Выбрать главу

– A co ty masz z tym wspólnego? – zainteresowała się Mary.

– Moja firma prowadzi renowację katedry. Pani doktor próbuje ustalić, czy przyczyną pożaru była czyjaś nieostrożność, czy też było to podpalenie.

Valoni przygryzł wargę. Musiał przyznać, że D’Alaqua doskonale nad sobą panuje. Zupełnie jakby starał się zademonstrować, że jest niewinny.

– Proszę powiedzieć, pani doktor, czy to mogło być podpalenie? – zapytała jedna z kobiet, księżna, która nieraz gościła na stronach plotkarskich magazynów.

Sofia spojrzała na D’Alaquę z wyrzutem. Niepotrzebnie dał wszystkim do zrozumienia, że ona jest tu trochę nie na miejscu, jak gdyby wprosiła się na to przyjęcie. Wyglądało na to, że Paola i Valoni również czują się skrępowani.

– Kiedy w jakimś miejscu dochodzi do wypadku, tak jak w katedrze, w której zgromadzone są niezliczone dzieła sztuki, mamy obowiązek zbadać wszystkie okoliczności.

– Czy są już pierwsze ustalenia? – nie dawała za wygraną księżna.

Sofia popatrzyła błagalnie na Valoniego.

– Widzi pani – zaczął komisarz – nasze działania są dość rutynowe. Włochy to kraj obdarzony ogromnym dziedzictwem kulturowym, naszym zadaniem jest je ochraniać.

– Tak, ale…

Lisa nie pozwoliła księżnej drążyć tematu, wzywając kelnera z tacą zastawioną kieliszkami. John, korzystając z zamieszania, delikatnie wziął Valoniego pod ramię i poprowadził do innej grupki gości. Paola podążyła za mężem. Sofia jednak stała, jakby wrosła w ziemię, wciąż patrząc na D’Alaquę.

– Sofio – odezwała się Lisa – chcę ci przedstawić profesora Rosso. Nadzoruje wykopaliska w Herkulanum.

– W czym się pani specjalizuje, pani doktor? – zapytała Mary.

– Zrobiłam doktorat z historii sztuki, a wcześniej dyplom z filologii klasycznej i włoskiej. Mówię biegle po angielsku, francusku, hiszpańsku, grecku i dosyć dobrze po arabsku.

Powiedziała to z dumą i natychmiast tego pożałowała. Zbyt późno zrozumiała, że się ośmiesza. Chciała zrobić wrażenie na bogaczach, których tak naprawdę nic a nic nie obchodziło, kim ona jest i ile wie. Była wściekła, że jest obserwowana jak rzadki okaz owada przez wszystkie te piękne, zadbane kobiety i ustosunkowanych mężczyzn.

Lisa znów podjęła próbę odciągnięcia Sofii do innej grupki gości.

– Liso, pozwól nam nacieszyć się rozmową z panią doktor.

Słowa D’Alaquy zaskoczyły Sofię. Lisa poddała się i odeszła.

Sofia i D’Alaqua zostali sami.

– Zauważyłem, że jest pani odrobinę spięta. Dlaczego?

– Dobry z pana obserwator. Nie wiem dlaczego…

– Niepotrzebnie. Nie powinna też czuć się pani urażona, kiedy Mary zapytała o pani zajęcie. To nadzwyczajna kobieta, inteligentna i wrażliwa, w jej pytaniu nie było podtekstów, może mi pani wierzyć.

– Jestem pewna, że ma pan rację.

– Przyszli państwo tylko po to, by spotkać się ze mną. Chyba się nie mylę?

Zuchwałe stwierdzenie D’Alaquy wywołało rumieńce na twarzy Sofii. Znów czuła się, jakby przyłapano ją na podkradaniu herbatników ze słoika.

– Niezupełnie. Mój przełożony jest przyjacielem Johna Barry’ego, ja zaś…

– Pani zaś wyszła z mojego gabinetu, wiedząc dokładnie tyle, ile wiedziała pani przedtem. Zaaranżowaliście więc wraz z przełożonym to „przypadkowe” spotkanie. Niestety, to intryga szyta zbyt grubymi nićmi.

Sofia płonęła ze wstydu. Nie była przygotowana ani na ten pojedynek, ani na bezceremonialność rozmówcy, który uświadamiał jej niezręczność sytuacji, wyraźnie rozbawiony jej zakłopotaniem.

– Niełatwo się z panem spotkać.

– Ma pani rację. Proszę więc korzystać z okazji i pytać, o co tylko pani chce.

– Jak już powiedziałam, podejrzewamy, że wypadek w kościele został przygotowany i mógł to zrobić jedynie ktoś z pańskiej firmy. Po co?

