Oznaczenia na ścianach, przeważnie dość wyblakłe, zaczęły się pojawiać z pewną regularnością. Rejestrowała wszystko, co mogła, i zaczęła sporządzać mapę z położeniem poszczególnych elementów, mając nadzieję, że łącze wizyjne wszystko prześle, żałując poniewczasie, że nie używała lasera przez cały czas i w końcu się zgubili. To nie stanowiło jednak problemu, bo mogli użyć sygnałów radiowych, by trafić na właściwy kierunek.
Weszli do dużej komory i znaleźli pierwsze meble. Malutkie ławki, jak dla świerszczy.
— Dla większego gatunku nie ma siedzeń — zauważył Nightingale.
Były z jakiegoś plastiku, który bardzo dobrze się zachował.
Rampy prowadziły w górę i w dół. Poszli na dół, gdzie znaleźli dalsze inskrypcje, niektóre w korytarzach, niektóre w mniejszych pomieszczeniach. Te znajdowały się na poziomie oczu Hutch. Może trochę wyżej.
Biura i korytarze zostały zaprojektowane najwyraźniej dla jastrzębi. Rozmieszczenie inskrypcji i rozmiar drzwi były dowodem na prawdziwość tej tezy.
Hutch żałowała, że mgła się utrzymuje i nie można się rozejrzeć po okolicy.
— Przywozili ich tu zewsząd, pewnie drogą lotniczą, może poduszkowcami.
— Jak poduszkowiec miałby się tu dostać? Nigdy nie pokonałby tego zbocza.
— To szczegół, Randy. Pewnie przywozili ich na jakieś lotnisko i tam pakowali do samolotu.
— To musiało być niezłe przedsięwzięcie. Chciałbym kiedyś spotkać te jastrzębie.
XXX
Życie jest jak spacer we mgle. Większość ludzi o tym nie wie. Omamieni światłem słońca, są przekonani, że widzą, co jest przed nimi. I dlatego właśnie ciągle wpadają do rowu albo pakują się w niesatysfakcjonujące małżeństwa.
Asteroida miała kształt prawie idealnej kuli i jakiś kilometr średnicy. Tkwiła w metalowej siatce, umocowanej do artefaktu za pomocą płyty.
Janet patrzyła, jak zespół Autsajderów zbliża się do płyty i zaczyna odcinać ją od artefaktu. Kiedy skończyli, do płyty był przymocowany tylko jeden walec, Alfa. Który miał jedynie 320 kilometrów.
John Drummond przyglądał się operacji na kilku ekranach. Obarczono go monitorowaniem całej akcji Autsajderów: jednostkami działającymi na asteroidzie, czterema zespołami, które wkrótce miały opuścić każdy ze statków, pięcioma, które teraz były rozmieszczane wzdłuż artefaktu, by odczepić walec Alfa od klamer, które utrzymywały artefakt w całości, a element z siatką miał przypaść Milesowi Chastainowi.
Janet nie przepadała za Drummondem, który zachowywał się, jakby uważał, że każdy, kto nie zajmuje się matematyką, marnuje życie. Zdawała sobie sprawę z tego, że pracuje w dużym stresie, ale doszła do wniosku, że w normalnych warunkach też zachowywałby się jak palant.
Ich pilot miał na imię Frank. Frank niespecjalnie przejmował się Drummondem, pewnie z tych samych powodów. Słyszała to w jego głosie. Drummond, jeśli nawet to zauważył, nie dał tego po sobie poznać. Gdy Janet przyglądała się, jak poszczególne zespoły zajmują pozycje, Frank odwrócił się w fotelu i poinformował ich, że jeden z wahadłowców „Gwiazdy” zaraz znajdzie się w pobliżu. Na jego pokładzie byli Miles i Zossimov, którzy chcieli przyjrzeć się sieci.
— Dobrze, Frank. — Drummond przyjrzał się swoim instrumentom. — Zaczynamy za trzy minuty.
Przełączył obraz asteroidy na swój ekran, obrócił go, pochylił się, oparł podbródek na pięści i polecił SI nakreślić linię, wzdłuż której mieli przeciąć sieć. Miejsce, gdzie płyta łączyła się z resztą artefaktu, nazwano biegunem północnym. Kursor pojawił się z jednej strony płyty i obiegł asteroidę dookoła, przechodząc blisko bieguna południowego.
