— Teraz i zawsze — odparł. Odpowiedź była tak nienaturalna, że omal się nie roześmiała. Ale on dodał uroczyście: — Mówię poważnie, Hutch.
Co czekało ich na Beta Pac? Może zaproszą ich do uczestnictwa w Lidze Galaktycznej? Albo otrzymają historię i szczegółowy atlas Mlecznej Drogi, z dokładnym opisem wszystkich cywilizacji, punktów widokowych i miejsc na camping. Carson rozłożył się wygodnie w fotelu, nogi oparł o blat.
— Jak myślicie, w jaki sposób jednostka należąca do takiej kultury zdefiniowałaby spełnienie? — zapytał. — Czego mogliby chcieć w życiu?
— Tego samego co my — odparła Janet.
George pociągnął łyk ciemnoczerwonego wina.
— A co to niby miałoby być? — zapytał.
— Władza — odrzekła. — I miłość.
— Nie możemy tego wiedzieć na pewno — sprzeciwił się Carson. — Właśnie dlatego nazywamy ich obcymi.
Hutch siedziała z otwartą książką na kolanach.
— Ale przecież jesteśmy w stanie zrozumieć obce mitologie, przynajmniej te, z którymi zetknęliśmy się dotychczas; co potwierdza, że rządzą nami podobne motywy. — Jeszcze raz przyszedł jej na myśl Iapetus i widziane tam na górskiej grani ślady. — Ja twierdziłabym, że żyją tak jak my — żeby coś osiągnąć. Żeby coś zrobić. I chcą, aby inni poznali ich dzieło. O to właśnie chodzi w Monumentach.
Iluminatory w ścianach były otwarte, a światła z kabiny igrały po otaczającej statek mgle. Zawsze miało się poczucie, że coś się tam znajduje, tuż za zasięgiem wzroku. Hutch przypomniała się stara historia o pilotach, którzy wyszli na zewnątrz w czasie lotu w nadprzestrzeni, a potem od czasu do czasu słyszeli głosy.
George dotrzymywał umowy i zachowywał odpowiedni dystans. Cieszyła się, że rozumiał potrzebę dyskrecji i zapanował nad instynktem posiadania, który zwykle dochodzi do głosu w następstwie aktu miłosnego. Drugiego razu nie było. Oboje mieli zbyt dużo doświadczenia, żeby nie wiedzieć, do czego może doprowadzić tworzenie się par w tak niewielkiej grupie i podczas tak dalekiej wyprawy. Zatem starali się utrzymać wobec siebie tę samą radosną przyjacielskość co wobec reszty. Wymagało to sporego wysiłku, przynajmniej ze strony Hutch.
W przeciwieństwie do jej życia osobistego, Wink sunął gładko przez welony mgły. Ani razu nie zadrżał, ani razu się nie zatrząsł ani nie przyśpieszył. Żaden z wewnętrznych systemów nie zwiększył tempa, no i oczywiście nie otrzymywał żadnych przekazów z zewnątrz.
Hutch uwielbiała robić symki ze swoją załogą. Sama sportretowała serię romansów związanych z cynicznymi antybohaterkami, jak Margo Colby w „Błękitnym świetle” albo lisa w „Casablance”. W pierwszym George oczarował ją jako Antoine, w drugim Carson wykazał niezwykłą wrażliwość jako Rick. (Ukazał tutaj te stronę osobowości, jakiej nigdy u niego nie podejrzewała. A była doprawdy bliska łez, kiedy George-Antoine zostawił ją i ruszył na spotkanie śmierci pod Moskwę.)
Carson upodobał sobie szczególnie widowiska historyczne o dużej perspektywie. Wyglądał świetnie — nawet jeśli był nieco przyciężki — jako Antoniusz pod Akcjum, okrakiem na białym rumaku, w rzymskim hełmie, na którym migotały słoneczne refleksy. Maggie — wszyscy się zgodzili — była naprawdę rewelacyjna jako Kleopatra. Kiedy zaś wybór należał do niej, Maggie nieodmiennie sięgała po pełne napięcia seriale Maclvera Thomsona, w których znakomicie odgrywała damy w opałach. (Hutch uderzyło odkrycie, że najbardziej wyintelektualizowany członek ich załogi wybiera właśnie thrillery.) I, Bóg świadkiem, była w nich świetna: przewrzeszczała cały „Teraz świt”, ścigana przez członków krwiożerczej sekty; uciekała przed demonicznym klownem Napoleonem w opuszczonym wesołym miasteczku w „Śmiechu wśród mroków”; i walczyła z morderczym mnichem Teodozjuszem we „Wszystkim co cesarskie”, podczas gdy jej przyszły wybawiciel, globtroter i łowca przygód Jack Hancock (George) próbował się pozbierać po paskudnym ciosie w głowę i po ataku ze strony dwóch orłów, jaki musiał odeprzeć na wieży.
