Выбрать главу

– Możesz na mnie liczyć. Zresztą sam wiesz, jeśli zechcesz poszperać w archiwum Europolu, masz to załatwione – zapewnił Santiago.

– Dziękuję.

– Przyjacielu, przeczytam ten raport i powiem ci szczerze, co o tym sądzę. Wiesz, że chętnie ci pomogę, czegokolwiek potrzebujesz, oficjalnie i nieoficjalnie – powiedział John.

– Ja również chciałabym przeczytać ten raport… – odezwała się nieśmiało siostra Santiaga.

– Ano, ty nie pracujesz w policji – upomniał ją brat. – Nie masz z tym nic wspólnego. Marco nie może pokazać ci oficjalnego sprawozdania, to poufny dokument.

– Przykro mi, Ano – dodał Valoni.

– Cóż, tym gorzej dla was, bo intuicja podszeptuje mi, że jeśli coś się za tym kryje, cokolwiek to jest, musicie do tego podejść z perspektywy historycznej, a nie politycznej. Ale skoro tacy jesteście…

Umówili się na kolację za tydzień. Tym razem gości podjąć miała Lisa.

***

– Wiesz, braciszku, zastanawiam się, czy nie zostać jeszcze u ciebie przez parę dni.

– Ano, bądźmy szczerzy. Wiem, że historia, którą opowiedział nam Marco to materiał na dobry artykuł, ale tak się składa, że to mój przyjaciel i nie mogę zawieść jego zaufania. Poza tym wpędziłabyś mnie w kłopoty. Gdyby się wydało, że moja siostra zajmuje się upublicznianiem spraw będących przedmiotem śledztwa… Przecież to oczywiste, że mogłaś się o tym dowiedzieć tylko ode mnie. Spieprzyłabyś mi karierę, jeśli wolno mi użyć tak dobitnego sformułowania.

– Nie bądź melodramatyczny. Nie napiszę ani linijki, przysięgam.

– Dochowasz tajemnicy?

– Możesz spać spokojnie, przecież jestem twoją siostrą. Poza tym, ja szanuję tajemnice, takie są reguły mojego zawodu.

– Że też przyszło ci do głowy, żeby iść na dziennikarstwo!

– A co, wolałbyś, żebym pracowała w policji?

– Dobrze już, lepiej chodźmy na drinka. Znam jedno fajne miejsce, na pewno ci się spodoba. To bardzo modny lokal, po powrocie do Barcelony będziesz się miała czym pochwalić.

– Cudownie, ale tak czy siak, mógłbyś bardziej mi ufać. Przydam wam się! Obiecuję, że nic nikomu nie powiem i nie napiszę ani słowa. Uwielbiam takie historie!

– Ano, nie mogę pozwolić, żebyś wplątała mnie w śledztwo, z którym nie mam nic wspólnego. Zajmują się tym kompetentni ludzie z odpowiedniego wydziału. Ściągnęłabyś mi na głowę kłopoty, już ci mówiłem.

– Ale nikt się nie dowie. Przysięgam! Proszę, zaufaj mi. Mam już dość pisania o polityce i tropienia skandali wśród posłów. Wprawdzie nie narzekam, w pracy od początku idzie mi jak z płatka, ale dotychczas nie natrafiłam na żadną naprawdę interesującą historię, a to może być strzał w dziesiątkę.

– Zapomniałaś już, że przed chwilą deklarowałaś, że można mieć do ciebie zaufanie, a przede wszystkim, że o tym nie napiszesz?

– I nie napiszę!

– Więc co miała znaczyć ta ostatnia kwestia?

– Proponuję układ. Pozwolisz mi badać tę sprawę na własną rękę, nikomu o tym nie wspominając. Powiem ci, co udało mi się ustalić, o ile cokolwiek znajdę. Jeśli jednak natrafię na jakiś ślad, który pomoże wam rozwikłać tajemnicę wypadków w kościele, a śledztwo zakończy się sukcesem, poproszę, byście pozwolili mi opisać wszystko, a przynajmniej część tej sprawy. Ale do końca śledztwa nie puszczę pary z ust.

– To niemożliwe.

– Dlaczego?

– Bo to nie moja sprawa. Nie mogę i nie powinienem iść na żadne układy ani z tobą, ani z nikim innym. Co mi przyszło do głowy, żeby zabrać cię na tę kolację do Valoniego!

– Nie złość się, Santiago. Przecież dobrze ci życzę i za nic w świecie nie chciałabym ci zaszkodzić. Owszem, jestem dziennikarką, uwielbiam tę pracę, ale przede wszystkim liczysz się ty, a ja nigdy nie przedkładam sukcesów zawodowych nad zaufanie ludzi, nigdy. A zwłaszcza zaufanie własnego brata.

