Выбрать главу

– Gage ma „Penthouse'a” – obwieścił Fox. – Gazetę z gołymi babkami, ciołku – wyjaśnił, widząc nierozumiejące spojrzenie Cala.

– Uh – uh.

– Uh – uh. Dalej, Turner, pokaż.

– Dopiero jak się rozpakujemy i otworzymy piwo.

– Piwo! – Cal instynktownie obejrzał się przez ramię na wypadek, gdyby nagle jego matka stanęła im za plecami. – Masz piwo?

– Trzy puszki – potwierdził Gage. – I fajki.

– I co, słaby wypas? – Fox dał Calowi kuksańca w ramię. – Najlepsze urodziny w życiu.

– Najlepsze – potwierdził Cal w duchu śmiertelnie przerażony. Piwo, papierosy i zdjęcia nagich kobiet! Gdyby jego matka kiedykolwiek się dowiedziała, miałby szlaban do trzydziestki. Nie mówiąc już o tym, że ją okłamał. I że szedł właśnie przez Hawkins Wood na piknik do surowo zakazanego Kamienia Pogan.

Dostałby szlaban, aż umarłby ze starości.

– Przestań się przejmować. – Gage, z diabelskim błyskiem w oku, przełożył plecak z jednej ręki do drugiej. – Wszystko jest spoko.

– Nie przejmuję się. – Mimo to Cal i tak podskoczył, gdy spomiędzy drzew wyleciała duża sójka i wydała w powietrzu poirytowany krzyk.

ROZDZIAŁ 02

Staw Hester był miejscem zakazanym w świecie Cala i dlatego zupełnie nie mógł mu się oprzeć.

Staw, pełen brązowej wody, zasilany przez kręty strumień Antietam i ukryty w głębokim lesie, był podobno nawiedzany przez Szaloną Pielgrzymkę, która utopiła się tu dawno temu.

Cal słyszał, jak matka mówiła o chłopcu, który za jej dzieciństwa utonął w sadzawce, co według Logiki Mamy stanowiło powód numer jeden, by absolutnie zabronić synowi pływania w Stawie Hester. Podobno duch chłopca także tu straszył, czaił się pod wodą i tylko czekał, by schwycić jakieś dziecko za kostkę i pociągnąć na dno, żeby mieć się z kim bawić.

Cal pływał już dwukrotnie tego lata w stawie, oszołomiony podnieceniem i strachem. I za każdym razem mógł przysiąc, że czuł na kostce muśnięcie kościstych palców.

Na skraju wody czuwała zwarta armia tataraku, a wokół stromych brzegów rosły kępy dzikich pomarańczowych lilii, które tak bardzo lubiła jego mama. Na kamienistym zboczu rozkładały się wachlarze paproci i cierniste krzaki jeżyn, a ich dojrzałe owoce plamiły palce czerwonawą purpurą, wyglądającą jak krew.

Ostatnim razem, gdy tu byli, Cal widział czarnego węża pełznącego w górę po zboczu tak zwinnie, że niemal nie dotykał liści paproci.

Fox wrzasnął, rzucił plecak, w kilka sekund zrzucił buty, koszulę i dżinsy i popędził do wody niczym strzała, nie przejmując się wężami, duchami ani niczym, co mogłoby czyhać pod powierzchnią brunatnej wody.

– Chodźcie, mięczaki! – Podskakiwał w mętnej wodzie jak foka. Cal usiadł, zdjął adidasy i starannie wepchnął skarpetki do środka. Fox nurkował i chlapał, ale Gage stał bez ruchu, patrząc na wodę.

– Wchodzisz?

– Nie wiem. Cal zdjął koszulę i z przyzwyczajenia ją złożył.

– To jest punkt programu. Nie możemy go odhaczyć, jeśli nie wykąpiemy się wszyscy trzej.

– Dobra, dobra. – Ale Gage nadal stał nieruchomo, choć Cal rozebrał się już do bokserek.

– Wszyscy musimy wejść do wody, rzucić wyzwanie bogom i tak dalej.

Gage wzruszył ramionami i zrzucił buty.

– Idź, co ty, jesteś gej? Chcesz patrzeć, jak się rozbieram?

– Okropny widok. – Cal wsunął okulary do lewego buta, wziął głęboki oddech i ucieszony, że nie widzi już tak wyraźnie, wskoczył do wody.

Poraził go krótki, lodowaty szok.

Fox natychmiast ochlapał mu twarz, kompletnie go oślepiając i odpłynął w stronę brzegu, zanim Cal zdążył się zemścić. Gdy tylko udało mu się przetrzeć oczy krótkowidza, do wody wskoczył Gage i znów go oślepił.

– Kurczę, chłopaki!

