Nie miała czasu dla Maanu, tak pochłaniało ją uczucie do męża.
Teraz czekała ją śmierć, była pewna, że Maanu nie daruje jej życia. Była taka samolubna! Czy Bóg jej wybaczy?
Na korytarzu rozległy się energiczne kroki i gniewny głos Maanu:
– Chcę zobaczyć mojego ojca!
– Król umarł – odpowiedział strażnik.
– Więc zostałem władcą Edessy – stwierdził zimno. – Marwuz! Wyprowadź królową.
– Nie synu, jeszcze nie. Moje życie jest w twoich rękach, najpierw jednak pogrzebiemy Abgara jak króla. Pozwól mi wypełnić jego ostatnią wolę.
Do następcy tronu na uginających się nogach podszedł Tycjusz, wyciągając w jego stronę zwój pergaminu.
– Mój król, Abgar, podyktował mi swe ostatnie życzenia – powiedział cicho skryba.
Marwuz szepnął coś do ucha Maanu, ten omiótł wzrokiem komnatę i zobaczył, że służący, skrybowie, medyk, straże i dworzanie przyglądają się tej scenie w pełnym napięcia oczekiwaniu. Nie może pozwolić, by poniosła go nienawiść, nie może zrazić do siebie przyszłych poddanych, bo zaczną szemrać i knuć przeciwko niemu. W tej chwili dotarło do niego, że matka znów nad nim góruje. Zapragnął ją zabić, tu, na miejscu, własnymi rękami, musiał jednak zaczekać i pochować swojego ojca, jak przystało na króla.
– Czytaj więc, Tycjuszu – rozkazał.
Skryba drżącym z przejęcia głosem powoli odczytał ostatnią wolę Abgara. Maanu przełykał ślinę, czerwony z gniewu i bezsilności.
Abgar rozkazał, by urządzono mu chrześcijański pochówek i by cały dwór modlił się za jego duszę. Na nabożeństwo powinien stawić się Maanu, towarzysząc matce.
Przez trzy dni i trzy noce jego ciało ma spoczywać w pierwszej świątyni. Następnie orszak, prowadzony przez Maanu i królową, uda się do królewskiego grobowca.
Tycjusz czuł, że głos więźnie mu w gardle. Popatrzył na królową, potem na Maanu. Z fałd szaty wyjął kolejny pergamin.
– Jeśli pozwolisz, panie, przeczytam również, jakie dyspozycje zostawił Abgar swemu następcy.
Przez pełną ludzi komnatę przebiegł szmer zaskoczenia.
Maanu zazgrzytał zębami, myśląc, że ojciec nawet po śmierci nie daje mu spokoju.
Ja, Abgar, król Edessy, rozkazuję memu synowi, Maanu, następcy tronu, by szanował chrześcijan, zezwalając im na trwanie przy ich praktykach religijnych. Czynię go również odpowiedzialnym za bezpieczeństwo jego matki, królowej, której życie jest mi tak drogie. Królowa może wybrać miejsce, w którym zechce zamieszkać, będzie traktowana z szacunkiem, niczego jej nie zabraknie.
Ty, mój synu, będziesz gwarantem mej woli. Jeśli nie spełnisz mych ostatnich rozkazów, Bóg cię ukarze i nie zaznasz pokoju ani za życia, ani po śmierci.
Wszystkie spojrzenia powędrowały ku nowemu władcy.
Maanu trząsł się z wściekłości. Zamiast niego przemówił Marwuz:
– Pożegnamy Abgara zgodnie z jego wolą – oświadczył spokojnie. – Teraz zaś niech każdy wróci do swych obowiązków.
Dworzanie zaczęli się rozchodzić. Królowa, blada i opanowana, czekała, aż syn zadecyduje o jej losie.
Gdy komnata opustoszała, Maanu wycedził:
– Nie wyjdziesz stąd, matko, dopóki cię nie wezwę. Nie będziesz z nikim rozmawiała. Ani z dworzanami, ani z posłami. Zostaną przy tobie dwie służące. A ty, Marwuzie, będziesz odpowiedzialny za wypełnienie moich rozkazów.
Maanu szybko wyszedł z komnaty. Dowódca gwardii zbliżył się do królowej.
– Pani, lepiej będzie, jeśli posłuchasz rozkazów króla.
– Nie sprzeciwiam im się, Marwuzie.
Królowa wpatrywała się w niego tak intensywnie, że zawstydzony mężczyzna spuścił wzrok i czym prędzej opuścił komnatę.
