– Pójdę z tobą – odrzekł Kalman. – Skierowali się do komnaty, w której, leżąc krzyżem, modlił się biskup.
– Eulaliuszu… – szepnął medyk.
– Szczęść Boże, Janie – powitał go biskup, wstając z trudem i siadając przy stole. – Usiądź tu, obok mnie.
Eulaliusz skurczył się, przez cienką siną skórę przeświecały kości. Jan był wstrząśnięty. Pomyślał, że przybył do Edessy, by pokazać chrześcijanom twarz Jezusa, lecz nie odważył się wypełnić powierzonego mu zadania. Przez długie miesiące oblężenia nawet nie pomyślał o zwoju świętego płótna. Teraz zaś, przeczuwając śmierć unoszącą się nad Eulaliuszem, zrozumiał, że wkrótce zacznie krążyć również nad nim.
– Kalmanie, zostaw nas na chwilę – poprosił.
Biskup dał młodemu kapłanowi znak, by posłuchał polecenia Jana.
Jan popatrzył w skupieniu na biskupa, wziął go za rękę i usiadł obok niego.
– Wybacz, Eulaliuszu, od samego początku robię wszystko nie tak, jak należy, a największym grzechem, jakiego się dopuściłem, był brak zaufania. Zgrzeszyłem pychą, nie zdradzając ci miejsca ukrycia całunu. Wyjawię ci je jednak, a ty zdecydujesz, co powinniśmy uczynić. Niech Bóg mi wybaczy, jeśli w tym, co powiem, zabrzmi zwątpienie, ale jeśli na płótnie rzeczywiście odbity jest wizerunek Syna Bożego, to On nas wybawi, tak jak ocalił życie Abgarowi.
Eulaliusz słuchał w milczeniu. Przez ponad czterysta lat całun Chrystusa spoczywał w otworze wykutym w murze, nad zachodnią bramą miasta, w jedynym miejscu, jakie dotychczas wytrzymało zaciekłe ataki perskich wojsk.
Starzec dźwignął się z wysiłkiem i nie wstydząc się łez, uściskał aleksandryjczyka.
– Chwała niech będzie Panu! Moje serce wypełnia radość. Wejdziesz na mur i wydostaniesz płótno. Każę Efremowi i Kalmanowi pójść z tobą. Czuję, że Jezus jeszcze może zlitować się nad nami i sprawić cud.
– Nie, nie mogę powiedzieć żołnierzom, którzy narażają życie, że zamierzam poszukać skrytki w murze! Pomyślą, że postradałem rozum, albo że ukryłem tam jakiś skarb… Nie, nie mogę tam pójść.
– Pójdziesz, Janie.
Głos Eulaliusza odzyskał stanowczość. Jan opuścił głowę, wiedząc, że musi być mu posłuszny.
– Pozwól, Eulaliuszu, bym powiedział, że przychodzę z twojego rozkazu.
– Bo tak jest. Zanim przyszliście, usłyszałem głos Matki Jezusowej, która powiedziała, że Edessa się obroni. Stanie się tak, jeśli Bóg tego zechce.
Do komnaty dobiegały okrzyki żołnierzy, pomieszane z żałosnym płaczem dzieci i krzykiem kobiet. Eulaliusz wezwał Kalmana i Efrema.
– Miałem sen. Pójdziecie z Janem do zachodniej bramy.
– Ależ Eulaliuszu! – wykrzyknął Efrem – Żołnierze nas nie przepuszczą…
– Pójdziecie i zrobicie to, co każe Jan. Edessa ocaleje.
Oburzony kapitan kazał kapłanom wracać, skąd przyszli.
– Bramy mogą w każdej chwili runąć pod naporem wroga, a ci każą mi szukać jakiejś dziury w murze! Rozum wam odebrało! Nie obchodzi mnie, kto was tu przysłał, choćby i sam biskup! Idźcie precz!
Jan oświadczył kapitanowi, że czy to z jego pomocą, czy bez niej, dostaną się nad zachodnią bramę.
Pod gradem strzał trzej mężczyźni kuli bez wytchnienia na oczach osłupiałych żołnierzy, resztkami sił broniących tej części miejskich murów.
– Coś tu jest! – wykrzyknął nagle Kalman.
Parę minut później Jan trzymał w ręku poczerniały koszyk.
Otworzył go i pogładził starannie złożoną tkaninę, po czym, nie czekając na towarzyszy, puścił się pędem do domu Eulaliusza.
Ojciec mówił prawdę: jego rodzina przechowywała płótno, w które Józef z Arymatei owinął ciało Jezusa.
– Biskup zadrżał ze wzruszenia, ujrzawszy poruszonego Jana.
Ten wyjął tkaninę i rozłożył ją przed zdumionym starcem, który ledwo wstawszy z łoża, padł na kolana, wpatrując się w odbitą na płótnie twarz mężczyzny.
