– Abgarze, gdzie mam ukryć świętą tkaninę? – zapytał Marcjusz.
– Sam o tym zadecydujesz, dobry przyjacielu. Ani ja, ani królowa nie możemy znać tego miejsca. Musisz wybrać kogoś, komu powierzysz tajemnicę i udzielisz bezpiecznego schronienia, w czym pomoże ci Senin. Żałuję, że mój żywot dogasa. Nie wiem, ile dni mi zostało, mam nadzieję, że wystarczająco dużo, byście zdążyli zrobić wszystko, o co was proszę.
Kiedy Marcjusz dotarł do muru otaczającego miasto, świtało.
Robotnicy czekali na jego dyspozycje. Jako królewski architekt nie tylko wznosił budowle przynoszące chwałę Edessie, nadzorował również wszystkie roboty miejskie, tak jak teraz, przy zachodniej stronie muru, gdzie budowniczowie wznosili nową bramę.
Zdziwił się na widok Marwuza rozmawiającego z majstrem Jereminem.
– Bądź pozdrowiony, Marcjuszu – powitał go Marwuz.
– Czego szuka w tym miejscu dowódca gwardii królewskiej? Czyżby wzywał mnie Abgar?
– Przysłał mnie Maanu, który wkrótce zostanie królem.
– Jeśli taki będzie wyrok boski.
Marwuz wybuchnął śmiechem, który zabrzmiał donośnie w ciszy poranka.
– Będzie nim, Marcjuszu, z całą pewnością zostanie królem, sam o tym wiesz, przecież wczoraj byłeś u Abgara i mogłeś się przekonać, że osaczyła go śmierć.
– Czego chcesz? Mów prędko, robota czeka.
– Maanu chce wiedzieć, jaka była ostatnia wola Abgara. Wie, że nie tylko ty, ale również Senin, Tadeusz, Josar, a nawet młody skryba Izaz staliście przy łożu króla aż do zmroku. Książę przekazuje ci, że jeśli pozostaniesz lojalny, nic ci nie grozi, a jeśli nie, nie wiadomo, co może cię spotkać.
– Więc przychodzisz z pogróżkami od Maanu? Czyżby książę miał aż tak mało szacunku do samego siebie? Za stary jestem, by się czegokolwiek obawiać. Maanu może mi najwyżej odebrać życie, które i tak dobiega końca. A teraz odejdź i pozwól mi pracować.
– Powiesz mi, co przekazał wam Abgar?
Marcjusz odwrócił się bez słowa i zaczął sprawdzać zaprawę z gliny, którą mieszał jeden z robotników.
– Pożałujesz tego, Marcjuszu! Słono za to zapłacisz! – wykrzyknął Marwuz, spinając konia i ruszając galopem do pałacu.
Płynęły godziny, architekt wydawał się bez reszty zatopiony w pracy. Majster przyglądał mu się spod oka. Marwuz przekupił go, by szpiegował nadwornego architekta. Żal mu było staruszka, który zawsze odnosił się do niego życzliwie, ale dni mistrza minęły, a Marwuz obiecał, że Maanu odwdzięczy się sowicie za przysługę.
Słońce stało w zenicie, kiedy Marcjusz dał znak majstrowi, że czas na odpoczynek. Pot spływał po plecach murarzy, sam majster odczuwał zmęczenie i marzył tylko o tym, by usiąść i odpocząć.
Wkrótce nadeszli dwaj młodzi służący z domu Marcjusza, każdy uginając się pod ciężkim koszem wypełnionym świeżymi owocami i wodą, które architekt zaczął rozdzielać między robotników.
Przez godzinę wszyscy odpoczywali, chociaż, jak to się często zdarzało, Marcjusz nie przestawał myśleć o swoich projektach, wchodził na rusztowania, badając wytrzymałość wzmacnianych murów oraz obrysy wielkiej bramy, którą w jego zamysłach miał zwieńczyć kunsztowny relief.
Wyczerpany, zamknął oczy, robotnicy również byli zbyt zmęczeni, by rozmawiać.
Dopóki słońce nie zaczęło żegnać się z dniem, ześlizgując się ku zachodowi, Marcjusz ociągał się z ogłoszeniem, że na dziś koniec. Dzień podobny był do dnia, upływ czasu mierzyli postępami w pracy. Majster niecierpliwił się. Niewiele miał do powiedzenia o poczynaniach Marcjusza, jednak musiał pójść do gospody na spotkanie z Marwuzem.
