Выбрать главу

— Pozwólcie, że przez chwilę przyjmę na siebie rolę adwokata diabła. Być może rozmawiamy tu o cywilizacji, która ma za sobą dwadzieścia tysięcy lat rozwoju. A być może więcej. Czy ktoś tu naprawdę wierzy, że możemy tak spokojnie się podkraść, popatrzeć sobie i zniknąć — nie zauważeni?

— Wcale nie jesteśmy pewni, czy mają za sobą dwadzieścia tysięcy lat rozwoju — odparowała Janet. — Mogła być stagnacja. Albo jakiś wiek ciemnoty.

Carson zgodził się z nią w zupełności.

— Możemy sobie wyobrażać najrozmaitsze możliwości. Po prostu zastosujemy zwykłe środki ostrożności. A potem będziemy improwizować na miejscu.

Maggie była wyraźnie poirytowana.

— Dlaczego rasie o wysokim poziomie rozwoju miałoby przeszkadzać, że zawędrowaliśmy w tamte rejony? Dla mnie to przejaw arogancji i głupoty. Proponuję, żebyśmy wywiesili flagi i podjechali prosto pod frontowe drzwi. Żadnych podchodów. Przez to od razu nabiorą do nas większego szacunku.

— Może i masz rację, ale wszystko co mówisz, stoi w wyraźnej sprzeczności z rozkazami, które otrzymałem. W związku z tym nie będziemy tak robić.

Hutch oficjalnie nie była członkiem ekspedycji, dlatego zachowywała ostrożność w wyrażaniu swoich opinii. Niemniej czuła się odpowiedzialna za bezpieczeństwo statku.

— Sądzę — wtrąciła — że powinniśmy poważnie rozpatrzyć możliwość wrogiej reakcji.

— Nie będą dla nas żadnym zagrożeniem — obstawała przy swoim Maggie.

Janet popatrzyła badawczo znad filiżanki z herbatą.

— A niby dlaczego?

— Jeśli są na wysokim szczeblu rozwoju, muszą być także racjonalni. A nieuzasadniona wrogość jest działaniem irracjonalnym. Natomiast jeśli nie są tak dobrze rozwinięci, ich wrogość nie powinna mieć dla nas większego znaczenia. — Mówiła tonem znękanego wykładowcy.

George przysłuchiwał się w milczeniu. Potem zapytał, jakie jest zdanie Akademii w tej sprawie.

— Czego od nas oczekuje Horner? Czy istnieje jakaś rzeczywista przesłanka, że to będą Twórcy Monumentów?

— Ed wie na ten temat tyle samo co my — odpowiedział mu Carson.

— Ja udzielę ci natychmiastowej odpowiedzi — rzuciła Maggie. — Jeżeli rzeczywiście ktoś żyje na Beta Pac, to na pewno nie są to Twórcy Monumentów.

Hutch była zdumiona i zirytowana pewnością, jaka dźwięczała w głosie Maggie.

— Na jakiej podstawie tak sądzisz? — zapytała.

— To może być co najwyżej ta sama rasa — wyjaśniła Maggie. — Ale Twórców Monumentów już nie ma. Tak jak nie ma już antycznej Grecji. Chodzi mi o to, że nikt już nie lata po Galaktyce, żeby budować Monumenty. Od tysięcy lat! Ale istnienie Monumentów wykazuje, że kiedyś musiała być taka starożytna i stabilna cywilizacja. Ktoś tu życzy sobie pospekulować na temat dziejów cywilizacji, która przetrwała dwadzieścia tysięcy lat? Czy rozwinie się jeszcze bardziej? Czy może skarleje? Czy wybierze jakąś trzecią drogę w swoim rozwoju?

— Przypomnijcie sobie Chiny — dodała Janet. — Albo Egipt. Albo Indie. Z naszego doświadczenia wynika, że długowieczność nie zawsze wychodzi na dobre.

Nieco później Hutch wzięła Carsona na stronę.

— Omówmy na razie ten najgorszy z możliwych scenariusz. Co się stanie, jeśli dolecimy i zostaniemy natychmiast zaatakowani?

— Dlaczego o to pytasz?

— Najpierw odpowiedz.

— Zwiewamy.

— Dobra. Ale powinieneś mieć świadomość, że kiedy wskoczymy w przestrzeń przy Beta Pac, będziemy potrzebowali minimum czternastu godzin, żeby ponownie załadować silniki. Nie uda się tak od razu zwiać. Bez względu na wszystko.

Pokiwał głową.

— W porządku. Możemy mieć tylko nadzieję, że nie będzie żadnych problemów.

