U ich stóp otwierała się czeluść jakiegoś szybu. Szlak zielonych lampek nurkował tutaj ostro w dół, razem z parą rozedrganych rur, każda o grubości solidnego ludzkiego uda.
— Usuwają piach — wyjaśnił Richard.
Zstąpił z krawędzi, a jego własny ciężar pociągnął go w dół. Hutch odczekała kilka chwil, potem postąpiła tak samo.
— Wchodzimy teraz do Dolnej Świątyni — poinformował ją na miejscu. — Witamy w dziewiątym milenium przed naszą erą. Szyb wycięto w szarej skale.
— Richardzie — zagadnęła — czy naprawdę sądzisz, że gdzieś tu można znaleźć kamień z Rosetty? Jak dla mnie, te plany są trochę na wyrost.
— Niezupełnie. Pamiętaj, tu było skrzyżowanie dróg. Nietrudno uwierzyć, że mogli wyryć na ścianie jakąś modlitwę, epigram lub budującą przypowieść w kilku językach. Prawdę mówiąc, Henry jest przekonany, że tak właśnie zrobili. Prawdziwy problem polega na tym, czy coś z tego zdołało przetrwać i czy będziemy mieli dość czasu, żeby do tego dotrzeć.
Hutch nadal nie mogła dojrzeć dna.
— Ten kamienny mur — ciągnął Richard — to część zewnętrznej palisady. Jesteśmy teraz na zewnątrz wojskowej placówki. — Przed nimi w ścianie szybu otwierał się jakiś tunel. Zielone światełka i obie rury wślizgiwały się weń jak węże. — W tamtych czasach był tuż nad poziomem ziemi. — Popłynął w kierunku wejścia. — Teraz wypompowują stamtąd osady. To rodzaj nieustającej walki. Osady zapełniają to miejsce z powrotem z taką samą szybkością, z jaką się je wypompowuje.
Podążyła za nim do środka tunelu. Daleko w przodzie, przed jego wydłużoną sylwetką, dostrzegła białe światło i jakiś ruch.
— George? — Richard odezwał się teraz we wspólnym kanale. — Czy to ty?
Nad czarną skrzynką siedziała w kucki jakaś ogromna postać. Poruszyła się i podniosła głowę.
— Cholera — odezwała się. — Już myślałem, że przyszliście mnie zmienić. Jak leci, Richardzie?
Hutch słyszała wyraźnie cichy szum maszyn i plusk przepływającej przez nie wody.
— Hutch — zawołał Richard. — To jest George Hackett, nasz inżynier.
Hackett musiał mieć jakieś dwa dziesięć wzrostu. Pracował przy czymś, co z całą pewnością przypominało pompę, i usiłował teraz się przywitać nie odrywając od niej wzroku. Trudno było dojrzeć jego rysy w tym niepewnym świetle, ale głos zabrzmiał przyjaźnie.
— Gdzie twój partner? — zainteresował się Richard.
Hackett machnął ręką w kierunku rur, które ciągnęły się teraz w głąb korytarza.
— Na drugim końcu — rzucił.
— Jesteśmy teraz bezpośrednio nad kaplicą wojskową — Richard objaśnił Hutch. — Próbują wyczyścić komnaty, które są pod spodem.
— Co w nich jest?
— Sami jeszcze nie wiemy — wtrącił George. — Nic właściwie nie wiemy, oprócz tego, że mieszczą się przy zachodnim krańcu palisady. Prawdopodobnie były to wojskowe baraki. Ale mogły też stanowić część samej kaplicy.
— Myślałam, że już do nich dotarliście — zdziwiła się Hutch. — To tam znaleźliście tablice z Tullem, zgadza się?
— Dostaliśmy się zaledwie do niewielkiej części — tłumaczył George. — Ale tu gdzieś jest tego znacznie więcej. A jest duże prawdopodobieństwo, że właśnie nad tym pracujemy.
— Tunel pokrywała wysoka do kostek warstwa mułu. Stali wśród plątaniny elektrycznych kabli, worków na eksponaty, drągów, kilofów i odłamków kamieni.
— Dlaczego ta kaplica jest taka ważna? Poza tym, że mogą tam być próbki z serii kasumelskiej?
George rozmawiał teraz z kimś przez prywatny kanał, jak przypuszczała Hutch, z osobą po drugiej stronie rur. Potem, wyraźnie usatysfakcjonowany, zwrócił się znów do niej. Ciśnienie w rurach wyraźnie zmalało.