W końcu architekt pożegnał się z robotnikami i ruszył wraz z dwoma służącymi do domu.
Marcjusz od lat był wdowcem, dzieci nie miał, więc troszczył się o swoich służących jak o własnych synów.
Podobnie jak on byli chrześcijanami i wiedział, że go nie zdradzą.
Ubiegłej nocy, zanim wyszli z pałacu Abgara, uzgodnili z Tadeuszem i Josarem, że gdy tylko architekt obmyśli, gdzie bezpiecznie ukryć całun, natychmiast ich o tym powiadomi.
Opracowali plan, w jaki sposób Josar przekaże mu płótno, nie budząc podejrzeń Maanu, gdyż, jak ostrzegł Abgar, niewykluczone, że jego syn ma ich na oku. Postanowili, że oprócz Marcjusza jedynie Izaz będzie znał tajemnicę skrytki, dlatego też, gdy tylko otrzyma wskazówki od nadwornego architekta, powinien, korzystając z pomocy Senina, uciec z miasta. Tadeusz rozkazał, by jechał do Sydonu, gdzie powstała niewielka, lecz prężna wspólnota chrześcijańska. Jej duchowy przywódca, Tymeusz, został posłany przez Piotra, by głosić Słowo Boże.
Izaz znajdzie wsparcie w Tymeuszu, ten zaś będzie wiedział, co zrobić z całunem Chrystusa.
Mimo próśb Abgara, by ratowali swoje życie, Tadeusz i Josar postanowili pozostać w Edessie, dzieląc los wszystkich chrześcijan. Żaden nie chciał opuszczać całunu, nawet jeśli nie dane im będzie wiedzieć, gdzie ukryje go Marcjusz.
Tadeusz i Josar przyszli do świątyni wraz z innymi chrześcijanami z miasta. Wspólnie modlono się o zdrowie Abgara, zanosząc błagania do Boga, by znów okazał królowi miłosierdzie.
Tego ranka Josar starannie złożył płótno, wkładając je do kosza, tak jak nakazywał plan Marcjusza. Zanim słońce zaczęło przygrzewać, udał się na targ z koszem na ramieniu, przystając tu i tam i zagadując przekupniów. O umówionej porze ujrzał jednego ze sług Marcjusza, jak kupuje owoce. Podszedł do straganu i wylewnie przywitał się z młodzieńcem, który niósł taki sam koszyk. Nikt nie powinien zauważyć, jak kosze zmieniają właścicieli. Szpiedzy Maanu nie widzieli niczego podejrzanego w tym, że Josar wita się z innym chrześcijaninem, który jest sługą jego przyjaciela Marcjusza.
Majster również nie nabrał żadnych podejrzeń, kiedy mistrz wspiął się na rusztowanie z koszykiem na owoce, wyjął z niego jabłko i zatopiony w myślach, pogryzał owoc, przechadzając się wzdłuż budowli, sprawdzając jej wytrzymałość, szukając słabszych miejsc i szczelin, które należało załatać. Marcjusz zawsze lubił sam kłaść cegły, cieszyła go praca fizyczna. Że też nie może na chwilę usiąść, nawet o tej porze, kiedy popołudniowy skwar usypia zmysły, pomyślał majster.
Marcjusz odświeżył się zimną wodą, którą przyniósł mu sługa. Odpocząwszy po upalnym dniu, architekt zmienił przepoconą tunikę na świeżą. Czuł, że jego dni są policzone.
Kiedy tylko Abgar umrze, Maanu zażąda, by zdradził mu, gdzie ukryto całun Jezusa, albowiem nie spocznie, dopóki go nie zniszczy. Będzie torturował wszystkich, którzy w jego mniemaniu mogą mieć coś wspólnego z cennym płótnem, a on jest jednym z przyjaciół Abgara, których Maanu będzie podejrzewał w pierwszej kolejności. To dlatego postanowił, że jeszcze tej samej nocy uda się do Tadeusza i Josara, i że wprowadzi w życie swój plan, gdy tylko upewni się, że Izaz jest już daleko.
Dwaj młodzi słudzy towarzyszyli mu w drodze do świątyni, w której spodziewał się znaleźć przyjaciół zatopionych w modlitwie. Kiedy tam dotarł, usiadł w ustronnym miejscu, z dala od ciekawskich spojrzeń. Abgar ostrzegał ich, że wszędzie roi się od szpiegów.