Выбрать главу

Na pobliskim ekranie pojawił się obraz Billa.

— Marcelu? Nadeszła wiadomość tekstowa.

„Wendy” unosiła się w pobliżu artefaktu, choć Marcel wolałby wrócić na orbitę, żeby być jak najbliżej rozbitków. Nie mógł jednak zrobić nic, tylko patrzeć, więc poszedł na rękę badaczom, którzy chcieli przebywać blisko gigantycznego artefaktu. Unosili się więc o kilka metrów od niego, a instrumenty statku mierzyły go, oglądały, skanowały i sondowały.

Nie mieli odpowiednich urządzeń laboratoryjnych, żeby zbadać próbki na pokładzie, ale próbowali określić punkty topnienia i wrzenia, ciepło właściwe i przewodnictwo cieplne, gęstość, moduł Younga, moduł odkształcenia postaciowego i objętościowego. Chcieli wyznaczyć rozszerzalność i wytrzymałość, przewodnictwo elektryczne i przenikalność magnetyczną w różnych temperaturach, przy różnych natężeniach i częstotliwościach. Chcieli się dowiedzieć, jaka jest szybkość rozchodzenia się dźwięku i załamanie fali przy różnych częstotliwościach. Beekman i jego ludzie zaczęli sporządzać wykres naprężeń i wytrzymałości. Marcelowi wiele to nie mówiło, ale badacze z otwartymi ustami wpatrywali się w wyniki.

— Wyświetl.

DO: NCA „WENDY JAY”

OD: NCK „ATHENA BOARDMAN”

TEMAT: RAPORT O STATUSIE

DO KPT. CLAIRVEAU. LECIMY ZGODNIE Z PLANEM, ZA KILKA MINUT DOKONAMY SKOKU. POKŁADOWY LĄDOWNIK BĘDZIE PRZYGOTOWANY I GOTOWY DO LOTU. MARCELU, JESTEŚ MOIM DŁUŻNIKIEM.

— Będzie odpowiedź?

— Powiedz mu, że jestem mu winien obiad.

XII

Nic nie zabija apetytu tak skutecznie jak wyrok śmierci.

Gregory MacAllister „W obronie pobożnych” (Dzieła wybrane)
Czas do rozpadu (prognoza): 252 godziny

Była prawie osiemnasta, czterdzieści dwie minuty od skoku w przestrzeń transwymiarową, gdy Penkavic zarządził inspekcję lądownika i wrócił do swojej kajuty. Właśnie wszedł, kiedy Eve, SI „Boardmana”, zameldowała, że wszystko jest w porządku.

Na statku robiło się cicho. Wielu pasażerów udawało się na spoczynek. Wspólna sala opustoszała, w salach rozrywkowych zostały tylko dwie albo trzy osoby. Mała grupa techników i klimatologów siedziała w sali zielonej, oddając się rozgrywce RPG — pewnie potrwa to do rana. Kilku biologów siedziało w sali kontroli projektu, kłócąc się o procedury zaopatrzeniowe, a kilka innych osób zebrało się na oddalonej Werandzie Apollina, gdzie można było popatrzeć na gwiazdy.

Penkavic był bardziej zdenerwowany konfrontacją z Helmem, niż był skłonny przyznać sam przed sobą. Nie chodziło tylko o to, że właśnie obraził jedną z najbardziej wpływowych osób w korporacji. W końcu zrobił tylko to, co do niego należało, uratował przed kłopotami i siebie, i Helma. W głównym inżynierze korporacji było jednak coś, co niepokoiło Penkavica, coś, co dalece wykraczało poza zwykły niepokój związany z tym, co może on, a czego nie może zrobić, by zaszkodzić karierze kapitana. Helm nie robił wrażenia, jakby chciał mu grozić albo zastraszyć go, ale rozsiewał wokół siebie atmosferę, jakby był jedynym człowiekiem, który wie, jak naprawdę powinno się postąpić. W jego obecności Penkavic odruchowo chciał zrobić coś, żeby go zadowolić, nawet jeśli stanowczo się nie zgadzał z wyciąganymi przez niego wnioskami.

Zdjął mundur, wziął prysznic i wskoczył do łóżka. Światła ledwo zgasły, gdy w pomieszczeniu zabrzmiał głos Eve.

— Kapitanie, mamy problem.

Usiadł.