— To była placówka jednej z najważniejszych cywilizacji, Hutch, a my nic nie wiemy o tamtych ludziach. Nie wiemy, co było dla nich ważne, jakie mieli zdanie o sobie, co sądziliby na nasz temat. A zwykle to właśnie kaplice i świątynie najlepiej odkrywają nam wartości najwyżej cenione wśród społeczności, które postawiły owe przybytki kultu.
— Chyba nie mówisz tego serio — zdziwiła się Hutch.
— Nie twierdzę, że bezpośrednio. Ale jeśli chcesz wiedzieć, co się dla ludzi najbardziej liczy, poczytaj sobie ich mitologię. W jaki sposób odpowiadają na te najważniejsze z pytań? — Powiedział to z lekkim uśmiechem, łapiąc się na tym, że wpadł w dydaktyczny ton. Hutch miała wrażenie, że jego oczy błądzą po jej sylwetce, ale nie była pewna.
— Hutch — odezwał się Richard. — Henry jest z przodu, w jednym z przedsionków. Tam gdzie znaleźli serię z Tullem. Masz ochotę ją obejrzeć?
— Chyba spasuję — odrzekła. — Kończy mi się czas.
— W porządku. Wiesz, jak wrócić?
— Jasne. — Patrzyła, jak Richard przepływa obok George’a, a potem w głąb tunelu. Kilka chwil później wpłynął za róg i zniknął.
Hutch wsłuchała się w delikatny syk powietrza w butli.
— Jak nam idzie? — zagadnęła.
— Nie najlepiej — uśmiechnął się George.
— Spodziewałam się, że znajdę tu na dole większość ekipy. Gdzie się wszyscy podziali?
— Frank i Linda są z Henrym. Reszta została w Seapoint. Tak naprawdę nie mieliby tu nic do roboty, dopóki nie oczyścimy wszystkiego na dole. Dopiero potem zacznie się właściwe polowanie na próbki kasumelskiego C. Kiedy Maggie… Znasz Maggie?
— Nie.
— Maggie Tufu to nasz egzofilolog. Mamy już kilkaset próbek kasumelskiego C, zebranych z całego terenu. Ale większość z nich to bardzo krótkie, kilkuwyrazowe fragmenty. Kiedy Maggie powie nam, że ma dość próbek, żeby je odczytać, to będzie znak, że możemy się zwijać. — W jego głosie posłyszała znużenie.
— Dobrze się czujesz?
— Ze mną wszystko w porządku. — Rzucił okiem na rury, które teraz zupełnie się zapadły. Były niebieskoczarne, giętkie, co metr przecięte namalowanym srebrną farbą pierścieniem. Pierścienie odbijały światło. Wydawało się, że Hackett nie ma nic innego do roboty, jak tylko siedzieć przy tej maszynie.
— Odbieram dane z monitora Triego — wyjaśnił. — Tri operuje ssawą, a ja siedzę tutaj na wypadek, gdyby Świątynia zawaliła mu się na głowę. Tak żebyśmy od razu wiedzieli. — Odwrócił się do niej i pierwszy raz miała możność przyjrzeć się jego twarzy.
Zwróciła uwagę na oczy, ciemne i kapryśne. Widziała, że jest zadowolony z jej towarzystwa. Okazał się młodszy niż się spodziewała — miał gładkie czoło bez jednej zmarszczki, a całą jego postawę znaczył jakiś ledwo uchwytny rys niewinności. Był przystojny, tak jak przystojni bywają młodzi mężczyźni. Ale ten uśmiech, no i te oczy, dodawały mu jakiejś specjalnej głębi. Wart, żeby nad nim popracować — doszła do końcowego wniosku.
— Czy tu jest bardzo niebezpiecznie? — zapytała. Tunel był dla niego wyraźnie za mały. Poprawił się, próbując przyjąć wygodniejszą pozycję.
— W normalnych warunkach najpierw musielibyśmy podeprzeć to wszystko, ale teraz okropnie nam się spieszy. Już sam fakt, że tu jesteśmy, oznacza złamanie wielu przepisów. Jeśli coś się stanie, ktoś może przypłacić to życiem. — Nachmurzył się. — I wówczas ja będę odpowiadał.
— Ty?!
— Tak.
— No więc zamknij ten cały interes.
— To nie takie proste, Hutch. Najpewniej tak właśnie powinienem zrobić. Ale Henry to desperat.
Eddie Juliana nie miał ochoty tracić czasu na próżno.