Выбрать главу

— My również przyjęliśmy podobne założenia.

— Jesteś pewna, że ta inskrypcja zawiera słowo „horgon”?

— Do pewnych granic, Richardzie. Żałuję, że nie mogę powiedzieć ci więcej, ale po prostu nie mam możliwości sprawdzenia wszystkiego.

— Te dwie okrągłe wieże są czymś wyjątkowym. Dachy nie są proste — jak reszta dachów w Oz. Wznoszą się dokładnie w kierunku odwrotnym do centrum. Wycelowane są w gwiazdy. Jakiż inny mogły mieć cel niż służyć jako wyznaczniki, za pomocą których wytyczono linię dla wzroku? Poprowadź linię przez środek każdego z dachów, od najniższego punktu do najwyższego — to jest przedłużenie linii prowadzącej z dokładnego, matematycznego środka Oz — i poprowadź dalej, w Kosmos. Pod kątem równym kątowi nachylenia dachu.

— Myślisz, że może tam być jakaś gwiazda, którą wiązano z hor-gonem…

— Psia Gwiazda.

— Tak. Ale jeśli to jest prawda, mnie nic na ten temat nie wiadomo. I nie mam pojęcia, kto mógłby coś wiedzieć.

— David Emory.

— Możliwe. — Nadal sprawiała wrażenie zadziwionej. — Jeżeli to takie proste, po co budowali całą resztę? Dlaczego nie zbudowali samych tylko wież?

— Przypuszczam — odparł Richard — iż można by posłużyć się argumentem, że nie chcieli, aby te wieże zostały przeoczone.

— Ale sądzisz, że jest w tym coś więcej…

— O, tak. Jest w tym coś więcej. — Nie ma co do tego wątpliwości. Niestety.

Wtorek, 10 czerwca, 2202

Drogi Dicku,

…odkrycie sześciennych satelitów mocno wszystkich poruszyło. Do wczoraj panowały wśród nas dość podzielone opinie na temat konieczności odzyskania maszyny drukarskiej George’a. Dziś, kiedy ponad wszelką wątpliwość ustalono związki między Quraquą a Nokiem, wszyscy podejmą każde potencjalne ryzyko, żeby tylko wydostać tę przeklętą rzecz. Tego rodzaju jednomyślność wzbudza we mnie niepokój — nawet kiedy sam ją podzielam.

Skoro więc biurokraci z Kosmika odmawiają nam przesunięcia ustalonych terminów choćby o włos — jest to czysta zbrodnia. Skontaktowałem się nawet z samym komisarzem, ale on powiada, że nic się nie da zrobić. Twierdzi — słusznie, moim zdaniem — że nikt, nie wyłączając mnie, nie przemówi Casewayowi do rozsądku. Historia przeklnie nas wszystkich…

Richard
Richard Wald do swego kuzyna, Dicka.
Otrzymane w Portland, w Oregonie, 30 czerwca

Rozdział 12

Quraqua, czwartek, 19.50

Hutch wioząc następny ładunek eksponatów zabrała na statek Andi, Triego i Arta; Carson wiózł Linde Thomas i Tommy’ego Loughery. Dla Carsona była to już ostatnia dostawa. Kiedy wrócił do Świątyni, Henry wyznaczył go do prac przy tunelu. Eddiego rozłożył atak apopleksji, ale teraz nie liczyło się już nic oprócz maszyny drukarskiej.

Na Winku Hutch znalazła dostateczną ilość rąk do pomocy, mogła więc szybko rozładować wahadłowiec. Jednak cała oszczędność czasu na nic się zdała, kiedy stwierdziła, że musi wymienić przepalony bezpiecznik przy pompie. Dobry mechanik poradziłby sobie z tym w dwadzieścia minut, ale nie Hutch. Doraźne naprawy i konserwacja to problemy, z którymi pilot zwykle niewiele ma do czynienia, a poza tym Hutch w ogóle nie miała smykałki do tego typu prac.

Wystartowała z powrotem, kiedy tylko udało jej się skończyć. Ale straciła okienko, więc czekała ją długa podróż. W czasie kiedy prześlizgiwała się nad Świątynią, torpeda wchodziła właśnie w ostatnią fazę swego lotu w kierunku stacji orbitalnej Kosmik.

