– Postaram się.
Pietro miał łzy w oczach. Sofia była zmieszana, nie sądziła, że aż tak ją kocha.
A może to tylko zraniona męska duma?
Izaz i Obodas łapczywie pożerali ser i figi, które przyniósł im Tymeusz. Byli zmęczeni długą wędrówką i nieustannym lękiem, że dopadną ich żołnierze Maanu i zawiozą do Edessy.
Tymczasem zatrzymali się w domu Tymeusza w Sydonie.
Harran, przewodnik karawany, zapewnił ich, że pchnie gońca do Seninu z wiadomościami, że szczęśliwie zakończyli podróż.
Tymeusz ugościł ich serdecznie i kazał odpocząć, zanim opowiedzą mu o tym, co spotkało ich w podróży. Nie był zaskoczony ich przybyciem. Czekał na nich od miesięcy, odkąd otrzymał list od Tadeusza, w którym ten zwierzał mu się ze swych obaw: Abgar podupadł na zdrowiu i jeśli umrze, nienawiść jego syna zwróci się przeciwko chrześcijanom. Nawet królowa nie zdoła im pomóc.
Starzec patrzył na nich ze współczuciem, wiedział, jak udręczone są ich dusze. Zaproponował, by Izaz i olbrzym Obodas zatrzymali się u niego w domu, dzieląc małą izbę, jedyną, jaką miał prócz własnej, gdyż żył skromnie, bez zbytków, jak przystało prawdziwemu naśladowcy Jezusa.
Opowiedział im, że w Sydonie powstała niewielka wspólnota chrześcijańska. Wierni zbierają się popołudniami na modlitwy, potem zostają jeszcze jakiś czas, by posłuchać nowin ze świata – zawsze znajdzie się wędrowiec przynoszący wieści z Jerozolimy, lub krewniak z nowinami z Rzymu.
Izaz z uwagą słuchał starca, a kiedy obaj z Obodasem się posilili, poprosił Tymeusza o rozmowę w cztery oczy.
Obodas się obruszył. Dostał od Senina wyraźny rozkaz: nie spuszczać z oka młodego Izaza i go bronić.
Starzec Tymeusz, widząc wahanie w oczach olbrzyma, uspokoił go:
– Nie lękaj się, Obodasie. Mamy wywiadowców, którzy uprzedzą nas, jeśli ludzie Maanu trafią do Sydonu. Odpoczywaj w spokoju, ja tymczasem porozmawiam z Izazem. Będziesz nas widział z okna izby.
Obodas nie odważył się sprzeciwić starcowi. Poszedł do izby i usadowił się przy oknie, by dobrze widzieć Izaza.
Rozmawiali szeptem. Lekka poranna bryza niosła ich słowa w stronę morza. Obodas widział, jak zmienia się twarz starca słuchającego relacji chłopaka. Niedowierzanie, ból, strach… takie uczucia malowały się na pooranej zmarszczkami twarzy Tymeusza.
Kiedy Izaz skończył, Tymeusz mocno uścisnął mu dłoń i pobłogosławił znakiem krzyża. Potem weszli do domu.
Tymeusz poszedł do izby, w której czuwał Obodas, i obaj młodzieńcy posłusznie, tak jak polecił im starzec, ułożyli się do snu: mieli odpoczywać aż do popołudnia, a wtedy spotkają się z małą grupką chrześcijan z Sydonu, ich nowej ojczyzny.
Wiedzieli już, że nigdy nie wrócą na ziemię swoich przodków.
Jeśli to zrobią, Maanu każe ich zabić, zanim przekroczą bramy miasta.
Tymeusz wszedł do świątyni przylegającej do domu. Tam, padłszy na kolana, modlił się do Boga, prosząc o natchnienie, co zrobić z tajemnicą, jaką powierzył mu Izaz i za jaką Josar, Tadeusz, Marcjusz i inni chrześcijanie oddali życie.
Teraz tylko on i Izaz wiedzą, gdzie ukryty został całun Pana.
Tymeusz martwił się, że pewnego dnia będzie musiał przekazać sekret innej osobie, bo jest już stary i wkrótce umrze. Izaz jest jeszcze młody, co się jednak stanie, kiedy osiągnie podeszły wiek? Może się zdarzyć, że Maanu umrze przed nimi, a wtedy chrześcijanie będą mogli wrócić do Edessy. A jeśli nie? Komu zaufać, komu powiedzieć o miejscu, w którym Marcjusz ukrył całun? Nie mogą zabrać tej tajemnicy do grobu.
Mijały godziny. Tymeusz nie zdawał sobie sprawy z upływu czasu. W końcu, kiedy nadeszło popołudnie, znaleźli go Izaz z Obodasem. Starzec podjął już decyzję.
Podniósł się powoli. Bolały go nogi, zdrętwiały kolana.
