Выбрать главу

Udało im się uzyskać około pięciuset próbek tego języka, głównie z dwunastu najważniejszych stanowisk. W większości składały się tylko z kilku zbitek symboli. Za cały kontekst musiała starczyć świadomość (lub tylko założenie), że dany fragment pochodzi z budynków rządu, biblioteki albo z posągu zwierzęcia.

W Dolnej Świątyni tkwił ogromny potencjał. Maggie posiadła już kilka tabliczek, w różnym stopniu kompletnych, przypisanych do tej czy innej kasumelskiej rodziny. Były to prawdopodobnie budujące opowieści, ponieważ towarzyszyły im piktogramy, które dało się przełożyć jako sztormy, morze, dzielność i księżyc. Tak więc mogła coś niecoś odgadnąć. Zrekonstruowała już podstawowy alfabet, a także kilka jego alternatyw, i zaczęła pracę nad słownictwem. Ale rozpaczliwie potrzebowała większej ilości próbek.

Maszyna drukarska stanowiła idealne rozwiązanie dla jej problemu. Powinna dać jej ze dwa lub trzy tysiące liter tekstu. Niesłychane znalezisko. Gdyby tylko mogła je dostać w swoje ręce.

Tego ranka ślęczała nad tabliczką, którą wydobyto prawie dwa lata temu z wykopalisk prowadzonych kilkaset kilometrów w głębi lądu. Maggie zeskanowała ją i wpisała do indeksu, ale nie wysłała razem z coroczną przesyłką dla Akademii.

Tabliczka była prostokątna, szeroka na dłoń, a długa na jakieś dwadzieścia centymetrów. Przedstawiała quraquackiego bohatera Malinara w wieku dziecięcym, który trzymając w dłoni miskę karmi dzikie niedźwiedziopodobne zwierzę z parą kłów i olbrzymich oczu, czemu przygląda się jeszcze inne dziecko. Znała ten mit — zwierzę to horgon, demon w zwierzęcej postaci, który widział wszystko. Horgon to jeden z klasycznych potworów w tutejszej mitologii, stwór, który przywodził na myśl upadłe bóstwo, trochę przypominający szatana. Nikt nie mógł się przed nim ukryć. Nikt nie mógł go pokonać. Ale, jak głosi legenda, potwór oszczędzał dzieci, ponieważ to jedno dziecko odważnie podeszło do niego z miską jedzenia, żeby odwrócić uwagę od swej siostry. Horgon nagrodził dzielność Malinara i już nigdy potem nie atakował dzieci. Ideogram „Dzielność”, który składał się z trzech strzałek w okręgu, widoczny był tuż nad rysunkiem. Potem następowało sześć linijek tekstu. Maggie wierzyła, że udało jej się zidentyfikować niektóre słowa: czasowniki „widzieć” i „podać” oraz rzeczowniki „Malinar” i „horgon”.

Co więcej, tekst potwierdzał niektóre z jej założeń syntaktycznych.

A nie wysłała tej tabliczki do Waszyngtonu dlatego, że rozpoznała grupkę symboli oznaczających horgona skądinąd: stanowiła część napisu w Oz.

Andi wyłączała właśnie cały niepotrzebny już sprzęt elektroniczny, kiedy w drzwiach sali koordynacyjnej pojawił się Karl ze swoim bagażem. Widział, jak piętro niżej Art Gibbs i Sandy Gonzalez zabezpieczają koparkę. Całą resztę sprzętu — pompy, generatory, ślizgacze wniesiono do środka i poskładano w magazynie. Wszyscy zachowywali się tak, jakby Seapoint należało pieczołowicie zabezpieczyć i obłożyć kulkami naftaliny — jakby ktoś miał tu wrócić i podjąć pracę na nowo tam, gdzie ją przerwano.

Normalnie Akademia zabrałaby również cały sprzęt, łącznie z koparkami, łodzią podwodną i samym Seapointem. Ale decyzję o ewakuacji podjęto nagle, nie pytając o zdanie Henry’ego. W konsekwencji ekipa (i jej szefowie z Drugiego Piętra w Waszyngtonie) musiała wybierać między ratowaniem kosztownego wyposażenia a wywiezieniem eksponatów o nie oszacowanej jeszcze wartości. Rzecz jasna, pierwszeństwo miały eksponaty. Karl pełnił akurat dyżur, kiedy Drugie Piętro nakazało Henry’emu pozostawienie osobistego bagażu członków ekipy w Seapoint, żeby zaoszczędzić miejsca na wahadłowcach. Henry miał zbyt wiele życiowego doświadczenia, by się sprzeciwiać, ale zapomniał tego ogłosić.