Janet wyspecjalizowała się w kobietach, które zeszły na złą drogę. Odtworzyła postać Lady Macbeth z taką dozą złej radości, że sama oglądając poczuła dreszczyk. (Oglądanie znajomych w klasycznych rolach nadawało temu doświadczeniu dodatkowy wymiar, pod warunkiem, że grali dobrze. Wszystko zależało od ilości energii i pasji, jaką wkładali w przygotowanie obrazu.) Janet odegrała też rolę spiskującej Mary Parker w „Drogach do Rzymu” i Katarzynę w „Bovalindzie”.
— Lubisz władzę — zauważył Carson, kiedy przejmowała kontrolę nad konsorcjum metalurgicznym, knując zarazem spisek mający na celu zgładzenie męża, nieudolnego kooperanta.
— No. — Jej twarz cała płonęła. — Cholerna racja.
Hutch natomiast odkryła u siebie coś tego wieczoru, kiedy oglądali „Wszystko co cesarskie”. Jest tam niczym nie skrępowana scena miłosna w skalnym basenie w środku opuszczonego klasztoru. I właśnie wtedy Hutch poczuła nieprzyjemny ucisk w piersi, kiedy zobaczyła zbliżenie George’a — jej George’a! — przewalającego się z Maggie w długim, podwodnym uścisku. Oczywiście, to nie był naprawdę George ani Maggie nie była prawdziwą Maggie. To nie były nawet ich ciała — oba podmioty dostarczyły jedynie swoich w pełni odzianych obrazów i zarysów osobowości, a komputer wygenerował resztę. Ale mimo wszystko Hutch czuła, że robi jej się gorąco, i nie mogła nad sobą zapanować, żeby nie zerknąć ukradkiem na Maggie, która wyraźnie dobrze się bawiła. Podobnie jak George, który siedział obok, patrząc z uśmieszkiem.
Beta Pacifica była odrobinę mniejsza niż Słońce i nieco chłodniejsza. Źródło sygnału zlokalizowano jakieś piętnaście AU od samej gwiazdy.
— Powinniśmy się zmaterializować jakieś pięćdziesiąt tysięcy kilometrów od naszego celu — oznajmiła Hutch, kiedy czekali na sygnał z nawigacji, że zaraz zacznie się skok.
— Nie uderzymy w niego, co? — zaniepokoiła się Janet.
— Małe szansę — uśmiechnęła się Hutch. — Pięćdziesiąt tysięcy kilometrów to dużo przestrzeni. Już bardziej prawdopodobne jest, że wysiądą naraz oba hazeltiny.
— To mnie niezbyt uspokaja — odparła Janet. — Zakładasz, że to stacja. A co będzie, jeśli źródłem jest planeta?
— Nie istnieje jakiekolwiek przyzwoite prawdopodobieństwo — odpowiedział jej Carson. — Zresztą, jeżeli detektory masy wypatrzą jakąś istotną studnię grawitacyjną, odwołają skok. Zgadza się? — przeniósł wzrok na Hutch.
— Zgadza się — potwierdziła.
Carson wywołał mapę gwiezdną.
— Jesteśmy z powrotem na starych śmieciach — powiedział. Częściowo to się zgadzało — Pinnacle, Quraqua, Nok i układ Beta Pac były zlokalizowane wzdłuż krawędzi Ramienia Oriona.
— Skończyła się zabawa — oznajmiła Janet, kiedy zbliżyli się na odległość kilku godzin do swego terminu. — Czas brać się do pracy.
PLIK SIECI BIBLIOTECZNEJ
(Scena 221 ze „Wszystkiego co cesarskie”: Ann Holloway jest niesiona przez olbrzymiego mnicha — brata Teodozjusza — podziemnym przejściem do wykutej w skale komnaty. Kobieta jest oszołomiona i ledwie zaczyna odzyskiwać przytomność, kiedy on kładzie ją na ziemi. Ona ma na sobie wieczorową suknię, częściowo rozerwaną tak, że odsłania jedno ramię i część piersi. Brat Teodozjusz, posłuszny swoim ślubom, nie wykazuje zainteresowania. Zdejmuje swoją szarfę i związuje nią kobiecie ręce. Potem wlecze ją po podłodze w stronę metalowego pierścienia w ścianie.)