Выбрать главу
***

Stambuł był piękniejszy niż zwykle. Niemy marynarz westchnął cicho, obserwując uważnie port. Wiedział, że ktoś po niego wyjdzie, możliwe, że ten sam człowiek, który ukrywał go, kiedy przybył tu z Urfy. Chciał wrócić do domu, uściskać ojca, spotkać się z żoną i posłuchać radosnego śmiechu córki.

Bał się spotkania z Addaiem, jego rozczarowania. Jednak w takich chwilach o to nie dbał. Znów czuł, że żyje, cieszył się, że wraca do rodzinnego miasta. To i tak więcej, niż udało się jego bratu przed dwoma laty. Człowiek z katedry opowiadał mu, że Mendibh wciąż siedzi w więzieniu, do którego trafił owego fatalnego popołudnia, kiedy policja aresztowała go jak pospolitego złodzieja. Gazety donosiły, że tajemniczy włamywacz został skazany na trzy lata więzienia. Za rok powinien więc wyjść na wolność.

Zszedł ze statku, z nikim się nie żegnając. Ubiegłej nocy kapitan wypłacił mu pensję i zapytał, czy nie chce zostać do końca rejsu. Niemowa na migi dał mu do zrozumienia, że nie.

Wyszedł z portu i ruszył przed siebie, nie wiedząc, dokąd się udać. Jeśli jego człowiek w Stambule nie przyjdzie w umówione miejsce, znajdzie jakiś sposób, by dostać się do Urfy. Ma przecież pieniądze zarobione na statku.

Nagle usłyszał za plecami czyjeś kroki. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z mężczyzną, który parę miesięcy temu przenocował go w swoim domu.

– Idę za tobą już od jakiegoś czasu – powiedział mężczyzna. – Musiałem się upewnić, że nikt cię nie śledzi. Dziś w nocy będziesz spał u mnie. Przyjdą po ciebie o świcie. Lepiej, żebyś do tego czasu nie kręcił się po mieście.

Niemowa niechętnie skinął głową. Miał ochotę pospacerować po Stambule, zagubić się w uliczkach bazaru, poszukać perfum dla żony i zabawek dla córki. Nie zrobi jednak tego.

Jeśli coś mu się stanie, Addai będzie wściekły, on zaś cieszył się jak dziecko, że wraca do domu, i nie chciał, by jakiś wypadek zakłócił tę radość.

***

– Udało mi się!

Głos Valoniego brzmiał wesoło, wręcz triumfująco. Sofia uśmiechnęła się, dając znaki Antoninowi, by zbliżył ucho do słuchawki.

– Niełatwo było przekonać ministra, ale w końcu dał mi carte blanche. Wypuszczą niemowę, kiedy będzie nam to pasowało, pozwolili nam również go śledzić.

– Brawo, szefie! – wyrwało się Antoninowi.

– Antonino, jesteś tam?

– Jesteśmy oboje – odpowiedziała Sofia. – Nie mogliśmy się spodziewać lepszych wiadomości.

– Tak, muszę przyznać, że jestem z siebie zadowolony, a nie było łatwo. Teraz musimy tylko zdecydować, kiedy i pod jakim pozorem skrócić wyrok naszemu więźniowi. A wam jak poszło?

– Opowiadałam ci już, że widziałam się z D’Alaquą…

– Jeśli o to chodzi, w ministerstwie nic nie mówili…

– Przesłuchujemy robotników i pracowników katedry, ale za parę dni wracamy.

– Dobrze. Wtedy zastanowimy się, co robić dalej. Mam pewien plan.

– Jaki?

– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, pani doktor, wszystko w swoim czasie. Ciao!

– Niech ci będzie… Ciao!

***

Nad Edessą jeszcze nie świtało, kiedy Josar usłyszał energiczne pukanie do drzwi. W progu stał gwardzista, który przyniósł rozkazy od samej królowej – Josar ma jeszcze przed zachodem słońca wraz z Tadeuszem przybyć do pałacu.

Josar pomyślał, że królowa, której bezsenność kazała czuwać przy Abgarze, nie zdaje sobie sprawy, jak jest wcześnie, lecz chmurne spojrzenie strażnika mówiło, że stało się coś złego.

Zaraz powiadomi Tadeusza i po południu udadzą się na pałacowe wzgórze.

Na kolanach, z zamkniętymi oczami, modlił się, starając się uśmierzyć niepokój, który zagościł w jego duszy.

Kilka godzin później przybiegł Izaz, przynosząc plotki z pałacu. Abgar gaśnie w oczach. Medycy mówią, że słaba jest nadzieja, by wyszedł zwycięsko z pojedynku ze śmiercią.

Przeczuwając bliski koniec, król poprosił małżonkę, by przyprowadziła do niego kilku przyjaciół. Ku swemu zdumieniu, zaproszony został również młody Izaz.