Janet spojrzała na sieć, którą było widać tylko wtedy, gdy padało na nią bezpośrednio światło z wahadłowca. Liny były wąskie, miały grubość palca, i były tak ciasno splecione, że człowiek nie przecisnąłby się przez szczeliny między nimi.
Drummond przyznał beztrosko, że kiedy już zaczną rozcinać sieć, nie da się dokładnie określić, w którym miejscu asteroida odpadnie. Z operacją wiązał się więc pewien stopień niepewności, ale panowało przekonanie, że skała nie spowoduje żadnych szkód ani nie zagrozi zespołowi po drugiej stronie płyty.
Mimowolnie zauważyła, że wahadłowiec jest bardzo blisko, i zastanawiała się, czy Drummond wziął pod uwagę możliwość, że asteroida może znaleźć się na ich drodze.
— A dlaczego miałaby gdziekolwiek odlecieć? — spytała. — Dlaczego sądzisz, że nie zostanie na swoim miejscu?
— Środek ciężkości się zmieni — odparł, nawet nie próbując ukryć lekceważącego tonu. — I dla asteroidy, i dla reszty artefaktu. Więc dynamika obu trochę się zmieni.
— Potrafimy przewidzieć, co się stanie? — spytała.
— Nie tak dokładnie, jak bym chciał. W normalnych warunkach to dość proste. Ale z powodu zbliżającego się gazowego giganta obliczenia są nieprecyzyjne. — Spojrzał na nią, najwyraźniej próbując wybadać, czy się boi. — Nie ma się czego bać, jeśli to miałaś na myśli. — Sprawdził ich pozycję na ekranach. — Dobrze — rzekł do mikrofonu. — Gotowi.
SI przejęła sterowanie. Przyspieszyła, zbliżyła się do powierzchni i wycelowała lasery zainstalowane przez zespół Milesa. Drummond ostrzegł ludzi pracujących na artefakcie, żeby schowali się za płytę i zostali tam.
— Trzymajcie głowy opuszczone — rzekł. — Zaczynamy.
Janet wiedziała, że wolałby wycofać wszystkich z artefaktu, kiedy odcinali asteroidę. Musieli jednak odciąć od płyty piętnaście walców, więc po prostu nie byłoby czasu na wykonanie tej pracy, gdyby nie zaczęli natychmiast, kiedy tylko przybyli, Wahadłowiec przemieścił się bliżej. Janet mogłaby wystawić stopę i kopnąć asteroidę. SI poinformowała ich złowieszczo, swoim bezbarwnym, męskim głosem, że zaraz uruchamia lasery.
Nastąpiło krótkie odliczanie i dwa promienie białego światła wystrzeliły w pył.
Wahadłowiec przemieścił się wolno z północnej części asteroidy na południową. Minął biegun północny z dużym zapasem i zaczął się cofać.
— Dobre cięcie — rzekł Frank. — Za jakąś minutę powinno dojść do oddzielenia. — Po czym dodał: — Och.
Janet poczuła, że serce bije jej mocniej.
— Uwaga wszyscy — rozległ się głos pilota Franka. — Nadciąga rój meteorów. Za jakieś trzydzieści sekund. Schowajcie się za płytę od strony walców.
Tom Scolari wyjrzał przez górny skraj płyty, żeby zobaczyć, czy jakieś da się dostrzec. Ta czynność ściągnęła na niego reprymendę Janet i natychmiast się schował. Pozostali członkowie zespołu posłusznie wykonali polecenie.
— Zostańcie za płytą — ostrzegła Janet. — Nadlatują od strony asteroidy. Nie wychylajcie się, a nic się wam nie stanie.
Coś niewyraźnego przeleciało koło niego, szybki, cichy cień na tle gwiazd. Potem drugi, cichy jak szept jego serca. Wszystko działo się tak szybko, że nie był pewien, czy dzieje się naprawdę. Słyszał oddech innych ludzi na kanale. Ktoś wydał z siebie odgłos przerażenia.
Poczuł wibrację, potem wstrząs. Coś rozbłysło przy artefakcie.
— Trafienie — rzekła Janet.
Poczuli kolejny wstrząs. Scolari spojrzał w oczy kobiety znajdującej się obok niego. Bała się.