Выбрать главу

– Dla niektórych, lecz nie dla właścicieli światowych zasobów wody. Ludzie zapłacą każdą cenę, jakiej zażądamy.

– Owszem, nie mając innego wyjścia. Ale szybko się wyda, jaki z pani potwór.

– Przeciwnie. Gokstad ogłosi, że dzięki zbudowanej przeze mnie flocie tankowców jesteśmy gotowi do transportu wody z Alaski, Kolumbii Brytyjskiej i Wielkich Jezior w inne rejony świata. Kiedy nasze piękne tankowce pojawią się na tym wybrzeżu, zostaniemy okrzyknięci bohaterami.

– Już i tak jest pani bogata ponad najśmielsze marzenia. Po co pani więcej bogactw?

– W sumie świat na tym skorzysta. Zapobiegnę w ten sposób wojnom o wodę.

–  Pax Gokstadiana, narzucony siłą?

– Siła nie będzie konieczna. Nagrodzę tych, którzy mi się podporządkują, a ukażę opornych.

– Skazując ich na śmierć z pragnienia.

– Jeśli zajdzie potrzeba. Pewnie zastanawia się pani, jak się ma do tego pani metoda odsalania.

– Domyślam się, że nie pozwoli pani, aby zepsuła pani szaleńczy plan.

– Przeciwnie, odgrywa w nim bardzo ważną rolę. Nie zamierzam utrzymywać moich tankowców w morzu w nieskończoność. Są one jedynie tymczasowym rozwiązaniem, które przestanie być potrzebne, gdy świat zbuduje infrastrukturę umożliwiającą dopływ wody z czapy lodowej bieguna. Ogromne połacie gruntów rolnych obrócone w pustynię znów ożyją dzięki nawodnieniu na olbrzymią skalę.

– Nikogo nie będzie na to stać.

– Tym łatwiej będzie kupić całe kraje na przymusowej wyprzedaży. A na koniec zbuduję odsalarnie wody według pomysłu Franceski Cabral, w pełni zawiadując ich produkcją.

– Sprzedaną temu, kto da więcej.

– Oczywiście. A oto moja nowa propozycja. Umieszczę panią w laboratorium, dając do dyspozycji wszystko, co potrzeba.

– A jeżeli odmówię?

– Wtedy przekażę pani przyjaciółkę z NUMA braciom Kradzikom. Nie umrze szybko i nie czeka jej przed śmiercią nic dobrego.

– W niczym nie zawiniła. Nie ma nic wspólnego z tą sprawą.

– Ale jest gwoździem, który należy wbić w razie konieczności.

Francesca nie odpowiedziała.

– Skąd wiem, że mogę pani ufać? – spytała po chwili.

– Mnie nie można ufać, doktor Cabral. Powinna pani wiedzieć, że nie wolno ufać nikomu. Ale jako osoba inteligentna orientuje się pani, że ponieważ jest pani dla mnie o wiele cenniejsza niż życie tej kobiety, jestem skłonna dobić targu. Od pani współpracy ze mną zależy, czy ona zachowa życie. Zgoda?

Franceska czuła odrazę do tej kobiety, i do pomysłów zrodzonych w mrocznych zakamarkach jej błyskotliwego umysłu. Brunhilda była megalomanką, tak jak inni tego rodzaju ludzie, całkowicie obojętną na cierpienia niewinnych jednostek. Ale przecież biała królowa nie przetrwałaby dziesięciu lat pośród dzikich łowców głów, nietoperzy wampirów, kąsających owadów i trujących roślin, gdyby nie siła ducha. Była sprytna, przebiegła i podstępna. Żyjąc w dżungli, nabrała cech dzikiego jaguara. A od chwili ucieczki stamtąd pałała żądzą zemsty. Pomyślała, że tę kobietę należy powstrzymać za wszelką cenę.

Ulegle opuściła głowę i załamującym się głosem powiedziała:

– Wygrała pani. Pomogę wdrożyć mój proces.

– Dobrze. Pokażę pani laboratorium, w którym będzie pani pracować. Na pewno zrobi na pani wrażenie.

– Chcę porozmawiać z Gamay. Upewnić się, że nic jej nie jest.

Brunhilda nacisnęła przycisk interkomu i zjawiło się dwóch mężczyzn w ciemnozielonych mundurach. Ku uldze Franceski nie byli to bracia Kradzikowie.

– Zaprowadźcie doktor Cabral do naszego drugiego gościa – poleciła Brunhilda. – A potem wróćcie z nią tu. Ma pani dziesięć minut – oznajmiła Francesce. – Chcę, by natychmiast przystąpiła pani do pracy.

Dwaj strażnicy powiedli Franceskę labiryntem korytarzy do windy i zjechali z nią kilka pięter w dół. Tam kodem cyfrowym otworzyli nieoznakowane drzwi i zostali na zewnątrz. Francesca weszła do małego pomieszczenia bez okien. Gamay siedziała na brzegu polówki, oszołomiona jak bokser, który otrzymał o jeden cios za dużo. Na widok Franceski rozpromieniła się i uśmiechnęła. Spróbowała wstać, ale nogi ugięły się pod nią.

