Miała kilka kawałków dziwnego materiału, z którego wykonano artefakt. Ćwiczyli na nich cięcie i spawanie. Janet kładła duży nacisk na bezpieczeństwo i zbeształa kilka osób, które poczynały sobie zbyt beztrosko.
— Pomyłki mogą drogo kosztować — powiedziała. — Wasza nieostrożność może zabić. Was albo kogoś innego. — Po czym dodała: — To nie jest trudne. Ale musicie się skupić na tym, co robicie.
Odesłała ich na kolację, każąc przyjść później na kolejną rundę.
Gdy tym razem zapytała, czy ktoś chce wyjść, wszyscy zostali.
Pracowali prawie do 23:00. Podziękowała im wszystkim za uwagę, pożegnała się i powiedziała, że następnego dnia zaczynają o szóstej.
— Jutro pracujemy w e-skafandrach — ogłosiła. — Musicie się do nich przyzwyczaić.
Ktoś chciał się dowiedzieć, czy to oznacza, że wyjdą na zewnątrz.
— Nie — odparła. — Jeszcze nie.
Ucieszyła się, słysząc, jak narzekają.
„Wieczorna Gwiazda” zaproponowała zespołowi Marcela kilka kajut. Niestety, nie znalazła się żadna luksusowa kabina dla samego kapitana. Nicholson, zgodnie z odwieczną tradycją, zaoferował więc gościowi własną kwaterę. Marcel, zgodnie z przewidywaniami, odparł, że to jest zbędne i że chętnie weźmie, co jest. Prycza przy przednim mieszaczu wystarczy. Dostał kwaterę na bakburcie, o wiele bardziej wygodną i przestronną niż jego własna na „Wendy”.
Był późny poranek, gdy opuścił spawaczy, a przecież nie spał przez całą noc. Zdjął mundur i położył się, planując krótką drzemkę. Ledwo zamknął oczy, zapiszczał komunikator.
— Marcelu? — To głos Abla Kindera. Abel był głównym klimatologiem na „Wendy”. Zarządzał zespołem klimatologów śledzących warunki na Deepsix, wypatrujących oznak rozpadu planety.
— Hej, Abel — odparł. — Co masz?
— Wygląda na to, że poważne burze. I intensyfikacja aktywności sejsmicznej.
— Coś się dzieje w okolicach wieży?
— Ta fala tam dotrze, ale najgorzej to wygląda na północny wschód od nich. Nad morzem.
— A burze?
— Dość spore się tworzą. Atmosfera reaguje na przyciąganie Morgana tak samo jak oceany. Duże masy wody i powietrza przemieszczają się po całej planecie. Wszystko podgrzewa się od przypływów. Normalny system ulega zaburzeniu. Zimna woda pojawia się na szerokościach geograficznych, gdzie jest ciepło, obszary wysokiego ciśnienia nad biegunami podlegają zakłóceniom…
— A w skrócie?
— Trudno powiedzieć. Machina pogodowa zmienia się w zupę. Wszystko się może zdarzyć. Ostrzeż swoich ludzi, żeby mieli się na baczności przed huraganami, tornadami, Bóg wie czym jeszcze. Nie mamy tylu czujników na powierzchni, żebyśmy mogli wszystko monitorować, więc nawet nie możemy ich ostrzec z wyprzedzeniem.
— Dobrze.
— Niech mają oczy szeroko otwarte.
— Dzięki, Abel.
— Jeszcze jedno. Te burze będą wielkie. Niepodobne do niczego, co znamy z Ziemi. Kategoria siedemnaście.
XXI
Wspomnienia to grzecznościowa proza, napisana po to, by udawać, że jesteśmy bezinteresowni i hojni, pełni współczucia dla ludzi w potrzebie, dzielni, gdy przyjdzie nam walczyć w sprawiedliwej sprawie, wierni po grób. Aby zdać sobie sprawę z absurdalności takich panegiryków, wystarczy przyjrzeć się przez chwilę sytuacjom, kiedy ochrona policji przestaje istnieć, nawet na krótko.
Zanim zatrzymali się na spoczynek, pokonali osiemnaście kilometrów. Canyon pojawił się, by przeprowadzić swój wywiad, powiedział im, żeby się odprężyli, zrobili wszystko, co mają do zrobienia, i żeby pamiętali, że kiedy wrócą do domu, będą gwiazdami.