Maanu wydał bardzo dokładne polecenia: Abgar zostanie pochowany tak, jak sam zadysponował, w chwilę po zamurowaniu jego grobu zaś straż zatrzyma najważniejszych chrześcijańskich przywódców i prowodyrów, znienawidzonych Josara i Tadeusza. Zostaną też zburzone wszystkie świątynie, w których gromadzą się chrześcijanie na modlitwy. Ponadto – i tym miał zająć się Marwuz – święta tkanina trafi do pałacu.
Królowej nie pozwolono wyjść z komnaty aż do trzeciego dnia po śmierci Abgara. Zwłoki jej męża spoczywały przez ten czas na katafalku, ustawionym pośrodku pierwszej świątyni, którą Abgar kazał zbudować ku chwale nowego Boga.
Straże czuwały przy królu, lud Edessy zaś złożył mu ostatni hołd, przybywając wspominać człowieka, który przez dziesięciolecia zapewniał im pokój i dostatek.
– Jesteś gotowa, pani?
Marwuz przybył, by zaprowadzić królową do świątyni.
Stamtąd, wraz z Maanu, miała iść w orszaku do grobowca, w którym spocznie Abgar.
Królowa założyła najpiękniejszą tunikę i najcenniejsze klejnoty. Włosy przykryła bogato haftowaną chustą. Wyglądała wspaniale, choć cierpienie naznaczyło jej piękną twarz.
Niewielka chrześcijańska świątynia nie mogła pomieścić wszystkich wiernych. Przybył cały dwór i dygnitarze Edessy.
Królowa poszukała wzrokiem Josara i Tadeusza, nie mogła ich jednak wypatrzyć w tłumie. Poczuła niepokój. Gdzie podziewają się przyjaciele?
Maanu założył koronę Abgara. Zażądał, by na uroczystości obecni byli Tadeusz i Josar, lecz gwardziści nie mogli ich znaleźć.
Modlitwę rozpoczął młody uczeń Tadeusza, prowadzący ceremonię pogrzebową. Kiedy królewska świta miała rozpocząć marsz do grobowca, Marwuz podszedł do króla i szepnął:
– Panie, przeszukaliśmy domy najgorliwszych chrześcijan, lecz nigdzie nie natrafiliśmy na ślad płótna. Nigdzie nie ma też Tadeusza i Josara…
Zamilkł nagle, bo dostrzegł ich, jak śmiertelnie bladzi torują sobie drogę przez tłum. Królowa wyprostowała się i starając się za wszelką cenę powstrzymać łzy, wyciągnęła do nich rękę.
Josar popatrzył na nią z czułością, lecz nie odezwał się ani słowem. Milczał również Tadeusz.
Maanu wydał rozkaz, by kondukt ruszył.
Tłum szedł w ciszy do samego grobowca. Po zakończeniu ceremonii królowa modliła się przez kilka chwil. Kiedy zamurowano wejście do grobowca, Maanu pokazał coś na migi Marwuzowi, ten zaś dał znak strażnikom, którzy na oczach wszystkich rzucili się na Tadeusza i Josara i ich związali.
Poddani w jednej chwili zrozumieli, że Maanu nie uszanuje woli Abgara i będzie prześladował chrześcijan.
Wybuchła panika. Ludzie rzucili się do ucieczki, biegli szukać schronienia w swoich domach. Wielu wiedziało, że jeszcze tej nocy muszą uciekać z Edessy, byle dalej od Maanu.
Nie wszystkim jednak dane było uciec. Żołnierze palili i plądrowali domy najgorliwszych wyznawców Jezusa. Wielu pojmano i stracono bez sądu przed królewskim grobowcem.
Śmiertelny strach malował się na twarzy królowej, którą Marwuz wlókł do pałacu. Widziała, jak prowadzono do lochów Tadeusza i Josara. Żaden z nich nie stawiał oporu, nie wypowiedzieli nawet słowa sprzeciwu.
Swąd spalenizny docierał aż na wzgórze, na którym stał pałac królewski. Krzyki niosły się nad miastem niczym skowyt zranionych zwierząt. Edessa zamarła w panicznym strachu, tymczasem Maanu w sali tronowej pił wino i napawał się widokiem przerażonych twarzy dworzan.
Królowa stała nieruchomo, patrząc na Josara i Tadeusza, którzy milczeli, z rękami związanymi za plecami, w tunikach podartych od uderzeń bata.
– Bij mocniej, chcę słyszeć, jak błagają o litość! – wykrzykiwał król.
Gwardziści pastwili się nad starcami, ci jednak nie wydali jęku, wzbudzając podziw dworzan i jeszcze bardziej podsycając wściekłość króla.
Kiedy Tadeusz upadł, królowa krzyknęła. Na twarzy Josara łzy mieszały się z krwią, a plecy poznaczone były krwawymi pręgami.