– Wie pani doskonale, że nie znam odpowiedzi na to pytanie. Pani natomiast ma jakieś podejrzenia. Najprościej będzie, jeśli się pani nimi ze mną podzieli, a wtedy zobaczymy, czy mogę być pomocny.

Stojący w drugim końcu tarasu Valoni i Lisa ze zdumieniem obserwowali rozmawiających. Lisa, starając się ukryć zdenerwowanie i niesmak, jakim napawała ją ta sytuacja, postanowiła uwolnić D’Alaquę od towarzystwa Sofii.

– Wybacz, Sofio, ale inni przyjaciele Umberta nie mogą się doczekać, by z nim porozmawiać. Mój szwagier James dopytuje się o ciebie, Umberto…

Sofia poczuła się upokorzona. Lisa obraziła ją, nawet jeśli nie miała tego zamiaru.

– Liso, to ja nie pozwalam pani doktor odejść i jeśli pozwolisz, zatrzymam ją jeszcze przez chwilę. Od dawna nie prowadziłem tak zajmującej konwersacji.

– Naturalnie, przepraszam, ja tylko… Gdybyście czegoś potrzebowali…

– Noc jest taka piękna, wy z Johnem cudownie zajmujecie się gośćmi… Jestem wam wdzięczny, że mnie zaprosiliście, dziękuję, Liso.

Lisa patrzyła to na jedno, to na drugie, niewiele rozumiejąc z całej tej sytuacji, i w końcu dała im spokój. Podeszła do Johna i szepnęła mu coś na ucho.

– Dziękuję – powiedziała Sofia.

– Ależ pani doktor, niech pani nie umniejsza swojej wartości.

– Nie sądzę, by mi się to kiedykolwiek zdarzało.

– Tego wieczoru, owszem.

– Nasza obecność na tym przyjęciu to pudło – westchnęła Sofia.

– Wyszło zbyt ewidentnie – przyznał D’Alaqua. – Zdenerwowanie naszych gospodarzy zdradza, że wyreżyserowali to przedstawienie. Dziwne, że Mary i James o tym wiedzieli…

– O niczym nie wiedzieli. Zachodzą w głowę, po co ich siostra nas tu zaprosiła. Przykro mi, popełniliśmy błąd.

– Nie odpowiedziała pani na moje pytanie.

– Pytanie? Jakie pytanie?

– Jakie ma pani podejrzenia?

– Że ktoś chce ukraść relikwię. Nie wiemy jeszcze, czy tylko ukraść, czy zniszczyć, nie ulega jednak wątpliwości, że to z powodu całunu wybuchł pożar, zresztą w przeszłości, przy okazji licznych pożarów w katedrze…

– To interesująca teoria – przerwał jej D’Alaqua. – Teraz proszę zdradzić, kogo państwo podejrzewają, kto byłby zdolny ukraść lub zniszczyć całun, a przede wszystkim, po co?

– Tego właśnie dotyczy nasze śledztwo.

– Nie mają państwo dowodów, które potwierdzałyby te domysły, prawda?

– Nie – przyznała Sofia.

– Pani doktor, czy uważa pani, że ja mógłbym chcieć zniszczyć całun turyński?

W słowach D’Alaquy pobrzmiewała kpina, która coraz bardziej peszyła Sofię.

– Tego nie powiedziałam. Nie jest pan o nic podejrzany, lecz niewykluczone, że któryś z pana pracowników może być zamieszany w ten wypadek.

– O ile mi wiadomo, pan Lazotti, szef kadr COCSY, nie odmówił państwu współpracy?

– Nie mamy żadnych zastrzeżeń. Był bardzo życzliwy i skuteczny, przysłał nam obszerny raport i wszystkie dane, o jakie go prosiłam.

– Pozwolę sobie zadać jeszcze jedno pytanie: czego państwo oczekiwali, pani przełożony i pani, po dzisiejszym spotkaniu?

Sofia opuściła wzrok i by ukryć zmieszanie, upiła łyk szampana. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Człowiekowi tak poważnemu jak D’Alaqua nie mogła przecież wyznać, że kieruje się intuicją. Czuła, że została przeegzaminowana i że oblała ten egzamin, bo jej odpowiedzi na pytania D’Alaquy nie były zadowalające.

– Miałam nadzieję, że uda mi się z panem porozmawiać, i że wiele będzie zależało od tego, co pan powie…

– Czy nie pora na kolację? – zapytał nagle.

Spojrzała na niego zaskoczona. D’Alaqua wziął ją pod ramię, kierując się w stronę bufetu. Podszedł do nich James Stuart w towarzystwie ministra finansów.