Ale coś nie dawało jej spokoju. Jakoś nie wyglądało na to, że wydostanie się stąd jest dla Jacobiego sprawą numer jeden. Nakazała komputerowi nawigacyjnemu przenieść Winka z orbity lunarnej w pobliże Quraquy. Wprowadziła obie wersje ostatecznego terminu do swego osobistego chronometru, a zegary na statku przestawiła na czas Świątyni.
Monitor nawigacyjny ostrzegł ją, że za trzydzieści dwie minuty opuszczą orbitę.
Hutch dokończyła kolację, a resztki wrzuciła do tuby próżniowej. Potem włączyła sobie jakąś komedię i rozłożywszy się wygodniej w fotelu, zaczęła oglądać. Zanim włączyły się dopalacze, a statek ruszył z miejsca, ona już smacznie spała.
Obudził ją dzwonek. Przyszedł jakiś przekaz.
Światła były przyćmione. Przespała siedem godzin.
Na monitorze pojawił się Richard.
— Cześć. Jak tam?
— W porządku.
Sprawiał wrażenie zmartwionego — wyglądało na to, że zaraz powie coś, co jej się nie spodoba.
— Słuchaj, Hutch, sprawy tutaj nie mają się najlepiej. Pod Świątynią znajduje się kilka stanowisk. To, którym jesteśmy najbardziej zainteresowani, jest schowane bardzo głęboko, a oni właśnie próbują się do niego dostać. Potrzebujemy maksimum dostępnego czasu. Ten ich wahadłowiec pomieści troje ludzi i pilota. Ustal jakiś harmonogram, żeby wywieźć stąd wszystkich. Ale nam zostaw maksimum czasu na pracę.
Hutch pozwoliła sobie ujawnić własną irytację.
— Richard, to szaleństwo.
— Pewnie tak. Ale wygląda na to, że są już bardzo blisko. Już prawie zeszli do Niższej Świątyni. Hutch, ona powstała w 9000 r.p.n.e. — w tym samym czasie, co konstrukcja na Księżycu. Musimy na to spojrzeć. Po prostu nie możemy jej tak zostawić, kiedy ma zostać zniszczona.
— Myślę, że najważniejszą sprawą jest wydostać się stąd, zanim poziom wód się podniesie — sprzeciwiła się Hutch.
— Wydostaniemy się, Hutch. Ale do tego czasu musimy dobrze wykorzystać każdy dzień.
— Niech to szlag trafi.
Richard posłał jej cierpliwy uśmiech.
— Hutch, nie będziemy ryzykować. Masz na to moje słowo. Ale potrzebuję twojej pomocy. Zgoda?
A ona pomyślała sobie: „Powinnam być wdzięczna losowi, że nie zechciał zostać tu za wszelką cenę, ryzykując, że Kosmik go utopi”. Jego wrodzona ufność w ludzkie poczucie przyzwoitości zwiodła go już niejeden raz.
— Zobaczę, co się da zrobić — odrzekła. — Richardzie, wiesz, kto zawiaduje tu działaniami Kosmika?
— Dyrektorka nazywa się Melanie Truscott. Nic o niej nie wiem. U Henry’ego nie ma wysokich notowań.
— Wcale mnie to nie dziwi. Gdzie ma swoją kwaterę?
— Zaczekaj. — Odwrócił się i chwilę z kimś rozmawiał. — Mają tu stację orbitalną. Można ją wezwać przez stację Kosmik. — Jego oczy zrobiły się podejrzliwe. — A dlaczego pytasz?
— Przez ciekawość. Będę u was za kilka godzin.
— Hutch, ty się w to nie mieszaj — napomniał ją. — Zgoda?
— Już się w to wmieszałam, Richardzie.
