Выбрать главу

Myron pokręcił przecząco głową.

– Prawie trzy tygodnie temu zaginęli dwaj siedmiolatkowie, Billy Waters i Tyrone Duffy. Zniknęli, wracając ze szkoły do domu na rowerach. Policja przesłuchała niejakiego Kevina Morrisa, który kręcił się koło tej szkoły. Lecz pan Morris, dobrze znany policji z licznych oskarżeń o perwersję, w tym molestowanie, miał bardzo bystrego adwokata. Z braku dowodów, mimo bardzo mocnych poszlak – w pojemniku na śmieci blisko jego domu znaleziono rowerki chłopców – wyszedł na wolność.

Myron poczuł chłód w sercu.

– Co to za nowe fakty? – spytał.

– Zeszłej nocy policja otrzymała informację.

– Późno w nocy?

Win znowu ponownie utkwił w niego oczy.

– Bardzo późno.

Zapadła cisza.

– Zdaje się, że ktoś widział, jak Kevin Morris grzebie zwłoki w przydrożnym lesie pod Lancaster – dodał Win. – Policja je wczoraj odkopała. Wiesz kogo znaleźli?

Myron znów pokręcił głową, bojąc się otworzyć usta.

– Billy’ego Watersa i Tyrone’a Duffy’ego. Zabitych, zgwałconych i okaleczonych tak, że media przemilczały szczegóły. Policja zebrała na miejscu dość dowodów, by aresztować Kevina Morrisa. Odciski na skalpelu. Plastikowe worki identyczne z tymi w jego kuchni. Nasienie w ciałach chłopców zgodne na podstawie wstępnego badania z jego kodem genetycznym.

Myron wzdrygnął się.

– Nikt nie wątpi, że skazanie pan Morrisa jest pewne – dokończył Win.

– No a co z osobą, która dostarczyła informacji? Będzie świadkiem?

– Dziwna rzecz. Ten mężczyzna zadzwonił z automatu, nie podał nazwiska. Nikt nie wie, kto to może być.

– Ale policja złapała Morrisa?

– Tak.

Myron i Win spojrzeli sobie w oczy.

– Aż dziw, że go nie zabiłeś – rzekł Myron.

– W takim razie nie znasz mnie dobrze.

Zarżał koń. Win odwrócił głowę w stronę wspaniałego zwierzęcia. Na moment twarz mu się zmieniła, jakby był w rozterce.

– Co ona ci zrobiła, Win?

Win wciąż patrzył na konia. Wiedział, o kogo pyta Myron.

– Co ona ci zrobiła, że tak jej nienawidzisz?

– Przesadzasz, przyjacielu. Nie jestem aż taki nieskomplikowany. Nie tylko matka odpowiada za mój charakter. Człowieka nie kształtuje jedno wydarzenie, a ja wcale nie jestem tak stuknięty, jak zasugerowałeś. Jak każdy sam sobie wybieram bitwy. Walczę często, częściej od innych, zwykle po właściwej stronie.

Stoczyłem walkę o Billy’ego Watersa i Tyrone’a Duffy’ego, ale nie chcę walczyć za Coldrenów. To mój wybór. Uszanuj to. Nie popychaj mnie do walki ani nie wiń, że nie mam na nią ochoty.

Myron nie wiedział, jak zareagować. Było coś przerażającego w tym, że rozumiał chłodną logikę Wina.

– Win?

Win oderwał wzrok od konia.

– Mam kłopoty – rzekł Myron, słysząc w swym głosie desperację. – Potrzebuję pomocy.

– Gdyby tak było, dobrze wiesz, że bym ci pomógł – odparł cicho Win z niemal cierpiącą miną. – Ale ty wcale nie jesteś w sytuacji, z której nie mógłbyś łatwo się wyplątać. Wycofaj się. Zrezygnuj z tej sprawy. Nie uchodzi, żebyś wciągał mnie w nią wbrew mej woli, wykorzystywał w taki sposób naszą przyjaźń. Tym razem odpuść sobie.

– Przecież wiesz, że nie mogę.

Win skinął głową.

– Jak powiedziałem, każdy wybiera sobie bitwy – zakończył, idąc do swojego wozu.

Kiedy Myron wszedł do domku gościnnego, Esperanza wołała właśnie:

– Bankrut! Skuś, babusie! Bankrut! Stanął za nią. Oglądała Koło Fortuny.

– Co za chciwe babsko! – Wskazała ekran. – Wygrała ponad sześć tysięcy i kręci dalej. Nie znoszę takich!

