Выбрать главу

– Chodzi pan z Jessicą Cever?

– Tak.

– Lubię jej książki.

Skinął głową.

– Kocha ją pan?

– Bardzo.

– Więc czego pan pragnie?

– Czego pragnę?

– Od życia. O czym pan marzy?

Uśmiechnął się.

– Żartuje pani, prawda?

– Przechodzę do sedna. Czego pan pragnie, Myron? Proszę zaspokoić moją ciekawość.

Spojrzała na niego z prawdziwym zainteresowaniem. Poczuł, że się czerwieni.

– Chcę się ożenić z Jessicą – odparł. – Zamieszkać na przedmieściach. Wychować dzieci.

Usiadła wygodniej, jakby usatysfakcjonowała ją ta odpowiedź.

– Naprawdę?

– Tak.

– Jak pańscy rodzice?

– Tak.

Uśmiechnęła się.

– To miłe.

– Proste – odparł.

– Nie wszyscy jesteśmy stworzeni do prostego życia, nawet jeżeli go pragniemy. Skinął głową.

– Głęboka myśl. Choć nie bardzo rozumiem jej sens.

– Ja również. – Zaśmiała się niskim, gardłowym śmiechem, miłym jego uchu. – Niech pan mi powie, gdzie pan poznał Wina.

– W college’u. Na pierwszym roku.

– Po raz ostatni widziałam go, gdy miał osiem lat. – Linda Coldren łyknęła wody mineralnej. – Ja miałam wtedy piętnaście i od roku, choć trudno w to uwierzyć, chodziłam z Jackiem. Przy okazji, Win uwielbiał Jacka. Wie pan o tym?

– Nie.

– Naprawdę. Wszędzie snuł się za nim jak cień. Jack był wtedy wyjątkowym palantem. Wyżywał się na innych. Był strasznie złośliwy. Czasem wręcz okrutny.

– Ale pani się w nim zakochała?

– Miałam piętnaście lat – odparła, jakby to wyjaśniało wszystko.

I może wyjaśniało.

– Jaki był Win jako dziecko?

Od kolejnego uśmiechu pogłębiły się jej zmarszczki wokół ust i oczu.

– Próbuje pan go rozgryźć? – spytała.

– Po prostu jestem ciekaw.

Ukłuty prawdą jej słów, raptem zapragnął cofnąć to pytanie, lecz było za późno.

– Win w dzieciństwie nie był szczęśliwy. Jakoś zawsze… – urwała, szukając właściwego słowa – trzymał się z boku. Nie potrafię wyrazić tego inaczej. Nie był narwany, ekscentryczny ani agresywny, nic z tych rzeczy. Jednak coś z nim było nie tak. Już jako dziecko chodził własnymi drogami.

Myron skinął głową. Wiedział, co miała na myśli.

– Ciotka Cissy jest taka sama.

– Matka Wina?

Linda skinęła głową.

– Jeśli chce, potrafi być lodowata. Nawet w stosunku do Wina. Zachowuje się, jakby nie istniał.

– Ale chyba rozmawia o nim. Przynajmniej z pani ojcem.

Potrząsnęła głową.

– Kiedy zaproponowała ojcu, żeby skontaktował się z Winem, wymieniła imię syna po raz pierwszy od lat.

Myron nic nie powiedział. W powietrzu znów zawisło oczywiste pytanie: co zaszło pomiędzy Winem i matką? Ale go nie zadał. Ta rozmowa zaszła i tak za daleko. Wypytywanie się byłoby niewybaczalną zdradą. Gdyby Win chciał mu się z tego zwierzyć, zrobiłby to.

Rozmawiali, nie zdając sobie sprawy z upływającego czasu. Głównie o Chadzie, o tym, jakim jest synem. Jack nadal trzymał się dobrze i prowadził ośmioma punktami. Z gigantyczną przewagą. Gdyby ją stracił, przegrałby sromotniej niż dwadzieścia trzy lata temu.

Namiot zaczął pustoszeć, a oni gadali w najlepsze. Zauroczony intymnością rozmowy, Myron skonstatował, że uroda Lindy zapiera mu dech. Na moment zamknął oczy. Nie działo się nic takiego. Jeżeli nawet czuł do niej jakiś pociąg, to dlatego, że miał przed sobą typową dziewicę w potrzebie, a więc był to klasyczny przypadek, niewykraczający poza ramy politycznej (nie wspominając o jaskiniowej) poprawności.