Wszystko okazało się zadziwiająco proste. Jakby rzucał im miękkie piłki. Czy się boją? Czy widzieli coś, co zrobiło na nich wrażenie? Czy na Deepsix były rzeczy warte ocalenia? Kim był astronom w tej wieży, którą znaleźli? Jaka była największa niespodzianka, która spotkała ich na tej planecie?
Hutch wiedziała, jaka była jej największa niespodzianka, ale wolała mówić o gigantycznych ważkach.
Spytał, jakie rany odnieśli. Nic poważnego, odparł MacAllister. Tylko otarcia i zadrapania. Przyznał jednak, że dostali gorzką lekcję, jeśli chodzi o utrzymanie przyzwoitej kondycji fizycznej.
— Nigdy nie wiadomo — zauważył — czy nie przytrafi ci się wylądowanie w lesie na obcej planecie, gdzie musisz przejść dwieście kilometrów. Polecam wszystkim jogging.
Potem wzeszedł Jerry Morgan, który miał już rozmiary ziemskiego Księżyca. Był nadal w fazie półksiężyca i taki już miał pozostać. Jego górne i dolne warstwy chmur, złowieszcze, w barwach jesieni, były upstrzone cętkami złota. Wokół równika rozciągał się ciemniejszy pas. Hutch widziała punkt na półkuli północnej, gdzie miały dokonać żywota: Maleiva III, Transitoria i wieża.
W innych warunkach byłoby to wspaniałe ciało niebieskie.
GORĄCA LINIA Z AUGUSTEM CANYONEM
— Dziś spędziłem trochę czasu z tą piątką odważnych ludzi, rozbitkami na Maleivie III, którą niedługo połknie gazowy gigant nazwany na cześć Jeremy’ego Morgana, Czwórka z nich to naukowcy. Piąty to znany pisarz i dziennikarz, Gregory MacAllister. Przemierzają kontynent, podjąwszy rozpaczliwą próbę odnalezienia lądownika, który tkwi tam od dwudziestu lat. To ich jedyna nadzieja na wydostanie się z powierzchni planety, zanim przestanie ona istnieć, a stanie się to już za sześć dni.
— Czy im się uda? Tego oczywiście nie wie nikt. Będziemy z nimi rozmawiać dziś wieczorem, podczas specjalnej audycji. Kiedy państwo ich poznają, na pewno podzielą moje uczucia: że jeśli czegoś takiego w ogóle można dokonać, to zrobi to właśnie ta piątka dzielnych…
Marcel i Beekman przekazywali im przez radio instrukcje dotyczące kierunku. Rozbitkowie pozostawieni samym sobie w nieznanym terenie, bez żadnych rozpoznawalnych cech charakterystycznych — czy w ogóle bez cech charakterystycznych — bardzo szybko by się zgubili. Żartowali, że Hutch mogłaby ich prowadzić według pozycji Słońca, co oczywiście było niemożliwe. Nawet w nocy, kiedy było widać jasne niebo i gwiazdy, byłaby bezradna. Gdyby nawet istniała na niebie jakaś wyraźniejsza gwiazda, kobieta nie byłaby w stanie jej odnaleźć. Wątpiła nawet, czy taką gwiazdę widać z równika.
Nie miało to jednak znaczenia. Zawsze ktoś pozostawał w kontakcie i mógł im pomóc.
Idźcie wprawo.
Skręćcie w lewo.
Nie. Nie dookoła wzgórza. Przejdźcie szczytem.
I nagle, bez ostrzeżenia, Marcel poinformował ich, że mają misję do wykonania.
— Przed wami jest coś interesującego. Jest mniej więcej na waszej trasie i chciałbym, żebyście rzucili okiem.
— Co to jest?
— Nie wiemy. Jakaś budowla.
Hutch żałowała każdej minuty spędzonej poza szlakiem. Spojrzała na pozostałych, chcąc zasięgnąć ich opinii. Chcieli poświęcić na to minutkę. Ale tylko minutkę. Nightingale uważał, że to dobry pomysł. O ile to było rzeczywiście blisko.
— Dobrze — oświadczyła. — Rzucimy okiem i damy wam znać, co to jest. Ale potem ruszamy dalej.
To coś znajdowało się na brzegu jeziora, całe pokryte starymi drzewami i krzakami. Gdzieniegdzie prześwitywał metal i nie byli przekonani, czy to jest w ogóle budynek, tak bardzo był porośnięty lasem.