– Dobrze się czujesz? – spytała Francesca, siadając przy niej i otaczając ją ramieniem.

Gamay odgarnęła zmierzwione włosy.

– Nogi mam jak z waty, ale już mi lepiej – odparła. – A co z tobą?

– Dali mi środek pobudzający. Obudziłam się jakiś czas temu. Twój środek nasenny wkrótce przestanie działać.

– Czy ktoś wspomniał, co się stało z Paulem? Kiedy wpadli ci porywacze, był na górze.

Francesca pokręciła przecząco głową.

– Czy domyślasz się, gdzie jesteśmy? – spytała Gamay, starając się nie myśleć o najgorszym.

– Nie. Nasza gospodyni nie chciała powiedzieć.

– Czyżbyś rozmawiała z kimś, komu zawdzięczamy ten komfort?

– Nazywa się Brunhilda Sigurd. To jej ludzie nas porwali.

Gamay chciała coś powiedzieć, ale Francesca wzrokiem nakazała jej milczenie. Bez wątpienia podsłuchiwano ich rozmowę i obserwowano je.

– Mam tylko kilka minut – dodała szybko Francesca. – Chciałam, żebyś wiedziała, że zgodziłam się pracować z panią Sigurd nad procesem odsalania. Musimy tutaj zostać, dopóki go nie skończę. Nie wiem, ile czasu mi to zajmie.

– Będziesz pracować z osobą, która nas porwała?

– Tak – odparła Francesca. – Dziesięć lat życia zmarnowałam w dżungli. Można na tym zarobić mnóstwo pieniędzy, a poza tym wierzę, że dzięki Gokstad mój proces zostanie udostępniony światu w sposób uporządkowany i kontrolowany.

– Czy na pewno tego chcesz?

– O tak, jak najbardziej.

Drzwi odsunęły się w bok i jeden ze strażników dał Francesce znak, że czas iść. Skinęła głową, nachyliła się ku Gamay, uścisnęła ją, a potem szybko wstała i odeszła ze strażnikami. Pozostawszy sama, Gamay rozważyła sytuację. Kiedy ich wzrok spotkał się, Francesca puściła do niej oko. Na pewno. Ucieszyła się, że w zdumiewającym wyznaniu przyjaciółki o współpracy z wrogiem kryje się jakiś fortel, ale nie to było w tej chwili dla niej najważniejsze. Położyła się na polówce i zamknęła oczy. Najpierw musiała odpocząć. A potem pomyśli o ucieczce.

35

Unoszący się wysoko w górze nad kobaltowymi wodami jeziora Tahoe mężczyzna wisiał pod czerwono-białą paralotnią, wydętą jak czasza spadochronu. Przytwierdzony był liną do pędzącej sześćdziesiąt metrów pod nim motorówki z wyciągarką.

Lotniarz włączył radio, które trzymał w ręku.

– Jeszcze jedno kółko, Joe – powiedział.

Kierujący łodzią Zavala pomachał Austinowi ręką, potwierdzając, że usłyszał jego instrukcję. Wprowadził motorówkę w szeroki zakręt, by powrócić wzdłuż brzegu jeziora po jego kalifornijskiej stronie.

Manewr ten otworzył przed Austinem widok na panoramę wód. Jezioro Tahoe rozpościera się na granicy stanów Kalifornia i Nevada w górach Sierra Nevada, trzydzieści siedem kilometrów na południowy zachód od Reno. Otoczone pierścieniem dzikich gór, w zimie pokrytych śniegiem, jest największym wysokogórskim jeziorem w Stanach Zjednoczonych. Leży na wysokości tysiąca siedmiuset metrów w niecce utworzonej przez ruchy tektoniczne, ma pięćset metrów głębokości, trzydzieści siedem kilometrów długości i około dziewiętnastu kilometrów szerokości. Dwie trzecie jego trzystudwudziestokilometrowej powierzchni znajduje się w Kalifornii. Na pomocy wpada do niego rzeka Truckee. Na południu zaś – do sejfów mieszczących się na granicy dwóch stanów kasyn, w których gra się o wysokie stawki – wpływa rzeka pieniędzy. Pierwszym białym odkrywcą tego akwenu był John C. Fremont, podróżnik i kartograf. Dla mówiących po angielsku nazwa, jaką nadali jezioru Indianie z plemienia Washoe, Da-ow, “dużo wody”, brzmiała jak Tahoe i w tej formie się przyjęła.

Zataczając szeroki łuk na paralotni, Austin skupił uwagę na konkretnym odcinku brzegu z ciemnym lasem. Zamiast utrwalać ów widok w niedoskonałej pamięci, wolałby użyć do tego kamery wideo lub aparatu fotograficznego, ale z Gokstad z pewnością pilnie śledzono wszelki ruch w ich pobliżu. Jakakolwiek oznaka zbytniego zainteresowania, w rodzaju obiektywu kamery skierowanego w niewłaściwą stronę, wywołałaby tam alarm.