Tłum już się rozszedł. Od dłuższego czasu nikt się nie pojawił. W pewnej chwili do namiotu zajrzał Win. Na ich widok uniósł brew i wycofał się.

Myron sprawdził godzinę.

– Muszę iść – powiedział. – Mam spotkanie.

– Z kim?

– Z Tadem Crispinem.

– Tu, w Merion?

– Tak.

– Długo to potrwa?

– Nie.

Linda zaczęła bawić się pierścionkiem, przypatrując się mu, jakby go szacowała.

– Pozwolisz, że zaczekam? – spytała. – Zjemy razem kolację.

Zdjęła okulary. Oczy miała zapuchnięte, lecz spojrzenie stanowcze i skupione.

– Dobrze.

W domu klubowym spotkał się z Esperanzą. Zrobiła znaczącą minę.

– O co chodzi? – zagadnął.

– Myślisz o Jessice? – spytała podejrzliwie.

– Nie, a dlaczego pytasz?

– Bo znów masz tę przyprawiającą o mdłości, miłosno-tęskną minę. Sam wiesz. Taką, że mam ochotę zwymiotować ci na buty.

– Chodźmy – powiedział. – Tad Crispin czeka.

Spotkanie nie przyniosło rezultatu, ale do niego przybliżyło.

– Kontrakt, który podpisał z Zoomem, jest o dupę potłuc – oceniła Esperanza.

– Wiem.

– Crispin cię lubi.

– Pożyjemy, zobaczymy – odparł Myron.

Przeprosił ją i szybko wrócił do namiotu. Linda Coldren siedziała na tym samym krześle, w królewskiej pozie, tyłem do niego.

– Lindo?

– Już ciemno – powiedziała cicho. – Chad nie lubi ciemności. Chociaż ma szesnaście lat, wciąż nie gaszę światła na korytarzu. Na wszelki wypadek.

Myron nie poruszył się. Gdy odwróciła się w jego stronę i ujrzał jej uśmiech, miał wrażenie, że coś wwierca się mu w serce.

– Kiedy Chad był mały – ciągnęła – nie rozstawał się z czerwonym plastikowym kijem golfowym i piłką do wiffle’a. Dziwne. Właśnie taki pojawia mi się w myślach przed oczami. Z tym małym czerwonym kijem. Dłuższy czas nie mogłam przywołać tego obrazu. Teraz Chad jest już prawie mężczyzną. Ale odkąd zniknął, widzę go jako małego, szczęśliwego chłopczyka, który na dziedzińcu za domem uderza w piłki do golfa.

Myron skinął głową i wyciągnął rękę.

– Chodźmy, Lindo – rzekł łagodnie.

Wstała. Ruszyli w milczeniu. Nocne niebo było tak jasne, że wyglądało jak mokre. Miał ochotę wziąć jej dłoń. Ale nie zrobił tego. Doszli do jej wozu, odbezpieczyła pilotem zamek i otworzyła drzwiczki. Myron, który zaczął okrążać samochód, nagle się zatrzymał.

Na siedzeniu kierowcy leżała koperta.

Zamarli na kilka sekund. Koperta była brązowa, na tyle duża, by pomieścić zdjęcie formatu dwadzieścia na dwadzieścia pięć centymetrów, płaska, nieco wybrzuszona pośrodku.

Linda Coldren spojrzała na Myrona. Chwycił kopertę za brzeg i uniósł ją w górę. Na odwrocie drukowanymi literami napisano:

OSTRZEGAŁEM NIE SZUKAJCIE POMOCY

TERAZ CHAD ZA TO ZAPŁACI

JESZCZE RAZ WEJDZIECIE NAM W PARADĘ

BĘDZIE ZNACZNIE GORZEJ.

Na klatce piersiowej Myrona zacisnęły się stalowe obręcze strachu. Powoli opuścił dłoń i dotknął kłykciem wypukłości. W dotyku przypominała glinę. Ostrożnie rozciął kopertę i odwrócił. Na siedzenie wypadła jej zawartość.

Odcięty palec odbił się od skóry i znieruchomiał.

Rozdział 18

Myron wpatrywał się w niego, oniemiały.

O mój Boże, mój Boże, mój Boże…

Zdjęty panicznym strachem, zadygotał, zdrętwiał. Jeszcze raz przeczytał ostrzeżenie na kopercie. To twoja wina, Myron, twoja wina! – usłyszał wewnętrzny głos.

Obrócił się ku Lindzie. Oczy miała szeroko rozwarte, rozedrganą dłonią zakrywała usta.