Выбрать главу

– Twój wyjazd do Włoch to duże ryzyko.

– To ryzyko zamieni się w poważne zagrożenie dla nas wszystkich, jeśli będę siedział z założonymi rękami.

– W Turynie mamy ludzi, którzy tylko czekają na twoje dyspozycje, zrobią wszystko, co im każesz. Jeśli policja rzeczywiście coś szykuje, nie powinieneś wchodzić im w drogę.

– Dlaczego uważasz, że policja coś szykuje?

– Tak wynika z listu. Chyba nie zastawiasz na mnie kolejnej pułapki…

– Najpierw pojadę do Berlina, potem do Mediolanu i Turynu. Bardzo szanuję rodzinę Mendibha, wiesz o tym, ale nie pozwolę, by chłopak ściągnął na nas kłopoty.

– Możesz zabrać go z Turynu, gdy tylko wypuszczą go na wolność.

– A jeśli to podstęp? Jeśli zwalniają go, by go śledzić? Sam bym tak zrobił na ich miejscu. Nie mogę pozwolić, by narażał wspólnotę na niebezpieczeństwo, dobrze o tym wiesz. Jestem odpowiedzialny za wiele rodzin, twoją również. Chcesz, by nas zmiażdżyli, odebrali wszystko, co mamy? Czyżbyśmy mieli zdradzić pamięć, jaką przodkowie zapisali nam w testamencie? Jesteśmy tym, czym musimy być, nie czym chcielibyśmy być.

– Wyjazd do Turynu to niepotrzebna brawura.

– Nie jestem lekkomyślny, wiesz o tym najlepiej, ale w liście ostrzegają nas, że może się szykować zasadzka. Muszę coś zrobić, żebyśmy w nią nie wpadli.

– Dni Mendibha są policzone.

– Kiedy człowiek się rodzi, jego dni już są policzone.

Zostaw mnie teraz, muszę popracować. Zawiadom mnie, kiedy przyjdzie Talat.

Guner wyszedł z gabinetu i udał się wprost do kaplicy. Tam, padłszy na kolana, rozpłakał się jak dziecko i wpatrując się w krzyż na ołtarzu, szukał lekarstwa na swoje cierpienie.

– Czasami podejrzewam, że masz jakąś nerwicę – powiedział Giuseppe, patrząc, jak Valoni spaceruje z kąta w kąt.

– Posłuchaj, Giuseppe, jestem pewny, że ci złodzieje wchodzą i wychodzą jakimś tajemnym przejściem. Podziemia Turynu są podziurawione jak ser gruyere, same tunele, dobrze o tym wiesz.

Sofia w milczeniu słuchała kolegów, przyznając rację Valoniemu. Niemi złoczyńcy wyrastali jak spod ziemi i znikali, jakby się pod ziemię zapadli. Policjanci byli już pewni, że operacje wymierzone w całun – zakładając, że rzeczywiście chodzi o kradzież całunu z katedry, jak utrzymywał Valoni, są dziełem jakiejś organizacji. To ona zlecała niemowom włamania.

W ostatniej chwili szef zdecydował się zabrać z nimi do Turynu. Minister kultury załatwił mu pozwolenie u ministra obrony na zbadanie tuneli, zwykle zamkniętych dla osób postronnych. Na planach podziemnych tuneli, którymi dysponowało wojsko, nie było takiego, który prowadziłby do katedry. Instynkt jednak podszeptywał Valoniemu, że się mylą, więc korzystając z pomocy komendanta wojsk inżynieryjnych i czterech saperów z tego samego oddziału imienia Pietra Mikki, mieli sprawdzić zamknięte tunele. Podpisał dokument, w którym oświadczał, że wie o ryzyku z tym związanym, minister zaś zaznaczył, że nie wolno mu narażać na niebezpieczeństwo życia komendanta i oddelegowanych do tego zadania żołnierzy.

– Przestudiowaliśmy wszystkie plany i nie ma tunelu, który prowadzi do katedry – nie dawał za wygraną Giuseppe.

– Nie wiemy wszystkiego o podziemiach miasta – wtrąciła się Sofia. – Gdyby tak zacząć kopać, Bóg jeden wie, co byśmy odkryli. Niezbadane galerie, korytarze, które nagle się urywają. Nie wiadomo, czy któryś nie prowadzi do samej katedry. To byłoby logiczne. Nie zapominaj, że miasto wielokrotnie było oblężone, a w katedrze przechowywane są bezcenne eksponaty, które turyńczycy z pewnością chcieli ochronić przed najeźdźcami. Nie zdziwiłabym się, gdyby któryś z korytarzy pozornie wiodących donikąd, kończył się w samym kościele.

Giuseppe zamilkł. Szanował Valoniego i Sofię za ich wiedzę.