Uśmiechnął się do swoich gości, prosząc ich, by poszli za nim do domu wnuka, od którego odgradzał ich tylko niewielki sad.
– Janie! Janie! – zawołał Tymeusz.
Z pobielonego wapnem domu, obrośniętego dzikim winem, wyszła młoda kobieta z dzieckiem na rękach.
– Jeszcze nie wrócił, dziadku. Niebawem zawita, sam wiesz, że zawsze stawia się na czas modlitwy.
– To Alaida, żona mojego wnuka, a to ich mała córeczka, Miriam.
– Wejdźcie do środka, napijecie się wody z miodem – zaprosiła ich Alaida.
– Nie córuś, nie teraz. Nasi bracia wkrótce zaczną schodzić się na modlitwę. Chciałbym tylko, byście z Janem poznali tych dwóch młodzieńców, którzy u mnie zamieszkają.
Skierowali kroki do świątyni, gdzie kilka rodzin gawędziło przyjacielsko. Byli wśród nich wieśniacy i drobni rzemieślnicy, którzy przyjęli wiarę w Jezusa. Tymeusz przedstawiał im Izaza i Obodasa, prosząc obu młodzieńców, by opowiedzieli o swojej ucieczce z Edessy.
Izaz, nieco onieśmielony, zaczął mówić o ostatnich wydarzeniach w Edessie, i odpowiadać na pytania zadawane przez członków wspólnoty. Kiedy skończył, Tymeusz zwrócił się do wszystkich o modlitwę, by Jezus pomógł wiernym w osieroconym przez Abgara mieście. Zebrani pomodlili się, zaśpiewali dodające otuchy pieśni i podzielili chleb i wino przyniesione przez Alaidę.
Jan był dobrze zbudowanym mężczyzną średniego wzrostu, czarnowłosym, z gęstym czarnym zarostem. Spóźnił się na zebranie wspólnoty i przyszedł prosto do domu Tymeusza w towarzystwie Harrana i kilku innych mężczyzn z karawany, dźwigających tobołki.
– Senin, mój pan – zaczął Harran – chciał, bym wręczył wam te dary. Dzięki nim bez trudu wystarczy wam na wikt dla Izaza oraz jego opiekuna, Obodasa. Przysyła ci również sakiewkę złota, przyda wam się w trudnych chwilach.
Izaz z niedowierzaniem oglądał dary. Senin okazał się niezmiernie hojny. Przed wyjazdem jemu również dał woreczek złota, tyle, by nie musieli martwić się o byt do końca swoich dni.
– Dzięki, Harranie, przyjacielu. Modlę się, byś odnalazł Senina w równie dobrym zdrowiu, w jakim go zostawiłeś, i by nie padł ofiarą gniewu Maanu. Powiedz swojemu panu, że te dary, podobnie jak te, które przywiozłeś mi od królowej przed kilkoma miesiącami, przeznaczymy na pomoc biednym, tak jak nauczał nas Jezus, i na zapewnienie spokojnego bytu naszej skromnej wspólnocie. Mniemam, że zabawisz kilka dni w Sydonie, zanim wrócisz do Edessy, więc wystarczy mi czasu, by napisać list do Senina.
Izaza dręczyły koszmary. Widział twarze trawione płomieniem i ziemię grząską od krwi. Kiedy się obudził, był zlany potem.
Wyszedł do sadu, by odświeżyć się wodą ze studni. Mimo wczesnej pory znalazł tam Tymeusza przycinającego cytrynowe drzewko.
Starzec zaproponował mu spacer po plaży, by przywitać rześki poranek.
– Czy Obodas nie przestraszy się, kiedy się obudzi?
– Z pewnością. Ale poproszę Jana, by powiedział mu, dokąd poszliśmy. i w Wydawszy polecenia wnukowi, który mimo wczesnej pory wstał już i również zabrał się do pracy w sadzie, ruszyli na plażę.
Tego ranka Marę Nostrum, jak nazywali Rzymianie Morze Śródziemne, było wzburzone. Fale zaciekle uderzały o brzeg i wyrywały połacie piasku.
Izaz wpatrywał się w morze jak zaczarowany. Po raz pierwszy widział taki bezmiar wód i wydało mu się, że jest świadkiem cudu.
– Izazie, Bóg chciał uczynić z nas depozytariuszy całunu swego syna. Całun musi pozostać tam, gdzie ukrył go Marcjusz, nieważne na jak długo. Z całą pewnością do czasu, aż Edessa stanie się na powrót miastem chrześcijan i będziemy pewni, że płótnu nic nie grozi. Być może ani ty, ani ja nie dożyjemy tego szczęśliwego dnia, więc po mojej śmierci musisz wybrać godnego człowieka, któremu można będzie powierzyć tę tajemnicę. Kiedy nadejdzie czas, przekaże on ją swemu następcy.