Karl wszedł do komory łodzi. Była pusta. Przeszedł energicznym krokiem po chodniku, który okalał basen doku, i upuścił swoje bagaże przy torbach Janet.

— Jestem gotowy — powiedział do niej.

Prawie całe pomieszczenie wypełniały kontenery Eddiego. Była ich ponad setka.

— Czy naprawdę to wszystko musimy wlec ze sobą na statek?

— Zaraz przyjadą następne — odparła Janet znużonym głosem. — Karl, co będziesz robił, kiedy wrócisz do domu?

— Mam dostać posadę w Institut von Archaologie — starał się, żeby zabrzmiało to skromnie. Ale oboje wiedzieli, że to prestiżowa propozycja.

— Gratuluję. — Ucałowała go w policzek. — Ja nie wiem, co będę robić. — Już od miesiąca mieli listę oferowanych miejsc pracy. Kilkoro z nich Akademia zatrzyma na własnej liście płac, reszcie spróbuje znaleźć jakieś zajęcie. Większość z nich, tak jak Karl, wyląduje w klasie.

— Chciałabym zostać w terenie — dodała. — Ale lista oczekujących na Pinnacle i Nok jest okropnie długa.

— Dwa lata, jak ostatnio słyszałem — dorzucił Karl. Allegri była cholernie dobrym archeologiem. I doświadczonym. Ale to całkiem podobne do Akademii, że ją zmarnuje, że zaproponuje jej uczenie studentów młodszych lat. — Może zrobią jakiś wyjątek dla ludzi stąd. — Dostrzegli zbliżające się światła łodzi. — Każ Henry’emu, żeby szepnął za tobą słówko.

Woda w basenie zaczęła się burzyć.

— Szkoda tego wszystkiego — powiedziała. — Henry z pewnością zasłużył sobie na coś lepszego.

— On jeszcze nie powiedział ostatniego słowa — odrzekł Karl. — Chce mieć linearne C. I nie byłbym taki pewien, czy go w końcu nie dostanie.

PLIK SIECI BIBLIOTECZNEJ

Jak większość mitycznych herosów, Malinar może mieć odległą podstawę historyczną. Jeżeli tak, to rzeczywistość jest tutaj beznadziejnie przepleciona z baśnią. Bohater ten pojawia się w okresach odległych od siebie o tysiące lat. Jest to niewątpliwie związane z niezwykle długą historią Quraquatczyków i z brakiem postępu technicznego, jaki nastąpił po wyczerpaniu surowców naturalnych i który doprowadził w końcu do efektu teleskopowego: każda następna era zaczęła przypominać dawniejszą.

Choć epoka Malinara poprzedza wzniesienie Knotyjskich Wież o prawie tysiąc lat, wedle mitu odwiedził on to święte miejsce, żeby porozmawiać z Bóstwem. Świątynia stała wtedy na półce skalnej wysoko nad poziomem morza. Znajdujemy się w posiadaniu tabliczki, która zdaje się obrazować to zdarzenie.

Niestety, większość cyklu o Malinarze zaginęła. Nie znamy ani powodów owego spotkania, ani nie wiemy, co z niego wynikło. Wiemy jedynie, że Quraquatczycy nie mogli sobie wyobrazić, aby ich wielki heros nie odwiedził w którymś okresie swego życia imponującej świątyni na północnym wybrzeżu.

Linda Thomas,
„W Świątyni Wiatrów”
Harvard University, 2211

Rozdział 11

Seapoint, środa 14.18

— Szczerze żałuję, że to znaleźliśmy, Hutch. — George Hackett był bardzo zmęczony, ale i tak zdołał jakoś zachować pogodny wygląd. — Gdyby tylko ode mnie zależało, dalibyśmy sobie z tym spokój. Ja już jestem gotowy, żeby jechać do domu.

— Długo tu już jesteś?

— Cztery lata.

— Kawał czasu.

— Dla mnie jak wieczność. — Siedzieli sami we dwójkę w świetlicy, rozkoszując się kawą i grzanką. Za szybami poruszało się morze. — Chyba nie będę już więcej jeździł w teren.