– Chciałbym móc ci zaufać, Ano. Chcę ci ufać. Nie mam innego wyjścia. Ale jutro wracasz do Hiszpanii. Nie powinnaś się tu kręcić.

***

Niemy mężczyzna wpatrywał się obojętnie w drogę, po której sunął sznur samochodów. Kierowca ciężarówki podwożący go do Urfy wydawał się niemy jak on. Odkąd wyruszyli ze Stambułu, milczał jak zaklęty. Odezwał się tylko raz, kiedy przyszedł do domu, w którym niemowa na niego czekał.

– Jestem z Urfy, przyjechałem po Zafarina.

Jego opiekun wiedział, o co chodzi, pokiwał głową i wywołał Zafarina z pokoju. Zafarin rozpoznał człowieka mającego eskortować go do domu. Pochodził z jego miasta, jeszcze jeden zaufany sługa Addaia.

Gospodarz wręczył mu na drogę torbę daktyli, pomarańcze i dwie butelki wody i odprowadził do zaparkowanego samochodu.

– Zafarinie – odezwał się – ten człowiek dowiezie cię do samego Addaia, można mu ufać. Jakie instrukcje dostałeś? – zwrócił się do kierowcy.

– Ma jak najszybciej znaleźć się w mieście. Jego powrót nie może zwrócić niczyjej uwagi.

– Musi tam dotrzeć cały i zdrowy.

– Dojedzie bezpiecznie, zapewniam cię.

Zafarin rozsiadł się wygodnie obok kierowcy. Miał nadzieję, że ten przywiózł mu wieści od Addaia, od rodziny, jakieś plotki z miasta, on jednak skupił się wyłącznie na drodze, prowadząc w zupełnej ciszy. Od czasu do czasu pytał, czy pasażer nie jest głodny albo czy nie chce iść do toalety, i to wszystko.

Na twarzy kierowcy widać było zmęczenie wieloma godzinami jazdy. Zafarin zaproponował mu na migi, że zmieni go za kierownicą, lecz ten odmówił.

– Już niedaleko, a ja wolę uniknąć problemów. Addai nie wybaczyłby mi, gdybym zrobił jakieś głupstwo, a ty, jak słyszałem, ostatnio się nie popisałeś.

Zafarin zacisnął zęby. Ryzykował życie, a ten gbur wyrzuca mu, że się nie popisał! Co on może wiedzieć o niebezpieczeństwie, na jakie narażał się on i jego towarzysze?

Ruch na drodze wzmagał się z godziny na godzinę. E-24 to jedna z najbardziej uczęszczanych tras w Turcji, prowadzi do Iraku, na pola naftowe. Roi się tu od samochodów cywilnych i pojazdów wojskowych, które patrolują granicę turecko-syryjską. Szukających kurdyjskich partyzantów działających w tym regionie.

Już za godzinę będzie w domu. W tej chwili tylko to się liczy.

– Zafarin, Zafarin!

Łamiący się ze wzruszenia głos matki brzmiał w jego uszach jak niebiańska muzyka. Stała przed nim, drobna i wysuszona, w chuście na głowie. To ona rządziła w domu. Nikt nie odważył się jej sprzeciwić.

Jego żona, Ajat, miała łzy w oczach. Błagała go, by nie jechał, by nie podejmował się tego zadania. Jak jednak sprzeciwić się rozkazom Addaia? Ojciec i matka wstydziliby się przed całą wspólnotą.

Wysiadł z ciężarówki i w jednej chwili Ajat zarzuciła mu ramiona na szyję, podczas gdy matka obejmowała go z drugiej strony, zazdrosna o uściski synowej. Objęli się całą trójką, a kiedy Zafarin poczuł jeszcze siłę chłopskich rąk swojego ojca, dał się ponieść wzruszeniu i zapłakał. Przypomniały mu się dawne lata, gdy był małym chłopcem i wracał do domu z podrapaną twarzą i sińcami po bójce na ulicy lub w szkole.

Ojciec go wtedy pocieszał. Zawsze dawał mu poczucie bezpieczeństwa, pewność, że Zafarin może na niego liczyć; niech się dzieje co chce, ojciec jest po to, by go bronić. Teraz zaś Zafarin zdał sobie sprawę, że będzie potrzebował jego wsparcia, kiedy nadejdzie chwila, by stanąć przed Addaiem. Tak, Addai wzbudzał w nim strach.