Niezdarny skok Gage'a tak wzburzył wodę, że Cal musiał odpłynąć na bok. Z nich trzech Cal pływał najlepiej.

Fox był szybki, ale zaraz tracił parę, a Gage, cóż, walczył z wodą, jakby była najbardziej zaciekłym przeciwnikiem na świecie.

Cal martwił się – choć po części ta myśl przepełniała go podnieceniem – że pewnego dnia będzie musiał wykorzystać techniki pierwszej pomocy, których nauczył go ojciec w przydomowym basenie, żeby ocalić Gage'a przed utonięciem.

Wyobrażał sobie, jak Gage i Fox patrzyliby potem na niego z wdzięcznością i podziwem, kiedy nagle czyjaś dłoń chwyciła go za kostkę i pociągnęła pod wodę.

Cal wiedział, że to Fox go ciągnie, ale serce podskoczyło mu do gardła, kiedy woda zamknęła się nad głową. Zaczął się miotać, zapominając w przypływie paniki o wszystkich wskazówkach ojca. Gdy już udało mu się wyrwać nogę z uścisku i wydostać na powierzchnię, dostrzegł po lewej stronie jakiś ruch.

Ona sunęła przez wodę wprost na niego. Pływające włosy odsłaniały białą twarz o czarnych jak węgiel oczach. Wyciągnęła rękę i Cal otworzył usta do krzyku, ale opił się tylko wody, walcząc, by utrzymać się na powierzchni.

Wokół siebie słyszał śmiech, metaliczny i zwielokrotniony jak dźwięk starego radia tranzystorowego, którego czasem słuchał ojciec. Z gardłem ściśniętym przerażeniem zaczął płynąć rozpaczliwie do brzegu.

– Widziałem ją, widziałem ją, w wodzie, widziałem ją. – Krztusił się słowami, wydostając się z trudem na ląd.

Przyszła po niego, oczami wyobraźni widział ją szybką jak rekin, zobaczył, jak otwiera usta, a jej zęby błyskają, ostre niczym noże.

– Wychodźcie! Wychodźcie z wody! – Dysząc ciężko, przeczołgał się przez śliskie wodorosty i spojrzał na przyjaciół dokazujących w stawie. – Ona jest w wodzie – niemal zaszlochał, sięgając po okulary schowane w bucie. – Widziałem ją! Wychodźcie. Szybko!

– Oooch, duch! Pomóżcie mi, pomóżcie mi! – Fox zanurkował z kpiącym bulgotem.

Cal z trudem stanął na nogi, zacisnął dłonie w pięści. Wściekłość i przerażenie nadały siłę jego głosowi, gdy krzyknął w letnie, nieruchome powietrze.

– Wychodźcie, do ciężkiej cholery! Uśmiech na twarzy Gage'a zbladł. Popatrzył na Cala zmrużonymi oczami i złapał za ramię Foxa, który ze śmiechem wynurzył właśnie głowę nad wodę.

– Wychodzimy.

– Przestań. Panikuje, bo go pociągnąłem.

– On nie ściemnia. Zadziałał albo ton, albo wyraz twarzy Cala, gdy Fox w końcu na niego spojrzał. Chłopak rzucił się do brzegu, przestraszony na tyle, by co chwila oglądać się trwożliwie przez ramię.

Gage popłynął za nim beztroskim pieskiem i Cal odniósł wrażenie, że przyjaciel chce, żeby coś się stało.

Kiedy w końcu wszyscy znaleźli się na brzegu, Cal znowu opadł na ziemię. Podciągnął kolana, przycisnął do nich czoło i zaczął się trząść.

– Człowieku. – Ociekający wodą Fox przestąpił z nogi na nogę. – To ja cię pociągnąłem za nogę, a ty spanikowałeś. Tylko się wygłupialiśmy.

– Widziałem ją. Fox ukucnął, odrzucając z twarzy mokre włosy.

– Koleś, przecież ty nic nie widzisz bez tych denek od butelek.

– Zamknij się, O'Dell. – Gage też przykucnął. – Co widziałeś, Cal?

– Ją – Jej włosy pływały dookoła, a oczy, och człowieku, oczy miała czarne jak te rekiny w „Szczękach”. Była ubrana w taką długą suknię, z długimi rękawami i w ogóle, i wyciągnęła rękę, jakby chciała mnie złapać…

– Kościstymi palcami – dokończył Fox, z trudem ukrywając pogardę w głosie.

– Nie były kościste. – Cal uniósł głowę, a w jego oczach za grubymi szkłami malował się gniew i przerażenie. – Myślałem, że będą, ale ona, cała, wyglądała jak… prawdziwa. Nie jak duch czy szkielet. Człowieku, o Boże, widziałem ją. Nie wymyśliłem sobie tego.