– Minister rozmawiał już ze swoimi ludźmi. Nie wydaje mi się, by stawiali przeszkody, w końcu nie chodzi o zbrodniarza czy terrorystę, tylko pospolitego złodziejaszka.
– Dobry plan – pochwaliła Minerva.
– Rzeczywiście – przyznał Giuseppe.
– To jeszcze nie wszystko. Mam niespodziankę dla Sofii. Dzwoniła do mnie Lisa, żona Johna Barry’ego. Lisa jest siostrą Mary Stuart, żony, wyjaśniam niewtajemniczonym, Jamesa Stuarta, który, gdyby ktoś jeszcze o tym nie słyszał, jest jednym z najbogatszych ludzi na świecie. To przyjaciel prezydenta Stanów i połowy świata, oczywiście tej bogatszej. Na liście jego znajomych znajdują się najzamożniejsi biznesmeni i bankierzy. Sama śmietanka. Najmłodsza córka państwa Stuart, Gina, podobnie jak Lisa jest archeologiem i akurat przebywa w Rzymie, w domu ciotki. Poza tym sponsoruje wykopaliska w Herkulanum. Otóż Mary i James Stuartowie zamierzają za dwa tygodnie przyjechać do Rzymu. Lisa wyda kolację, na którą zaprosi wielu przyjaciół Stuartów mieszkających we Włoszech, wśród nich Umberta D’Alaquę. Tak się składa, że ja również jestem zaproszony i kto wie, może John i Lisa będą tak mili i zgodzą się, abyś przyszła i ty, Sofio.
Sofia się rozpromieniła. Nie ukrywała, jak bardzo jest zadowolona z perspektywy ponownego spotkania z D’Alaquą.
– Wydaje mi się, że już bliżej do tego człowieka podejść nie można – zakończył Valoni.
Po zebraniu Sofia zaczekała na szefa.
– To zastanawiające, że siostra Lisy jest żoną rekina finansjery – zaczęła.
– Nie, w gruncie rzeczy to dość proste. Ojciec Mary i Lisy jest profesorem historii średniowiecznej w Oksfordzie. Zresztą obie studiowały historię, tyle że Lisa poświęciła się archeologii, a Mary zainteresowała się średniowieczem, a więc poszła w ślady ojca. Lisa dostała stypendium doktoranckie we Włoszech, siostra często ją odwiedzała. Mary zaczęła pracować w domu aukcyjnym Sotheby’s jako ekspert od sztuki średniowiecznej. Tym sposobem poznała paru ważniaków, wśród nich przyszłego męża. Pokochali się i pobrali. Lisa zaś spotkała Johna i za niego wyszła. Obie panie są chyba zadowolone z wyboru. Mary obraca się w najlepszym towarzystwie, Lisa cieszy się uznaniem w świecie naukowym. Siostra wspiera ją, podobnie jak swoją córkę, Ginę, dofinansowując wykopaliska.
Nie ma tu żadnej tajemnicy.
– Całe szczęście, że przyjaźnicie się z Johnem.
– Tak, to bardzo porządni ludzie. John to jedyny znany mi Amerykanin, którego nie interesuje wyścig szczurów i opiera się, kiedy oferują mu coraz bardziej atrakcyjne posady w innych krajach. Oczywiście korzysta z wpływów Stuartów, by przez tyle lat utrzymać swój angaż dyplomatyczny we Włoszech.
– Sądzisz, że zgodzą się, żebyś przyprowadził mnie na przyjęcie?
– Spróbuję ich przekonać. D’Alaqua wywarł na tobie duże wrażenie, prawda?
– Ogromne. Właśnie w takich facetach chcą się zakochiwać kobiety.
– Zakładam, że ty się jednak nie zakochasz.
– Uff, lepiej niczego nie zakładaj – roześmiała się Sofia.
– Ostrożnie, pani doktor, igrasz z ogniem!
– Nie martw się, Marco, mocno stoję na ziemi i nie zamierzam się od niej odrywać. Zresztą D’Alaqua jest poza moim zasięgiem, możesz spać spokojnie.
– Zadam ci osobiste pytanie. Jeśli uznasz, że wtrącam się w nie swoje sprawy, możesz mnie posłać do diabła. Co się dzieje z Pietrem?
– Nie zamierzam posyłać cię do diabła, tylko powiem prawdę: to koniec. Więcej z tego związku nie wyciśniemy.
– Powiedziałaś mu o tym?
– Umówiliśmy się na kolację właśnie po to, żeby o tym spokojnie porozmawiać. On nie jest głupi i wie, co się święci.
– Cieszę się.
– Cieszysz się? Z czego?
– Bo to nie jest facet dla ciebie. To dobry, porządny człowiek, ma fantastyczną żonę, która oszaleje ze szczęścia, odzyskując męża. Ty, Sofio, pewnego dnia powinnaś odejść od nas i zacząć karierę w innym środowisku, z lepszymi perspektywami. W gruncie rzeczy nasz wydział jest dla ciebie za ciasny.