– Cóż to za pasjonująca lektura? Nawet nie zauważyłaś, kiedy wszedłem.
– Przepraszam, Marco – odparła Sofia. – Rzeczywiście, nie zdawałam sobie sprawy, że tu jesteś. Poruszasz się tak bezszelestnie, jakbyś przeniknął przez ścianę.
– Co czytasz?
– Historię całunu turyńskiego.
– Przecież znasz ją na pamięć. Prawie wszyscy Włosi ją znają.
– Mam nadzieję, że natchnie mnie jakimś pomysłem.
– W związku z naszym śledztwem?
– Nie chcę niczego przeoczyć.
Valoni patrzył na nią zdezorientowany. Albo się zestarzał i widzi tylko tyle, ile chce zobaczyć, albo Sofia ma rację i może warto zbadać jakieś okoliczności z przeszłości.
– Znalazłaś coś?
– Nie, na razie tylko czytam. Mam nadzieję, że w końcu zapali mi się jakieś światełko – uśmiechnęła się Sofia, pokazując swoje czoło.
– Jak daleko zaszłaś?
– Właściwie dopiero zaczęłam. Jestem w czwartym wieku, kiedy to biskupowi Edessy, Eulaliuszowi, przyśniło się, że pewna kobieta wyjawiła mu, gdzie leży całun. Wiesz pewnie, że przez długi czas nikt nie wiedział, gdzie jest całun, a nawet, że istnieje, ale Ewagriusz…
– Cóż to za Ewagriusz? – zainteresowała się Minerva, która właśnie weszła.
– Otóż Ewagriusz Scholastyk w swojej Historii Kościoła pisze, że w pięćset czterdziestym czwartym roku Edessa pokonała wojska Chosroesa Pierwszego, które oblegały miasto, a wszystko to dzięki mandylionowi. Obniesiono go w procesji po blankach murów i…
– W dalszym ciągu nie wiem, kim był Ewagriusz ani co to takiego mandylion – przerwała Sofii Minerva.
– Jeśli cierpliwie posłuchasz do końca, wszystkiego się dowiesz.
– Przepraszam, masz rację. Rozmawiacie, a ja się wtrącam. – Minerva wyglądała na nadąsaną.
Valoni przyglądał jej się z rozbawieniem. Nigdy nie potrafiła zapanować nad zniecierpliwieniem i złym humorem.
– Sofia zgłębia historię całunu – wyjaśnił Valoni. – Kiedy weszłaś, rozmawialiśmy właśnie o jego pojawieniu się w Edessie w pięćset czterdziestym czwartym roku, podczas perskiego oblężenia. Edeseńczycy byli tak zdesperowani nieustępliwością wroga i bezskutecznością swojej obrony, że w każdej chwili mogli poddać miasto. Deszcz płonących strzał spadał na machiny oblężnicze Persów, nie udawało się ich jednak skutecznie podpalić.
– I co zrobili? – zainteresowała się Minerva.
– Jeśli wierzyć Ewagriuszowi Scholastykowi – podjęła wątek Sofia – Eulaliusz, biskup Edessy, miał sen, w którym jakaś kobieta powiedziała mu, gdzie ukryty jest całun. Odnaleźli go nad zachodnią bramą, w niszy wykutej w murze. Odkrycie to przywróciło im wiarę w zwycięstwo, ponieśli więc tkaninę wzdłuż blanek muru, skąd nadal posyłali płonące strzały w stronę perskich machin, które teraz zaczęły zajmować się ogniem, Persowie zaś rzucili się do ucieczki.
– Piękna historia, tylko czy prawdziwa? – westchnęła Minerva.
– My, historycy, uznajemy za fakty wiele legend, a jak niewinne bajki traktujemy wydarzenia historyczne. Nie trzeba daleko szukać przykładów: Troja, Mykeny, Knossos… to wszystko miasta, które przez całe wieki spychano do sfery mitów, tymczasem Schliemann, Evans i inni archeolodzy uparli się, że dowiodą ich istnienia i udało im się – odpowiedziała Sofia.
– Biskup chyba wiedział, że całun tam był, bo nawet najbardziej łatwowierne osoby nie wierzą w sny, prawda?
– Tak też to zrozumieliśmy – odparł Valoni. – Prawdopodobnie masz rację. Eulaliusz zapewne wiedział, gdzie jest całun, może nawet sam kazał go tam umieścić, by w odpowiedniej chwili się „odnalazł” i mógł zostać uznany za cud. Tylko niech mi ktoś znajdzie mądrego, który będzie wiedział na pewno, co wydarzyło się przed piętnastoma wiekami. Co do twojego pytania o mandylion, to greckie słowo, oznacza święte oblicze. Mandylion to też całun, tyle że złożony tak, że widać tylko twarz.