Trudności i problemy z załadunkiem, powstałe w wyniku utraty platformy, zmusiły ich do znalezienia odpowiedniego portu. Ediemu udało się zlokalizować półkę skalną, osłoniętą od fal, która niestety znajdowała się w znacznej odległości od Seapointu. Ale wody były tu stosunkowo spokojne i dostatecznie głębokie dla łodzi podwodnej.

Hutch obserwowała teleskopowy obraz stacji orbitalnej, jaki odbierała z Winka, sprawdzała też ich kanały łączności. Nie wykryła nic nadzwyczajnego. Nikt nie rzucał się do ciągników, nic nie zakłóciło rutynowych działań, żadnych przejawów szczególnie wzmożonej aktywności. Jeszcze nie dostrzegli zagrożenia.

Pod nią czekała już łódź podwodna z Eddiem na pokładzie. Nie miał mu kto pomóc, bo wszyscy inni albo kopali tunel, albo byli już na Winku. Na półce piętrzyło się kilkadziesiąt kontenerów, a Hutch żywiła podejrzenia, że Eddie wszystkie przetransportował tu osobiście. Mignęła mu światłami. Mały nieszczęśnik. W najgorszej chwili został zupełnie sam.

Jak to możliwe, że ludzie Truscott nie wykryli jeszcze torpedy? Odpowiedź: wcale nie patrzą. Nie wykryła działania czujników o krótkim zasięgu. Ignorują regulamin. Cholera. Jeśli torpeda zbliży się nie zauważona, przedsięwzięcie zakończy się fiaskiem.

Zgłosiła się Janet z Winka z pytaniem, czy wszystko w porządku.

— Tak. Schodzę teraz do zatoki Eddiego. — Starannie unikały wszelkiej publicznej wzmianki o tym, co naprawdę zaprzątało ich myśli. Zastanawiały się przedtem, czy nie ustalić jakiegoś kodu, ale uznały, że to zbyt niebezpieczne.

Ich oczy spotkały się, a podniecenie Janet poważnie groziło wybuchem.

— Tu wszędzie cicho — powiedziała, co miało znaczyć: ona też niczego nie zaobserwowała.

Trzy minuty później Alfa wylądowała, dokładnie wtedy, kiedy Janet łączyła ją z Winka ze stacją orbitalną. Z ekranu przywitało ją wołowate spojrzenie Harveya Silla.

— O co chodzi, Winckelmann?

— Mówi Hutchins. Przykro mi, że przeszkadzam, ale wydaje mi się, że możecie mieć kłopoty.

Przekrzywił głowę tak, żeby móc jej się przyjrzeć spod półprzymkniętych powiek.

— Prowadzicie skanning o krótkim zasięgu?

— Oczywiście, że prowadzimy. — Popatrzył gdzieś poza ekran. Majstrował przy konsolecie. Coś do kogoś powiedział.

— Jedna z waszych śnieżek mogła się obluzować. Sprawdźcie na północnym wschodzie, w odległości około dwóch i pół tysiąca kilometrów.

— Chwileczkę, Winckelmann. — Westchnął. Czuła wyraźną przyjemność słysząc, jak z jego głosu znika ton pogardy, zastępowany stopniowo zainteresowaniem, a w końcu konsternacją.

— Jestem zaskoczona, że nie prowadzicie namiarów — rzuciła niewinnie. — To poważne uchybienie.

— Sukinsyn. — Jego głos podniósł się o oktawę. — Skąd u licha się tam wziął?!

Wzruszyła ramionami, ale on wcale już na nią nie patrzył. Wyciągnął rękę przed siebie, poza zasięgiem ekranu.

— Cholera, Luise. — Zaczął gwałtownie stukać w klawiaturę, potem wskazał komuś wyciągniętym palcem. — Tam. No, tam. — Rzucił okiem na Hutch. — Dziękuję pani. — I ekran pociemniał.

— Dajcie mi znać — odpowiedziała mu Hutch w ciszy swej kabiny — jeśli mogę w czymś pomóc.

Truscott znalazła się w centrum operacyjnym w niecałą minutę. Wciąż jeszcze rozbrzmiewały dzwonki alarmów, a wszystkie kanały łączności wypełniły się rozgorączkowanymi głosami.

— To nie pomyłka? — Wpatrzyła się intensywnie w obiekt, zwielokrotniony teraz na dwunastu ekranach sytuacyjnych, kontrolnych.

Harvey Sill otarł wargi wierzchem grubej dłoni.

— Nie, naprawdę leci i jest coraz bliżej. Jak jakaś cholerna bomba.