– Nie mów tak! Wiesz, jaka jestem zadowolona z tej pracy.Nie chcę ani odchodzić, ani niczego zmieniać.
– Nie kłóć się ze mną. Wiesz, że mam rację. Ja umieram ze strachu na samą myśl o wyrwaniu się z tego ciepełka.
Wszedł Pietro, przerywając ich rozmowę. Valoni pożegnał się, ponieważ rano odlatywał do Turynu.
– Idziemy do ciebie? – zapytał Pietro.
– Nie, lepiej znajdźmy jakąś miłą restaurację.
Pietro zaprowadził ją do niewielkiej tawerny przy Trastavere.
Sofia uświadomiła sobie, że w tym samym miejscu jedli razem po raz pierwszy, kiedy ich związek dopiero kiełkował. Zamówili kolację i rozmawiali o błahostkach, odwlekając chwilę, gdy trzeba będzie uderzyć w poważniejszy ton.
– Pietro…
– Spokojnie, wiem, co masz mi do powiedzenia, i zgadzam się z tobą.
– Wiesz?
– Każdy by się domyślił. W pewnych sprawach jesteś czytelna jak książka, nie umiesz udawać.
– Pietro, lubię cię, ale, bądźmy szczerzy, nie jestem w tobie zakochana, więc nie chcę mieć teraz żadnych zobowiązań. Pozostańmy przyjaciółmi.
– Ja cię kocham. Musiałbym być ślepy, żeby się w tobie nie zakochać, wiem jednak, że nie dorastam…
Sofia przerwała mu, zakłopotana.
– Nie mów tak, nie gadaj głupstw, proszę.
– Jestem gliniarzem i wyglądam na gliniarza. Ty jesteś wykształconą kobietą i masz klasę. W dżinsach czy w kreacji od Armaniego, zawsze jesteś damą. Miałem wielkie szczęście, że podarowałaś mi trochę swojego czasu, ale wiedziałem, że pewnego dnia zamkniesz mi drzwi przed nosem i niestety ten dzień nadszedł. To D’Alaqua?
– Nawet na mnie nie spojrzał! Nie, Pietro, nie chodzi o żadnego mężczyznę. Po prostu nasz związek niczego nam już nie przyniesie. Kochasz żonę, ja to rozumiem. To dobra kobieta, zresztą bardzo ładna. Nigdy się z nią nie rozwiedziesz, nie zniesiesz myśli o rozstaniu z dziećmi.
– Sofio, gdybyś postawiła mi ultimatum, odszedłbym od niej.
Zapadła cisza. Sofii zbierało się na płacz, opanowała się jednak. Była zdecydowana zerwać z Pietrem, nie poddawać się wzruszeniu, które kazałoby jej cofnąć decyzję, jaką powinna była podjąć dawno temu.
– Myślę, że rozstanie będzie lepsze dla nas obojga. Zostaniemy przyjaciółmi?
– Nie wiem.
– Dlaczego?
– Bo nie wiem. Szczerze powiedziawszy, nie jestem pewien, jak to zniosę. Nadal będziemy widywali się w pracy, a jednak nie wolno mi będzie o tobie myśleć, a pewnego dnia przyjdziesz i zwierzysz mi się, że w twoim życiu jest inny mężczyzna. Łatwo powiedzieć: „zostańmy przyjaciółmi”… Nie oszukujmy się, nie wiem, czy potrafię. A jeśli okaże się, że nie potrafię, postaram się znaleźć daleko od ciebie, zanim cię znienawidzę.
Te słowa zmartwiły Sofię. Musiała przyznać rację Valoniemu. Nie mylił się ani trochę, kiedy powtarzał, że to błąd, kiedy miesza się uczucia z pracą. Kości zostały rzucone, nie ma odwrotu.
– Raczej to ja odejdę. Zostanę w tej pracy do końca śledztwa, żeby się przekonać, na jakie tropy naprowadzi nas ten niemowa. Potem złożę wymówienie i znajdę sobie inne zajęcie.
– Nie, to by było niesprawiedliwie. Wiem, że ty jesteś w stanie traktować mnie po koleżeńsku jak każdego z nas. To ja będę miał problem, znam siebie. Poproszę, żeby mnie przenieśli.
– Nie, nie, lubisz pracę w tym wydziale, to był duży skok w twojej karierze, nie pozwolę, żebyś zmarnował to przeze mnie. Marco jest zdania, że powinnam szukać innej drogi. Zresztą mnie samą kusi, by wziąć się do czegoś nowego. Wykładać na uczelni… Wybrać się na wyprawę archeologiczną… Kto wie, może się odważę i otworzę galerię sztuki? Czuję, że zamykam jakiś etap w życiu. Valoni zdaje sobie z tego sprawę, sam mnie zachęca, żebym poszukała czegoś nowego, i ma rację. Chcę cię tylko poprosić o przysługę: zrób, co możesz, żebym pociągnęła to jeszcze parę miesięcy, dopóki nie zakończymy śledztwa w sprawie pożaru. Bardzo cię proszę, pomóżmy sobie nawzajem jak najlepiej wykorzystać ten czas.