Byli historykami i widzieli rzeczy, jakie umykały zwyczajnym śmiertelnikom. W dodatku ta sprawa była oczkiem w głowie komisarza. Wiedział, że albo rozwikła tajemnicę, albo zakończy karierę, ponieważ od miesięcy nie zajmuje się niczym innym niż pożar w katedrze.

Zatrzymali się w hotelu Alexandra w pobliżu turyńskiej starówki. Następnego dnia mieli ostro wziąć się do pracy.

Valoni spenetruje podziemia, Sofię czeka audiencja u kardynała, Giuseppe zaś spotka się z karabinierami, by ustalić, ilu ludzi będą potrzebowali do śledzenia niemowy.

Wieczorem Valoni zaprosił wszystkich na kolację do restauracji rybnej Al Ghibellin Fuggiasco. Ożywioną rozmowę nad zastawionym stołem przerwało nieoczekiwane wejście ojca Yvesa.

Podszedł do nich z uśmiechem, wymieniając z każdym serdeczny uścisk dłoni, jakby ich widok szczerze go ucieszył.

– Nie wiedziałem, że i pan wybiera się do Turynu, panie Valoni. Kardynał powiedział mi tylko, że pani doktor złoży nam wizytę, zdaje się jutro?

– Tak, jutro – potwierdziła Sofia.

– Jak się toczy śledztwo? Roboty w katedrze już się zakończyły, wierni znów mogą adorować całun. Wzmocniliśmy środki bezpieczeństwa, COCSA zainstalowała supernowoczesny system przeciwpożarowy. Nie sądzę, by powtórzyły się kłopoty.

– Oby miał ksiądz rację – westchnął Valoni.

– Nie będę przeszkadzał, udanej kolacji.

Odprowadzili go wzrokiem do stolika, przy którym siedziała młoda brunetka. Valoni się roześmiał.

– Wiecie, z kim je kolację nasz ojczulek?

– Z pewną całkiem ładną czarnulką. Ach, ci nasi księża… – mruknął zniesmaczony Giuseppe.

– To Ana Jimenez, siostra Santiaga.

– Rzeczywiście. Nie poznałem jej.

– Teraz to ja podejdę do ich stolika, żeby się przywitać – oznajmił Valoni.

– Może się przysiądą? Zaprosimy ich na drinka? – podsunęła Sofia.

– To by znaczyło, że wzbudzili nasze zainteresowanie, a chyba nie o to nam chodzi?

Komisarz przemaszerował przez całą salę i stanął przy stoliku księdza. Ana Jimenez posłała mu szeroki uśmiech, zapraszając serdecznie, by do nich dołączył. Przyjechała do Turynu cztery dni temu, chętnie z nim porozmawia.

Valoni odpowiedział, że z przyjemnością zaprosi ją na kawę, jeśli będzie miał wolną chwilę, i że nie zamierza długo zabawić w mieście. Kiedy zapytał, pod jakim numerem telefonu można ją zastać, Ana poprosiła, by dzwonił do hotelu Alexandra.

– To miły zbieg okoliczności, my również zatrzymaliśmy się w tym hotelu.

– Brat polecił mi to miejsce. Zdaje się, że to dobry hotel na parodniowy pobyt.

– W takim razie na pewno nadarzy się okazja, by porozmawiać.

Valoni pożegnał się i wrócił do swojego stolika.

– Ta młoda dama zatrzymała się w tym samym hotelu co my.

– Cóż za przypadek! – mruknął Giuseppe.

– Nie, to żaden przypadek. Santiago polecił jej ten hotel.

Można się było tego spodziewać. Będzie zbyt blisko, starajmy się więc jej unikać.

– Cóż, nie wiem, czy chcę unikać takiego cukiereczka! – wykrzyknął ze śmiechem Giuseppe.

– Oświadczam ci, że jednak będziesz jej unikał, i to z dwóch powodów: po pierwsze, Ana jest dziennikarką i uparła się, że ustali, co kryje się za wypadkami w katedrze, po drugie, jest siostrą Santiaga, a ja nie życzę sobie żadnych skandali i złamanych serc, zgoda?

– Zgoda, tylko żartowałem.

– Ana Jimenez to nieustępliwa i inteligentna kobieta – odezwała się Sofia. – Lepiej z nią nie zadzierać. W liście, który przysłała bratu, zawarła wiele interesujących wątków, choć to tylko sprytne spekulacje. Nie broniłabym się, gdyby nadarzyła się okazja zamienić z nią słowo.

– Sofio, nie powiedziałem kategorycznie „nie”, ale musimy być bardzo ostrożni.

– A jak mam rozumieć jej zażyłość z księdzem Yvesem? – myślała na głos Sofia.