Hutch nie zapomniała Maggie jej szczerych chęci do poświęcania życia innych. Sama nie lubiła chować długo urazy, a jej odpowiedzialność zawodowa nie pozwalała ujawniać własnych odczuć. Zawarła więc pakt sama ze sobą: zaakceptuje Maggie Tufu, z tym jednakże zastrzeżeniem, że w krytycznej sytuacji nie będzie zbytnio polegać na jej sądzie.

Z czworga jej pasażerów tylko Maggie kwalifikowała się jeszcze jako obca. W Świątyni nie miały ze sobą zbyt wiele do czynienia, podobnie podczas podróży z Quraquy.

Była dosyć uprzejma, niemniej widziała wszystko poprzez pryzmat uproszczeń lub ironii i chyba nie brała na serio nic, co nie dotyczyło bezpośrednio jej pracy.

Pomimo jej obecności członkowie załogi, w przeciwieństwie do wielu innych, jakich zdarzało się wozić Hutch, nie próbowali dezintegrować grupy. Nikt nie trzymał się na uboczu, nikt nie spędzał nadmiernie dużo czasu w swojej kabinie, nikt nie zagrzebał się w cybersieci tak, żeby o wszystkim zapomnieć. Po kilku dniach dołączyła do nich nawet Maggie, pozbywszy się nieco swojej arogancji. Z czasem zaczęła brać udział w luźno prowadzonych rozmowach, choć było jasne, że niezbyt ją to frapuje. Ujawniła też niezwykły talent do pokera. Carson wykrył, że przejawia nawet zainteresowania militarne. George zauważył, że tutaj okazała się o wiele bardziej towarzyska niż kiedykolwiek przedtem na Quraquie, a Hutch zastanowiło, czy przypadkiem nie jednoczy ich świadomość, że razem jadą w nieznane.

Co wieczór zbierali się po kolacji i rozmowy toczyły się na rozmaite tematy. Tutaj jakoś problemy Ziemi wydały im się bardziej kliniczne, łatwiej było znaleźć dla nich rozwiązanie. Układano plany, jak zapobiec klęskom głodu, jak zredukować liczebność populacji, jak raz na zawsze położyć kres wojnom i międzynarodowej rywalizacji, jak radzić sobie z problemem seksu wśród nieletnich, jak poprawić działalność szkół publicznych. Zgodzili się jednakże, że we wszystkich swych planach zbyt często bazują na radykalizmie. Między gwiazdami człowiek wykazywał mniej tolerancji dla nieporządku.

Debatowali nad tym, czy jest możliwe, aby struktura socjalna pozostała nienaruszona przez dziesiątki tysięcy lat. Janet twierdziła, że tego rodzaju stabilizacja musiałaby wskazywać na „cholernie absolutystyczną sztywność zasad. To miejsce musiałoby być dosłownie piekłem”.

Rozmawiali o Twórcach Monumetów i o załamaniach. Aż w końcu zaczęli mówić o sprawach, które miały dla nich największe znaczenie. Hutch dowiedziała się, że kobieta z fotografii u Carsona uciekła ze sprzedawcą systemów zabezpieczających, że Maggie chorobliwie boi się śmierci, a Janet miała kłopot ze znalezieniem sobie jakiegoś rozsądnego mężczyzny. „Nie mam pojęcia dlaczego” — wyznała, a Hutch doszła do wniosku, że to musi być prawda. Większość znanych jej mężczyzn czułaby się zagrożona przy Janet Allegri, w jej obecności nigdy nie mogliby poczuć się swobodnie.

George — doszła do wniosku — chce osiągnąć tak wiele, żeby pewna młoda kobieta, która porzuciła go kilka lat temu, pożałowała swego kroku.

A Hutch? Nie była pewna, co mogło jej się wymknąć. Starannie unikała wzmianki o Calu, nie rozmawiała też o Richardzie. A Janet wyznała jej po latach, że po raz pierwszy zaczęła ją rozumieć właśnie wtedy, bo opisała strach i upokorzenie, jakie czuła, kiedy Janet wzięła na siebie rozprawę z biegusem. „Obiecałam sobie, że już nigdy nie będę stała z boku” — cytowała ją Janet. I dodała od siebie: „To mi się spodobało”.

Jeżeli chodzi o misję, jeden problem wydawał się kluczowy: czy Twórcy Monumentów — jeśli rzeczywiście nimi są — pamiętają swoją wizytę w Układzie Słonecznym, dni własnej chwały?

— Oz — rzucił stanowczo George, kiedy poproszono go o sformułowanie pytania do obcych. — Chcę wiedzieć, po co zbudowali Oz.