— Co się dzieje, Eve?

— Lądownik przygotowuje się do startu.

— Zatrzymaj go. — Odrzucił kołdrę, postawił nogi na podłodze i czekał na jej odpowiedź.

— Nie mogę. Odebrano mi uprawnienia. Zapalił światło i narzucił na siebie szlafrok.

— Przejdź na czerwony obwód — polecił. — Wyłącz go. Wyłącz wszystko w doku startowym, jeśli musisz.

— Brak reakcji — odparła. — Lądownik się zamyka. Wrzuciła obraz na ekran. Patrzył, jak pojazd się obraca, a właz otwiera.

— Kto to robi? — spytał.

— Nie mogę stwierdzić, czy to czyjeś celowe działanie. Wygląda na to, że mamy awarię w systemie Delta.

System Delta służył Eve do komunikowania się z różnymi automatycznymi układami.

Patrzył, jak światła w doku zapałają się i gasną, jak to zwykle ma miejsce podczas rutynowego startu, a lądownik znika w szarej mgle.

Penkavic wiedział, że teraz jemu przyjdzie tworzyć historię. To jedyny przypadek, kiedy statkowi przyszło manewrować w nadprzestrzeni: kapitan skręcił na bakburtę, po czym próbował obliczyć pozycję lądownika i przejąć go.

Musiał pracować ręcznie, bo stan Eve nadal się nie ustabilizował. Jack Castor, drugi pilot, pełnił wachtę.

Przełączył Castora na czujniki, mimo jego protestów, że to i tak nic nie da.

Mimo to próbowali. Krótki zakres, długi zakres, wymierzyć z maksymalną precyzją i strzelić. To nie miało znaczenia: wszystkie wyniki były negatywne. Wyglądało na to, że nie ma tam niczego poza pustą przestrzenią. Widoczność była ograniczona do kilkuset metrów, a wszystkie próby aktywowania SI lądownika zawiodły.

Nikt nie wiedział, jak trafić do określonego miejsca w transwymiarowej przestrzeni. Ponieważ jedynym poza statkiem fizycznym obiektem był lądownik, a nikt nie wiedział, gdzie on jest, pojęcie pozycji było zupełnie pozbawione sensu.

Włączyła się Eve.

— Zakłócenie zostało usunięte — zameldowała.

— Czy potrafisz określić źródło problemu? — spytał Castor.

Odpowiedź nie miała znaczenia. Penkavic wiedział, czyja to robota.

— Lambda.

Zapasowy obwód sterowania kontroli misji.

Helm był ubrany i czekał na niego.

— Czy pan ma pojęcie, co pan zrobił? — dopytywał się Penkavic.

— Oczywiście — odparł. Siedział z spuszczonymi oczami i robił wrażenie dziwnie melancholijnego. — Zawsze wiem, co robię.

— Skazał pan tych ludzi na śmierć. Byliśmy ich ostatnią szansą na wydostanie się z tej planety.

— Kapitanie. — Skinął głową, jakby zgadzał się z oskarżeniem. — Żałuję, że nie ma innego sposobu. Ale operacja na Quarquie nie może sobie pozwolić na dziewięciodniowe opóźnienie. Niektóre z materiałów, które mamy na pokładzie, są bardzo wrażliwe na upływ czasu. Niezmiernie wrażliwe. Podobnie jak dwie operacje o znaczeniu krytycznym, które czekają na szybką dostawę. Firma poniosłaby wielkie straty. Olbrzymie. W najlepszym razie milionowe. Bóg raczy wiedzieć, ile operacji w toku musielibyśmy zaczynać od nowa. Gdybyśmy polecieli na tę akcję ratunkową, nikt nie byłby nam wdzięczny, proszę mi wierzyć.

— Nie obchodzi mnie…

— Ale mnie obchodzi, kapitanie. I pana też by obchodziło, gdyby pan znał ludzi biorących w tym udział, gdyby pan wiedział, jak oni ciężko pracują, żeby zmienić Quraque w drugą Ziemię. I o jaką stawkę toczy się gra. Ci idioci wpakowali się w jakiś kanał, więc niech się sami martwią, jak się z niego wydostać. — Przyglądał się uważnie szachownicy. Penkavic zauważył, że układ się nie zmienił. — Bóg mi świadkiem, że chciałbym, żeby było inaczej.