Quraquę otaczał wiotki krąg. Widoczny był tylko wtedy, kiedy promienie słoneczne padały nań pod odpowiednim kątem. Wtedy rozbłyskał przelotną urodą tęczy. Pierścień ten w rzeczywistości składał się z kawałów lodu i nie powstał tu w naturalny sposób. Poszczególne bryły zostały przywleczone — a właściwie nadal tu się wślizgiwały — z pierścieni wokół gazowego olbrzyma Bellatrix V. Udało się tam kilka należących do Kosmika holowników, które wyodrębniwszy pojedyncze bryły lodu, popychały je następnie w kierunku Quraquy. Mówiono o nich „śnieżki”. Następnie były przechwytywane przez inne holowniki, stłaczane razem i umieszczane na orbicie wokół Quraquy, aby zostać spożytkowane dla zapewnienia planecie dodatkowych ilości wody. O godzinie zero Kosmik roztopi lodowce na biegunie, a „śnieżki” potnie na konfetti, które następnie zepchnie w dół. Według wstępnych szacunków na Quraquie przez następnych sześć lat będzie padał deszcz. Zasadzi się tu ziemskie rośliny, a jeśli wszystko pójdzie dobrze, na planecie wytworzy się nowy ekosystem. W ciągu pięciu dziesięcioleci mogą zacząć się zgłaszać pierwsi ochotnicy do zasiedlenia miejsca, które będzie wtedy — jeśli już nie rajskim ogrodem — to przynajmniej światem, w którym da się przeżyć. Czujniki Winka wychwyciły już ponad tysiąc orbitujących lodowych brył i dwie, które dopiero się zbliżały.
Hutch była obeznana z wymogami biurokracji, dlatego wiedziała, iż owe pięćdziesiąt lat to bardzo optymistyczne szacunki. Sama podejrzewała, że nikt się tu nie pojawi przez całe nadchodzące stulecie. I przypomniała jej się uwaga, którą powszechnie przypisywano Casewayowi: „Mamy teraz wyścig między cieplarnią na Ziemi a cieplarnią na Quraquie”.
Wink wszedł na orbitę.
Leżący w dole szary świat przedstawiał się niezbyt obiecująco.
Kto mógłby uwierzyć, że tak trudno będzie znaleźć drugą Ziemię? Że w promieniu tych wszystkich lat świetlnych dookoła znajdą tak niewiele? Pinnacle miał stanowczo za dużą grawitację, Nok zamieszkiwała już jedna inteligentna rasa, przed którą ludzie utrzymywali swoje istnienie w ścisłej tajemnicy. A jeszcze inna nadająca się do zaludnienia planeta, o jakiej Hutch słyszała, krążyła wokół niestabilnego słońca. Poza tym nie było już nic.
Poszukiwania, rzecz jasna, będą prowadzone dalej. Ale tymczasem mieli tylko to zimne i niegościnne miejsce.
Stacja Kosmik wyglądała jak jasna gwiazda w południowej części nieba. Była pomniejszoną wersją IMAĆ, okołoziemskiej stacji kosmicznej — dwa bliźniacze koła obracające się w przeciwnych kierunkach, połączone siecią spon i osadzone na grubej osi.
Światła stacji pobladły w blasku odbitym od planety. Zbliżał się do niej jakiś pomniejszy pojazd pomocniczy.
Wpisała do komputera nazwisko Melanie Truscott.
Ur. Dayton, Ohio 11 grudnia 2161.
W 2183 wyszła za Harta Brinkera, potem podjęła pracę jako główna księgowa w banku Caswell & Simms. Małżeństwa nie przedłużono w 2188. Żadnych danych na ten temat.
Tytuł licencjata z astronomii — Wesleyan U. w 2182, tytuł magisterski i doktorski z inżynierii planetarnej na Uniwersytecie Wirginia — odpowiednio: 2184 i 2186.
2185–88 — wykładowca na UW.
2188–92 — aktywnie wspiera walczące organizacje ekologiczne.
2192–93 — Komisarz Regionu Północno-Zachodniego w Departamencie Spraw Wewnętrznych Unii Północnoamerykańskiej.
2193–95 — Doradca ds. Energii Nuklearnej przy Zjednoczonym Świecie.
2195–97 — ustala swoją reputację jako główny projektant zakończonego (częściowym) sukcesem planu rekultywacji basenów: Północnoamerykańskiego i Amazonki.
2197–99 — konsultant wielu organizacji ekologicznych, a także Kosmika.
Publikowała liczne artykuły na temat efektu cieplarnianego i zmiany warunków klimatycznych w oceanach. Od dłuższego czasu agituje za ustawowym ograniczaniem przyrostu naturalnego.
Czterokrotnie aresztowana przy okazji manifestacji ulicznych na rzecz zachowania bagien i ochrony gatunków zagrożonych.
Akapit „Uwagi” ujawnił, że Truscott była członkinią wielu organizacji zawodowych. Nadal działała aktywnie w Międzynarodowym Projekcie na rzecz Rekultywacji Lasów, Fundacji „Ziemia” i Interświecie.
Raz interweniowała, kiedy banda zbirów napadła na starszego mężczyznę w Newarku. Uderzona nożem, wyrwała jednemu z bandziorów pistolet i zastrzeliła go na miejscu.