Koło zatrzymało się na błyszczącym napisie 1000 $. Kobieta poprosiła o literę B. Wyskoczyły dwie. Esperanza jęknęła.

– Wcześnie wróciłeś – powiedziała. – Myślałam, że zjesz kolację z Lindą Coldren.

– Z kolacji nici.

Wreszcie się obróciła i spojrzała mu w twarz.

– Dlaczego?

Opowiedział. W miarę jak go słuchała, jej śniada skóra bladła.

– Potrzebujesz Wina – orzekła, kiedy skończył.

– Nie pomoże mi.

– Czas przełknąć męską dumę i poprosić go. Ubłagać, jeśli trzeba.

– Już to zrobiłem – odparł. – Wyjechał.

Chciwe babsko w telewizorze dokupiło samogłoskę. Zawsze go zdumiewało, dlaczego zawodnicy, którzy najwyraźniej znają hasło, mimo to dokupują samogłoski. Żeby tracić pieniądze? Zdobyć pewność, że rywale też znają odpowiedź?

– Ale ty tu jesteś – dodał. Esperanza spojrzała na niego.

– No i?

Dobrze znał prawdziwy powód jej przyjazdu. Przez telefon powiedziała, że w pojedynkę nie idzie mu za dobrze. To świadczyło wymownie, po co tak naprawdę opuściła Nowy Jork.

– Chcesz mi pomóc? – spytał.

Chciwe babsko pochyliło się, zakręciło kołem, a potem zaczęło klaskać i pokrzykiwać: „Dawaj, dawaj tysiąc!”. Rywale kutwy też klaskali w dłonie. Tak jakby życzyli jej wygranej. Dobre sobie!

– Co mam zrobić? – odparła.

– Wyjaśnię ci po drodze. Jeżeli ze mną pojedziesz. Obserwowali spowalniające koło. Kamera zrobiła najazd.

Przesuwająca się coraz wolniej strzałka zatrzymała się na słowie BANKRUT. Widownia jęknęła. Chciwe babsko wciąż się uśmiechało, choć minę miało, jak po mocnym ciosie w żołądek.

– To omen – powiedziała Esperanza.

– Dobry czy zły? – spytał Myron.

– Tak.

Rozdział 19

Dziewczyny wciąż tkwiły w galerii. W gastroramie. Przy tym samym stoliku. Zadziwiające. Długie letnie dni wabiły rozsłonecznionym niebem i śpiewem ptaków. Były wakacje, a jednak chmary nastolatków siedziały kamieniem w lepszej wersji szkolnej stołówki, przeklinając dzień, w którym trzeba będzie wrócić do szkoły.

Myron pokręcił głową. Narzekał na nastolatków. Nieomylny znak utraconej młodości. Groziło mu, że niedługo skrzyczy kogoś za podkręcenie kaloryferów.

Ledwo wszedł do gastroramy, dziewczyny obróciły się w jego stronę. Czyżby przy wszystkich wejściach zamontowały wykrywacze znajomych? Nie zawahał się. Z maksymalnie surową miną ruszył ku nim, przyglądając się uważnie ich twarzom. W końcu były tylko nastolatkami. Nie wątpił, że winowajczyni się zdradzi.

I zdradziła się. Prawie natychmiast.

Ta, z której wczoraj się nabijały, ta, której zarzuciły, że uśmiechnął się do niej Paskuda. Missy, Messy czy podobnie. Wczorajsze wypadki nabrały sensu. Paskuda wcale nie odkrył, że jest śledzony. Dostał cynk. Wszystko zaplanował. Poinformowała go, że ktoś o niego pyta. Wyjaśniało to jego niby przypadkową obecność wczoraj w galerii.

Zaczekał na przyjazd leszcza i wciągnął go w pułapkę.

– Kurde, co się stało? – spytała, krzywiąc się, dziewczyna z fryzurą a la Elsa Lancaster.

– Ten gość chciał mnie zabić – odparł Myron.

Rozległy się ochy i achy. Twarze rozbłysły z emocji. Większość dziewcząt odebrała tę wieść jak telewizyjny serial na żywo. Tylko jedna, o imieniu Missy, Messy czy jakoś podobnie, zachowała kamienne oblicze.

– Ale bez obawy – ciągnął. – Lada moment go dorwiemy. Za kilka godzin znajdzie się pod kluczem. Policja już po niego jedzie. Wpadłem podziękować wam za współpracę.