Kiedy przybyli do pałacu, straże natychmiast zaprowadziły ich do komnat Abgara. Król leżał blady w łożu, królowa chłodziła jego czoło okładami z wody różanej. Na ich widok odetchnęła z ulgą.

W komnacie byli też dwaj inni ludzie: Marcjusz, architekt królewski, oraz Senin, najbogatszy kupiec Edessy, spokrewniony z królem, którego był oddanym przyjacielem. Królowa dała znak przybyszom, by podeszli do Abgara, i odprawiła wszystkich służących. Nakazała strażom, by nikogo nie wpuszczano.

– Przyjaciele, chcę się z wami pożegnać i przekazać wam moją ostatnią wolę – powiedział król cichym, łamiącym się głosem.

Umierał i wszyscy o tym wiedzieli, a szacunek i przywiązanie, jakie do niego żywili, nie pozwoliły im składać fałszywych zapewnień, że nie wszystko stracone, że jeszcze jest nadzieja.

Dlatego też stali w ciszy, słuchając, co ma im do powiedzenia.

– Moi szpiedzy ostrzegali mnie, że kiedy umrę, mój syn, Maanu, zacznie okrutnie prześladować chrześcijan i zechce zabić niektórych z was. Tadeusz, Josar i Izaz muszą wyjechać z Edessy, zanim wydam ostatnie tchnienie. Maanu nie odważy się podnieść ręki na Marcjusza ani Senina, choć to również chrześcijanie, albowiem pochodzą oni ze szlachetnych rodów, jeśli więc włos spadnie im z głowy, wie, że ich krewni zemszczą się okrutnie.

Maanu spali świątynie Jezusa, podobnie jak domy niektórych moich poddanych, najbardziej zasłużonych dla głoszenia wiary.

Wielu mężczyzn, kobiet i dzieci straci życie. Mój syn będzie chciał posiać strach wśród chrześcijan i zmusić ich, by powrócili do czczenia dawnych bóstw. Drżę o całun Jezusa, boję się, że moi wrogowie zniszczą tę świętą tkaninę. Maanu poprzysiągł, że spali ją na rynku na oczach wszystkich mieszkańców Edessy i zrobi to w dniu mojej śmierci. Wy, przyjaciele, musicie ją ocalić.

Cała piątka wysłuchała w skupieniu słów króla. Josar patrzył na królową, po raz pierwszy uświadamiając sobie, że z jej dawnej urody pozostał ledwie ślad, a pasma włosów, które wymknęły się spod chusty, są srebrne. Postarzała się, chociaż w jej oczach nie zgasł żar, a ruchy nie utraciły wdzięku. Co się z nią teraz stanie? Wszyscy wiedzieli, że Maanu, rodzony syn, jej nienawidzi.

Abgar wyczuł troskę Josara. Wiedział, że jego przyjaciel skrycie kocha królową.

– Josarze, poprosiłem królową, by opuściła tę ziemię, póki jeszcze jest czas, lecz ona nie chce mnie słuchać.

– Pani – odezwał się Josar – twoje życie narażone jest na jeszcze większe niebezpieczeństwo niż nasze.

– Josarze, jestem królową Edessy, a królowe nie uciekają jak szczury z tonącego okrętu. Skoro muszę umrzeć, niech to się stanie tu, wśród ludzi tak jak ja kochających Jezusa. Nie opuszczę tych, którzy w nas wierzyli, przyjaciół, z którymi się modliłam. Nie porzucę Abgara. Nie zniosłabym myśli, że zostaje sam, zdany na łaskę losu. Jak długo żyje król, Maanu nie odważy się podnieść na mnie ręki. Teraz wysłuchajcie wszyscy królewskiego planu.

Abgar usiadł, ściskając rękę małżonki. Przez ostatnie dni wschód słońca zastawał ich na rozmowach, obmyślali plan, który teraz czas wyłożyć przyjaciołom.

– Mój ostatni rozkaz brzmi: strzeżcie całunu Jezusa. Ocalił mi życie, dzięki niemu mogłem dożyć starości. To święte płótno nie jest moją własnością, należy do wszystkich chrześcijan, to dla nich musicie go chronić. O jedno was tylko proszę, nie wynoście go poza mury Edessy, niech zostanie w tym mieście na wieki. Jezus chciał tu przybyć i tu pozostanie. Tadeuszu, i ty, Josarze, musicie dać całun architektowi. Ty zaś, Marcjuszu, sam wiesz najlepiej, gdzie go ukryć tak, by nie dosięgł go gniew Maanu. A po tobie, Seninie, spodziewam się, że przygotujesz ucieczkę Tadeusza i Josara, oraz młodego Izaza. Mój syn nie odważy się napaść na twoją karawanę. Oddaję ich pod twą opiekę.