziecie błaznów, zbrodniarzy, zdrajców i lalki o zgniłych duszach i pustych sercach. Po co wam to?
Elza podniosła się i patrząc w oczy sztormanowi, dobitnym głosem spokojnie rzekła:
– Gdy patrzyłam na Eryka Tornwalsena, serce bilo mi uwielbieniem, bo daleki był dla mnie… Z nieba przybyszem był Eryk Tornwalsen. Odszedł i po nim została… saga świetlana we wspomnieniach… Gdy słucham was i patrzę na was – w sercu moim budzi się miłość, bo jesteście jasny i sprawiedliwy, lecz zrodziła was ziemia i nieszczęście, rozjaśniła męka i tęsknota… tak jak i mnie samą…
– Elzo… – zaczął Pitt, lecz ktoś trzeci stanął przy tapczanie i rozległ się ponury głos kapitana:
– Milczcie, mister Siwir! Milczcie i słuchajcie, aż ona dopowie wszystko, bo w tym zawiera się jej i moje życie!…
Dziwna w tej chwili stała się rzecz. Oto tych troje ludzi pozostało w zupełnym spokoju. Nikt się nie przeraził, nie zmieszał i nie wybuchnął gniewem.
Widocznie w duszach ich od dawna z chaosu myśli i miotających się uczuć wyłoniło się postanowienie niezłomne, przypieczętowane krwią serca.
– Pójdę do wielkiego miasta, będę patrzyła, słuchała i uczyła się, aby być godną was, Pitt Hardful! – rzekła twardym głosem Elza. Może po latach poznacie moje serce i moje myśli i jeżeli życie nie rozłączy nas, zapytam was, Pitt Hardful, czy nie macie miłości dla mnie.
Pitt zapanował nad sobą i spokojnym głosem odpowiedział:
– Dziękuję wam za serce, Elzo! Za szczerość zapłacę szczerością. Nie jestem ani jasnym, ani sprawiedliwym, jak myślicie! Byłem błaznem życiowym, lalką bez serca i duszy, byłem nawet zbrodniarzem… Teraz nic nie posiadam w swym sercu oprócz żądzy zemsty. Tak -zemsty! Gdym opuszczał więzienie, wszyscy, nawet moi najbliżsi, odwrócili się ode mnie, jak od ohydnego płazu! Wtedy postanowiłem zmusić ich, aby uznali mnie nie za równego sobie, lecz za wyższego… I oto czynię wszystko po temu! Chcę wielką pracą, igraniem ze śmiercią, uczciwą myślą i. siłą wybić się na szczyt i spoglądać na dół, gdzie ludzie będą się płaszczyli przed aresztantem numer 13! To jest pierwszy szlak mego życia… Co później uczynię z sobą? Uspokoję się i utonę wśród gawiedzi miejskiej? W porywie pogardy dokonam nowej zbrodni? Zniechęcony i wstrętem objęty puszczę sobie kulę w skroń? Czy znajdę w sobie siły do dalszego życia? Nie wiem, nic nie wiem!…
– Słyszałaś, Elzo? – szepnął Nilsen. Wszyscy spuścili głowy i milczeli długo.
– Słyszałam! – odpowiedziała. – Będę czekała do chwili, aż ugną się przed wami wszyscy, co skrzywdzili was, Pitt Hardful, a gdy dowiem się, że żyjecie, zapytam was o swój los.
– Niech tak będzie! – z jękiem wyrwały się słowa z szerokiej piersi Norwega. – Niech będzie! Lecz gdy Pitt Hardful nie znajdzie nic w swym sercu dla ciebie, Elzo, ja cię o swój los zapytam wtedy po raz ostatni, Elzo!…
– Dobrze, Olafie Nilsen! – rzekł kobieta.
Na tym rozmowa się skończyła. Myśleli każde o swoim.
– Przyjaciele – rzekł słabym głosem Pitt – czy nie uważacie, że ludzie są najnieszczęśliwszymi istotami na ziemi? Lada przyczyna, burzy ich życie i miota nim jak łodzią na fali! Do życia Elzy Tornwalsen wdarł się złotowłosy Eryk i pognał ją, jak dmą szturmowa, ku nieznanemu brzegowi. Elza zmieniła na mękę życie Olafa Nilsena. Ja, nic o tym nie wiedząc, wdarłem się w życie was obojga i na nowe pchnąłem was szlaki… My – jak ptaki przelotne, co żyją radośnie i pogodnie do chwili, aż usłyszą brzmiące pod obłokami głuche trąbienie odlatujących na południe żurawi… Wtedy wszystko się zmienia, bo już majaczy przed beztroskimi ptakami daleka, znojna wędrówka, nieraz w objęcia śmierci…